11 października 2013

53. Dziewiętnaście lat później

 - Rose, spakowałaś kapelusz? Ma być dzisiaj straszny upał.
 - Tak, mamo, wzięłam.
 - A Hugo? Założę się, że zapomniał. – Pokręciłam głową na boki, po czym westchnęłam. – Ron, przygotowałam wam kanapki! I pospiesz się, Potterowie będą za trzy minuty!
 - Jestem już prawie gotowy, kochanie! Widziałaś moją różdżkę?
 - Jest na półeczce w łazience. Wolę nie pytać, do czego jej potrzebowałeś.
     Był gorący, lipcowy dzień dwa tysiące siedemnastego roku. Ron i Harry postanowili zabrać dzieci na całodzienną eskapadę w góry, żeby – jak utrzymywali – szukać śladów górskich trolli i innych magicznych stworzeń. Rose i Hugo byli bardzo podnieceni.
 - Znalazłem – rzekł mój mąż, pakując do plecaka pokaźny stos domowych kanapek. – Już dziesiąta… Mam nadzieję, że się nie spóźnią, bo inaczej świstoklik odfrunie bez nas.
     Ledwo to powiedział, płomienie w kominku zabarwiły się na szmaragdowo i już po chwili ze środka wyszli James, Albus, Lily i Harry. Otrzepali szaty z popiołu na nasz najlepszy, perski dywan, który dostaliśmy od moich rodziców. Usunęłam pył jednym ruchem różdżki.
 - Nareszcie – powiedziałam, witając się z nimi. – Jesteście głodni?
 - Dzięki, Ginny zdążyła nam zrobić śniadanie.
     Ginny, jako korespondent sportowy Proroka Codziennego, musiała czasami wyjeżdżać na kilka dni poza granice miasta. Dzieci zostawały wtedy pod opieką Harry’ego, który świetnie sprawdzał się w roli ojca. Potterowie byli najlepszym przykładem szczęśliwej rodziny.
     Podałam Harry’emu i Ronowi po dużym kubku gorącej kawy, rzucając okiem na dzieci. Albus i Rose natychmiast pogrążyli się w rozmowie na temat Hogwartu – oboje we wrześniu mieli rozpocząć swój pierwszy rok nauki i każdego dnia wypatrywali na horyzoncie sowy z listem ze szkoły. James, który szedł już do trzeciej klasy, przysłuchiwał im się z boku, od czasu do czasu opowiadając niestworzone historie o ceremonii przydziału i rzekomych dementorach strzegących wejścia do Wieży Gryffindoru. Za to Hugo i Lily zajęli się Mitruflem, naszym domowym, burym kotem, którego dostałam od Rona po śmierci Krzywołapa.
 - No, ale ty, Al, na pewno będziesz w Slytherinie – mówił James – więc żeby wejść do swojego pokoju wspólnego w lochach, będziesz musiał pewnie pokonać bazyliszka…
 - Nie będę w Slytherinie. Będę w Gryffindorze.
 - Skąd możesz to wiedzieć? To stara Tiara wybiera, gdzie trafisz…
 - Mówiłeś przed chwilą o jakichś testach magicznych – wtrąciła Rose.
 - No, bo potem sprawdzają twoje umiejętności, wiesz, czy naprawdę nadajesz się do tego domu, który wybrała Tiara. Jeśli nie zdasz, idziesz do Hufflepuffu, tam są same ciamajdy…
     Wywiązała się z tego zażarta kłótnia pomiędzy Jamesem a Albusem. Harry wzniósł oczy do nieba i zaczął podnosić się z krzesła, gotowy do interwencji, a Ron rechotał cicho z nosem utkwionym w gazecie, rozbawiony przez bzdury, które wymyślał najstarszy syn Potterów.
     Harry usiadł pomiędzy chłopcami z poważną miną.
 - Wiecie, czym jest miranda cyprusowa? – zapytał. Pokręcili głowami. – To takie magiczne, potężne drzewo, rosnące w lasach tropikalnych. Jego owoce są jednym z głównych składników eliksiru długowieczności. Jednak wyobraźcie sobie, że to ogromne, silne drzewo do przeżycia potrzebuje innej rośliny, maleńkich grzybków zwanych rubinkami. Miranda nie toleruje żadnych innych roślin w swoim otoczeniu, tylko rubinki, które za to, że pozwala im rosnąć w jej cieniu, transportują do jej korzeni specjalną substancję, powodującą ochronę kory przed szkodnikami. Takie współżycie nazywa się symbiozą. – Harry położył dłonie na ramionach synów. – A teraz wyobraźcie sobie, że miranda i rubinki się kłócą. Ta nie pozwala im rosnąć pod jej pniem, a te przestają ją chronić. Żadna nie poradzi sobie bez drugiej. Nie będzie owoców, ani eliksiru długowieczności, który czasem ratuje ludziom życie.
     Wszyscy przysłuchiwali się jego słowom. Nawet Ron wystawił głowę znad Proroka Codziennego, a Lily i Hugo stracili z oczu Mitrufla, który czmychnął do ogrodu.
 - Jak sami widzicie, naprawdę nie warto się kłócić – zakończył Harry.
     Sens opowieści zdawał się osiągnąć sukces.
 - No dobra… Może nie będziesz w Slytherinie – powiedział James, zakładając na siebie swój plecak. – Tiara o tym decyduje… każdy nowy uczeń zakłada ją na głowę…
     Wyszli przed dom, słuchając jak urzeczeni opowieści o dniu, kiedy to najstarszy syn Potterów wciągnął na siebie starą, wyświechtaną Tiarę Przydziału. Harry westchnął, dopił swoją kawę i również zaczął zbierać się do drogi.
 - Niezły sposób, Harry – pochwaliłam go z szerokim uśmiechem na twarzy.
 - Rety, stary – odezwał się Ron, pakując do torby siatkę słodyczy. Wciąż nie mógł wyjść z podziwu po opowieści przyjaciela. – Nie miałem pojęcia, że byłeś taki dobry z zielarstwa.
     Parsknęliśmy śmiechem. Mój mąż uniósł brwi do góry.
 - No co? – zapytał. – Nie miałem pojęcia, że jakieś grzybki rubinki…
 - Nie bądź kretynem, Ron – odparł Harry, podczas gdy ja zanosiłam się śmiechem. – Przecież nie ma żadnej mirandy cyprusowej ani rubinków. Wymyśliłem to, żeby przestali się kłócić i żeby mieć spokój przez resztę dnia. – Założył plecak. – Z zielarstwa pamiętam jedynie to, jak działa skrzeloziele. Może dlatego, że sam musiałem je wypróbować.
     Życząc mi miłego dnia, ruszyli w górę wzgórza Cotswolds.

~*~

     Przedpołudnie spędziłam na domowych porządkach, a potem wyruszyłam do Ministerstwa Magii na czterogodzinny dyżur w pracy. Na szczęście były tylko dwie interwencje – jedna w centrum Londynu, gdzie musiałam zmodyfikować pamięć dwudziestoletniej kobiecie, która utrzymywała, że na własne oczy widziała, jak jakiś człowiek w długiej pelerynie po prostu zniknął („Mówię pani, to jakaś magia!”), a druga w ubogiej, mugolskiej wiosce, gdzie kurczaki hodowane przez starego farmera zaczęły zionąć ogniem. Resztę czasu mogłam poświęcić na przygotowanie propozycji nowej reformy – pracowałam nad podjęciem działań mających na celu rozszerzenie praw domowych skrzatów.
     Wróciłam do domu wczesnym popołudniem. Rona z dziećmi jeszcze nie było, więc rozłożyłam na stole potrzebne materiały i, przygotowując przy okazji ciepłą kolację, redagowałam nową ustawę, którą miałam złożyć na biurku Ministra Magii w pierwszym tygodniu września.
     Pracę przerwało mi pukanie do drzwi. Podniosłam głowę znad książki Skrzaty domowe – jakimi magicznymi mocami mogą nas zaskoczyć? i ruszyłam korytarzem, zastanawiając się, kto może składać mi o tej porze niezapowiedzianą wizytę. Byłam pewna, że nikogo nie zapraszałam, ale być może zrobił to Ron, który czasem był zbyt spontaniczny.
     Pchnęłam drzwi, a kiedy zobaczyłam, kto stał po drugiej stronie, żołądek natychmiast podskoczył mi do gardła. To był ktoś, kogo z pewnością nie powinno tu być i jego pojawianie się w moim domu nie zwiastowało niczego dobrego.
     To był Blaise Zabini.
     Poznałam go od razu, chociaż od naszego ostatniego spotkania minęło ponad dziewiętnaście lat. Nie wyzbył się swojego złośliwego uśmiechu i pogardliwego spojrzenia, ale na twarzy pojawiły się już zmarszczki, a włosy mu się przerzedziły i lekko posiwiały. Mimo tego wyglądało na to, że dobrze mu się powodziło: ubrany był w elegancką, szafirową szatę czarodzieja, a tiarę w tym samym kolorze trzymał pod pachą.
 - Cześć, Granger – powiedział dziarsko. – Kopa lat.
     Byłam tak sparaliżowana, że odebrało mi mowę. Zabini przeszedł obok mnie, jakby był kimś mile widzianym w moim domu i ruszył do salonu, przyglądając się dokładnie wystrojowi mieszkania. Obejrzał pamiątki z naszych podróży i zdjęcia, które mieliśmy poustawiane na szafkach. Jedno, które przedstawiało całą naszą czwórkę przed Wieżą Eiffla w Paryżu, wziął do ręki i przyjrzał mu się z bliska. Uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy.
 - Gniazdo. Urocze. Na większym zadupiu się nie dało, Granger? – Usta wykrzywiła mu drwina. – A może powinienem teraz nazywać cię Weasley?
 - Czego ode mnie chcesz, Zabini? – zapytałam wojowniczo, a kiedy zobaczyłam, z jaką swobodą rozsiadł się na naszej kanapie w salonie, dodałam sucho: – Nie przypominam sobie, żebym pozwoliła ci się rozgościć w moim domu, Blaise.
     Udał, że tego nie słyszał.
 - Spokojnie, Granger… Tak, chyba zostaniesz dla mnie po prostu Granger. Mam coś, co może cię zainteresować… Ale nie oddam tego za darmo. Po to tu jestem.
 - Doprawdy? – założyłam ręce na piersi i oparłam się o framugę. – Nie sądzę, żeby w twoim posiadaniu było cokolwiek, na co mogłabym zwrócić uwagę, Zabini.
 - Mylisz się.
     Nie miałam zamiaru dać mu się sprowokować. Moim jedynym celem było jak najszybsze pozbycie się Ślizgona z mojego domu – zanim wróci Ron z dzieciakami, a mogli wrócić z każdej chwili. Na szczęście Blaise nie kazał mi długo czekać ani domyślać się odpowiedzi.
 - Mam wspomnienia, Granger. Wiele wspomnień.
     Zmrużyłam oczy, przyglądając mu się. Kontynuował, a z każdym kolejnym słowem czułam się, jakby jakaś żelazna pięść zaciskała się na moim sercu. Był świadomy, widział, jak na to wszystko reaguję, więc z każdą chwilą uśmiech na jego twarzy rozszerzał się.
 - Nigdy nie zastanawiało cię, dlaczego Draco nie pojawił się tego majowego świtu na Bedford Hill? Nie chcesz wiedzieć, co naprawdę wydarzyło się po upadku Czarnego Pana? Nie ciekawi cię, jakie rzeczy Malfoy przed tobą ukrywał, jakich tajemnic nigdy ci nie wyjawił, o czym po kryjomu spiskował z Ester?
     Miałam wrażenie, że moje serce w kilka sekund skuł lód.
     Czy nie chciałam wiedzieć? Och, zadawałam sobie te pytania każdego kolejnego ranka, kiedy otwierałam oczy! Echo wspomnień wciąż huczało mi w uszach, a przeszłość chodziła za mną jak cień, towarzysząc mi przez całe życie... Ale minęło dziewiętnaście lat, dziewiętnaście długich lat od tamtych tragicznych wydarzeń z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego roku. Nie mogłam powiedzieć, że zaakceptowałam tę sytuację, ale z pewnością jakoś nauczyłam się z nią żyć – z bólem, który czułam, myśląc o Malfoyu, ze strachem, który dopadał mnie w bezsenne noce, nawet z postacią Dziewczyny w Czerwonej Pelerynie, która odwiedzała mnie w snach. Dużo czasu zabrało mi zrozumienie, że już nigdy nie poznam prawdy – a tymczasem prawda zapukała do moich drzwi…
 - To już nie ma znaczenia, Blaise – odezwałam się cicho. Nawet mnie zdziwił ton mojego głosu: pełny bólu i goryczy. – To już tylko przeszłość. Niczego nie zmienię.
 - Tak, oczywiście masz rację – przytaknął, po czym spojrzał na mnie wymownie. – Ale jeśli prawda cię nie wyzwoli, Granger, to co tego dokona?
     Nie byłam pewna, czy istniało coś, co mogło mnie wyzwolić z sideł przeszłości. Mówiąc szczerze – wątpiłam w to. Ale szansa na poznanie całej przeszłości była kusząca, bardzo kusząca… Szczególnie, że to nie ja jej szukałam, tylko ona znalazła mnie.
     Przysiadłam na oparciu fotela, wpatrując się w Ślizgona.
 - Czego oczekujesz w zamian, Zabini?
     Znów się uśmiechnął. Odchylił się do tyłu, rozkładając się wygodnie na sofie.
 - Tylko informacji, Granger, informacji z samego Ministerstwa Magii – powiedział powoli i wyraźnie. – Interesuje mnie niejaka Anneliese Spring. Chciałbym wiedzieć o niej wszystko: adres zamieszkania, status krwi, imiona rodziców, nawet wyniki sumów.
 - Kim ona jest? Dlaczego jej szukasz?
 - To nie jest już twoja sprawa, Granger – odparł.
     Zastanowiłam się nad jego słowami. Wyczuwałam tu jakiś podstęp – w końcu Blaise Zabini bardzo rzadko robił coś uczciwie. Nie wydawało mi się, żeby szukał tej Anneliese Spring po to, by zaprosić ją na kubek dyniowego soku w Dziurawym Kotle. Perspektywa poznania prawdy o Draconie Malfoyu, prawdy tak ważnej i cennej dla mnie, była kusząca, ale… czy warto było po nią sięgnąć? Wiem, że kiedyś nawet bym nad tym nie myślała, ale po dziewiętnastu latach wszystko się zmieniło. Musiałabym włamać się do Ministerstwa Magii, do Kartoteki Czarodziejskiej i wykraść informacje, których pragnął Blaise.
     Nie byłam już tą Hermioną, co dawniej. Wtedy, w Hogwarcie, robiłam straszne i odważne rzeczy po to, by być z Malfoyem. Ale już nie miałam szansy odzyskać utraconej przeszłości, wiedziałam, że poznanie prawdy niczego nie zmieni. Żyłam w całkowitej nieświadomości dziewiętnaście lat, nieświadomości palącej umysł i duszę, duszącej i paraliżującej każdego dnia. Jeśli przetrwałam… to czy nie wytrzymam w tym stanie do końca?
     Zabini musiał wyczuć moje wahanie, bo natychmiast zapytał:
 - Kochałaś go, Granger?
     Spojrzałam na niego pustymi, martwymi oczami. Przez jedną, krótką chwilę poczułam się nikim i niczym, pustą powłoką pozbawioną uczuć, manekinem, któremu los odebrał duszę. Zapytał, czy go kochałam. Poświęciłam tak wiele, poświęciłam wszystko i gotowa byłam poświęcić jeszcze więcej, a on po dziewiętnastu latach przychodzi do mojego domu, rozdrapuje stare rany, budzi uśpione demony i ośmiela się pytać, czy kochałam Dracona Malfoya. Milczałam, ale moje ciało miało dość ciszy. Nie wiem, w którym momencie z moich oczu popłynęły łzy, ale nie miałam ochoty dłużej oglądać Ślizgona w Gnieździe.
 - Wynoś się, Zabini.
     Mój głos był suchy i nienaturalnie sztuczny. Sama go nie poznałam i gdybym nie była pewna, że mam kontrolę nad sobą, nie uwierzyłabym, że te słowa wyszły z moich ust.
     Blaise wstał z dziwnym tryumfem na twarzy, który wcale mi się nie spodobał. Przecież nie powinien się tak cieszyć, skoro właśnie mu odmówiłam i dodatkowo – wyrzuciłam go z domu. Ale on wcale nie wydawał się przygnębiony, wręcz przeciwnie, sprawiał wrażenie podejrzanie zadowolonego, jakby osiągnął zamierzony cel. Stanął przede mną i spojrzał mi w oczy, ale ja usilnie unikałam jego wzroku. Chciałam, żeby już wyszedł.
 - Rety, Granger, już rozumiem. Ty nadal go kochasz.
 - Wynoś się – powtórzyłam.
     Skierował swoje kroki do drzwi, ale ja nie ruszyłam się z miejsca.
 - Gdybyś jednak zmieniła zdanie, twoja sowa z pewnością mnie znajdzie – powiedział jeszcze, nim zamknął za sobą drzwi frontowe.
     Stałam wciąż w tym samym miejscu, czując, jak martwe serce łomoce mi się w piersi. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że dziewiętnaście lat nie znaczyły nic, że wciąż odczuwałam ten sam ból, jakby wszystko wydarzyło się zaledwie wczoraj. Po co Zabini przyszedł do mojego domu, dlaczego przetarł z kurzu całą przeszłość, z którą – chociaż nie dawała o sobie zapomnieć – nauczyłam się już jako tako żyć? Przecież ten poranek w niczym nie zapowiadał tej katastrofy: zaczął się jak zwykły dzień w moim życiu. Miałam trzydzieści siedem lat, wspaniałego męża i dwójkę cudownych dzieci, którym wspólnie stworzyliśmy dobry, bezpieczny dom, a teraz to wszystko mogło obrócić się w pył przez jedną, niezapowiedzianą wizytę niepożądanego gościa. Czy Malfoy wiedział o planach Zabiniego? Czy to on go wysłał, by mnie odnalazł? Jakie i kogo wspomnienia chciał dać mi Blaise?
     Stałam tak, ogarnięta strachem, bólem i sprzecznymi uczuciami, z trudem łapiąc oddech, gdy usłyszałam trzask drzwi frontowych i odgłos podnieconych rozmów Rose i Hugona. Szybko otarłam łzy z oczu i całą siłę woli włożyłam w to, by się uśmiechnąć.
 - Jak było, odnaleźliście jakiegoś trolla? – zapytałam.
 - Nie, ale widzieliśmy ogromne ślady! – odparł rozemocjonowany Hugo. – Naprawdę, mamo, były gigantyczne! A James przysięgał, że kiedy raz odwrócił się do tyłu, zobaczył, jak coś wielkiego wskakuje w las za naszymi plecami! To musiał być młody troll!
 - Znając Jamesa, mógł trochę podkoloryzować sytuację – stwierdził logicznie Ron, ściągając plecak na podłogę. – To był pewnie zwykły ptak…
 - Ale widzieliśmy kilka centaurów i całe stado chochlików kornwalijskich – odezwała się Rose, rozkładając się na fotelu. Była zmęczona, ale wyglądała ślicznie z rozwianymi, rudymi włosami i zarumienionymi policzkami. – A przy rzece rosły wnykopieńki, ale tata i wujek Harry nie pozwolili nam podejść do nich bliżej.
 - Jeszcze będziecie mieć ich dość na zielarstwie – mruknął Ronald.
     Przyglądał mi się badawczo swoimi dobrymi, brązowymi oczami i wiedziałam, że zauważył we mnie jakąś zmianę. Nic dziwnego, znał mnie doskonale. Byłam wdzięczna za to, że powstrzymał się od zadawania pytań, bo mogłabym ponownie pęknąć. Ale trzeba było przyznać, że Ron był dla mnie bardzo wyrozumiały. Niepisana zasada naszego małżeństwa brzmiała, że mówimy sobie o tym, o czym chcemy sobie powiedzieć.
     On opowiadał mi o wszystkim, ale ja nigdy nie byłam z nim szczera.
 - Może zrobię herbaty? – zaproponował troskliwie, a ja mimo całego koszmaru dzisiejszego dnia miałam ochotę się roześmiać. Ron był jednym z tych ludzi, którzy uważają, że lekarstwem na wszystko jest kubek ciepłej herbaty. Wiem, że wyniósł to jeszcze z domu, bo Pani Weasley na wszelkie kłopoty reagowała w ten sam sposób.
     Herbata. Magiczny sposób łagodzenia konfliktów i poprawiania samopoczucia.
 - Nie, dziękuję – odparłam, biorąc głęboki wdech. – Przygotuję wam kolację, pewnie jesteście głodni. A potem położę się wcześniej, dobrze? Trochę boli mnie głowa.
     Przeszłam do kuchni i zaczęłam zbierać ze stołu swoje materiały.
 - Chyba za dużo pracujesz – stwierdził Ron, opierając się o framugę drzwi. – Wezmę jutro wolny dzień i pomogę ci z tymi skrzatami, co? Razem na pewno coś wymyślimy.
 - Nie, naprawdę nie musisz sobie tym zawracać głowy, ja…
     Ze zdenerwowania wszystkie kartki wyleciały mi z rąk na podłogę. Schyliłam się, żeby je pozbierać, a Ron rzucił się, aby mi w tym pomóc. W podzięce obdarzyłam go ciepłym uśmiechem pełnym wdzięczności. Westchnął, przytrzymawszy trochę dłużej moją dłoń.
 - Naprawdę cię kocham, Hermiono – wyznał, a jego słowa napełnione były szczerością.
 - Wiem. – Uśmiechnęłam się do niego. – Za to ci dziękuję.
     Nienawidziłam się za to, ale nie potrafiłam odpowiedzieć: „Ja ciebie też, Ron”.

~*~

     Kilka dni później Rose otrzymała swój pierwszy list z Hogwartu. Żałowałam, że nie byłam w stanie cieszyć się z tego tak, jak ona, bo w głowie wciąż huczały mi niedawne słowa Zabiniego. Nie mogłam zrozumieć, skąd na jego twarzy pojawił się ten zwycięski uśmiech, kiedy wyrzuciłam go z domu. Jakby spodziewał się, że jednak niebawem stanie się coś, przez co zmienię zdanie i skontaktuję się z nim w tej sprawie. Nie sądziłam, że to mogło się stać.
     Ze względu na wyjazd Rose do szkoły, na początku sierpnia razem z Ginny i Albusem wybrałyśmy się na ulicę Pokątną, aby zrobić szkolne zakupy. Jamesa, Hugona i Lily zostawiłyśmy pod opieką dziadków Weasley, bo Harry i Ron nie mogli sobie pozwolić na wzięcie wolnego dnia w ministerstwie. Nie byłyśmy z tego powodu zmartwione – zakupy z nimi i tak były męczące, a kończyły się zwykle przed szybą sklepu miotlarskiego lub u George’a i Angeliny, w Magicznych Dowcipach Weasleyów. Podniecali się nowymi modelami latających mioteł jak uczniowie z pierwszej klasy, a kiedy już się naoglądali i wymienili między sobą spostrzeżenia, Ron zawsze proponował po kuflu kremowego piwa w Dziurawym Kotle lub porcję lodów u Floriana Fortescue (sam Florian już nie żył, ale słynna lodziarnia zachowała w nazwie jego nazwisko).
     Najpierw odwiedziliśmy Bank Gringotta, a szkolne zakupy zaczęliśmy od nabycia czarnych szat u Madame Malkin. Następnie Rose i Albus wybrali swoje pierwsze różdżki u Ollivandera. Po tym, jak Garrick Ollivander przeszedł na zasłużoną emeryturę, interes przejął jego syn, Gideon. Sprawdzał się w tym równie dobrze jak jego ojciec, a dodatkowo odważył się wykorzystywać nowe rdzenie do swoich produktów.
     W końcu Rose zdecydowała się na dębową różdżkę z piórem hipogryfa, jedenastocalową, odpowiednio giętką, a Albus wybrał wierzbę i włos z ogona testrala, trzynastocalową, elastyczną. Prosto od Ollivandera udaliśmy się do Centrum handlowego Eeylopa, gdzie Rose wybrała sobie ładnego puchacza. W Esach i Floresach nabyliśmy wszystkie niezbędne szkolne podręczniki, w aptece Sluga i Jiggersa uzupełniliśmy zapasy niezbędnych ingrediencji do eliksirów, a wyprawę uwieńczyliśmy kupnem cynowych kociołków.
     Po udanych wojażach na ulicy Pokątnej, Ginny zaprosiła nas na obiad do domu Potterów w Dolinie Godryka. Po drodze do Dobby’ego wstąpiliśmy do Nory po Jamesa, Lily i Hugona, ale babcia Weasley tak nas zagadała, że wyszliśmy stamtąd dopiero po godzinie. Wysłałam przez nowego puchacza Rose wiadomość do Rona, gdzie jesteśmy, po czym zasiadłyśmy z Ginny w kuchni jej domu. Albus i Rose pokazywali młodszemu rodzeństwu nowe książki.
 - Nie mogę uwierzyć, że ten czas tak szybko zleciał – powiedziała Ruda, patrząc na swoje dzieci. – Albus niedawno jeszcze ledwo utrzymywał równowagę na miotle, a teraz zobacz, już idzie do Hogwartu. Niedługo i Lily dostanie list. – Westchnęła. – Chyba się starzeję.
     Pokiwałam głową, przyglądając się ślicznej Rose.
 - Po prostu nie mogę uwierzyć, że za jakiś czas ten dom będzie pusty – kontynuowała Ginny, wprawiając w ruch szczotkę do naczyń jednym ruchem różdżki. – To prawda, że czasem miałam serdecznie dość tego huku, krzyków i hałasu… Szczególnie, kiedy zgrali się Teddy z Jamesem… Ale gdy pomyślę o tej ciszy, o starości… to wolę jednak harmider.
 - Taka już jest kolej rzeczy – odparłam, zgodnie z prawdą.
     Odpowiedziała mi kolejnym westchnięciem.
     Niedługo potem usłyszałyśmy trzask frontowych drzwi, a zaraz potem radosne głosy, kiedy Ron i Harry witali się z dziećmi. Albus i Rose opowiedzieli im w skrócie o naszej podróży na ulicę Pokątną, ale mój mąż przerwał im w pół słowa.
 - Ten puchacz zeżarł mi cały raport dotyczący czarnomagicznych przedmiotów – mówił, podczas gdy Harry zanosił się śmiechem. – Gdyby twój wujek nie był moim szefem, Rose, po takim numerze od razu wyrzuciliby mnie z ministerstwa na zbity pysk…
 - To był pierwszy lot Brutusa, tato…
 - Nie jestem pewien, czy w Hogwarcie pozwalają trzymać żarłoczne sowy…
     Harry, uśmiechnięty od ucha do ucha, wszedł do kuchni i ucałował Ginny na powitanie. Lubiłam patrzeć na Potterów. Zasługiwali na największe szczęście, mieli je i potrafili to docenić. Nawet po tylu latach widać było, że wciąż są w sobie zakochani jak nastolatkowie.
     Ron wszedł do pomieszczenia zaraz później. W odróżnieniu od przyjaciela, wcale się nie uśmiechał. Cmoknął mnie w usta i opadł na krzesło obok, wzdychając ciężko.
     Wybraniec rzucił na stół najnowszy numer tygodnika „Czarodziejska Plotkara”.
 - Po co to kupiłeś? – powiedziała natychmiast Ginny, wskazując na migoczącą okładkę magazynu. – Zawartością tego szmatławca mogłabym nawozić nasz ogródek.
 - Rozdawali w atrium ministerstwa – wyjaśnił Harry, wzruszając ramionami.
     „Czarodziejska Plotkara” była gazetą dla wyjątkowo zdesperowanych. Z treści artykułów nie można było wydobyć niczego wartościowego, bo reporterzy skupiali się na najnowszych skandalach lub życiorysach ważnych osobistości w magicznym świecie.
 - Idźcie do jadalni, kolacja zaraz będzie gotowa – poleciła Ruda.
     Harry i Ron posłusznie wstali, by przywołać dzieci do stołu. W tym czasie przysunęłam do siebie kolorowy magazyn, przeglądając od niechcenia jego zawartość. Nie spodziewałam się odnaleźć niczego interesującego, ale ledwo przerzuciłam pierwsze strony tygodnika, natychmiast zamarłam, patrząc z przerażeniem na dużą fotografię.
     To był Draco Malfoy. Trzydziestosiedmioletni mężczyzna, dumnie wyprostowany, blady, z jasnymi włosami, choć już rzadszymi niż te, które zapamiętałam. Trzymał rękę na ramieniu syna, który wyglądał jak jego kopia ze szkolnych lat Hogwartu. Obok stała kobieta z długimi, czarnymi włosami i poważną twarzą, zgrabna, sprawiała wrażenie nieco wyniosłej.
     To jej postać najbardziej mnie zainteresowała.
 - Co tam masz, Hermiono? Kogo tam zobaczyłaś? – zapytała Ginny, patrząc na ruchomy obraz. – Och. No tak. Ale to tylko Malfoy – powiedziała, wzruszając ramionami.
     Przeczytałam nagłówek pod fotografią: „Na zdjęciu (od lewej): Draco Malfoy, jego żona, Astoria Malfoy (z domu Greengrass) oraz ich syn, Scorpius”.
     - No tak, coś słyszałam o tym ich synu – kontynuowała Ruda. – Zdaje się, że jest w wieku Albusa i Rose, pewnie będą w tej samej klasie. Hej, Hermiono, co ci jest?
     Przez chwilę czułam się, jakbym spadała w dół z bardzo wysoka. W postaci kobiety u boku Dracona było coś dziwnie znajomego, choć nie od razu potrafiłam rozpoznać, co takiego… Aż w końcu przyszło zrozumienie – tak szybko, jakby wyprzedzało myśli.
     Wskazałam palcem na fotografię w „Czarodziejskiej Plotkarze”.
 - To nie jest Astoria Greengrass – wyszeptałam. – To Ester Silverman.

_________________________
Obiecuję, że dziś nie będę Was długo zanudzać. Właściwie poproszę tylko o wygospodarowanie kilku minut i wypełnienie krótkiej ankiety, którą znajdziecie TUTAJ. Sześć prostych, konkretnych pytań dotyczących narracji - chciałabym poznać Wasz punkt widzenia :)
Pozdrawiam serdecznie!

PS: Wciąż nie działa zakładka Aktualności. Rozdział 54 - 18 X.

39 komentarzy:

  1. Zbieram szczenkę z podłogi.
    Jak to się stało, że Ester nie umarła...?

    OdpowiedzUsuń
  2. Miała oglądać TVD, ale najpierw postanowiłam przeczytać rozdział u Ciebie. I... DAMO KIER, JESTEŚ NIESAMOWITA!
    Pochłonęłam cały rozdział bardzo szybko i czuję lekki niedosyt. Ostatnie zdanie wywarło na mnie takie wrażenie, że nie zdołałam do tej pory zebrać szczęki z podłogi. JAK TO ESTER NIE UMARŁA? A może to tylko jakaś pomyłka? Boże. Nie każ mi czekać tygodnia, bo nie wytrzymam chyba!
    Nie sądziłam, że Blaise się jeszcze pojawi. Ale Zabini to Zabini, racja?
    Jej, to chyba najszybciej napisany przeze mnie komentarz, no, ale, ale, ale... UGH. Nawet nie wiem, co mam napisać.
    Jesteś naprawdę świętną pisarką i potrafisz sprawić, że czytelnik chce więcej i więcej. Naprawdę gratuluję Ci takiego talentu :) Może któregoś dnia będę pisała równie dobrze :D
    Pozdrawiam serdecznie ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo kurcze tego to sie na pewno nie spodziewałam, Ester ale jak to Ester, pięknie namieszałaś...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju strasznie namieszałaś, Ester ? Ciekawie.Zadziwiłas mnie tym rozdziałem.nie każ nam czekać bo nie wytrzymam w tej nie świadomości.Blaise.. mam nadzieję że Hermiona się zgodzi na jego układ. Jesteś świetna i cię uwielbiam , gratuluję talentu kochana ;) / Sandraaa

    OdpowiedzUsuń
  5. Ratunku! Wypełniłam ankietę, lecz nie wiem, gdzie mam kliknąć, żeby ją wysłać/zapisać. Pytanie tylko, czy ja jestem ślepa, czy rzeczywiście coś jest nie tak? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest - mój błąd. Już wszystko powinno działaś. Dziękuję za czujność! :D

      Usuń
  6. Nie no kurwa nie wierzę ... przepraszam za niecenzurowane słowa, ale Ester?! Co jest grane, no kurde ... to nie możliwe. Jak się okaże, że Draco wcale nie kochał Hermiony, to udusze Cię gołymi rękami :D
    Ja od początku wiedziałam, że z nią będą problemy i nie myliłam się, no.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie przepadałam za Ester, ale było mi jej szkoda, gdy "umarła"
    Teraz to siedzę z wytrzeszczonymi oczami. Zaskoczyłaś mnie. Mam nadzieje, że jednak wszystko się dobrze skończy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne, po prostu super. Kurczę, o co chodzi z Ester? Jakim cudem ona żyje? Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. nie no !! w tej chwili to mnie zdenerwowałaś !!!!! co to do chuja pana ma być :D ?? no ok przyszedł Zabini namieszał Hermionie w głowie ,a ta głupia się jeszcze nie zgodziła ?? no głupia jakaś :D no ale ok . następna żecz to Ester (o matko jak ja ja kocham *.*) co ona tam robi ?? mam nadzieje że to był taki plan żeby Hermiona była bezpieczna , bo jak okaże się że Draco i Ester się z niej nabijali i on jej wcale nie kochał to ja cię chyba .....no nie wiem ale na pewno ci coś zrobię :D
    o jeju czy ten rozdział nie może być wcześniej ?? :C
    ale i tak kocham twojego bloga *.* <3
    pozdrawiam :***
    ~Herma

    OdpowiedzUsuń
  10. dawno mnie nic nie wbiło tak w fotel jak ostatnie słowa Hermiony. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie Ester. Draco nie kocha Ester, prawda? ; d bo jakoś nigdy ich razem nie widziałam xdd
    czekam na kolejny rozdział ;d

    OdpowiedzUsuń
  11. Ester? Nie wytrzymam do kolejnego rozdzialu! Pozdrawiam Anta

    OdpowiedzUsuń
  12. Ester Silverman żyje?! Ciekawe jak to się stało. Świetny rozdział, czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  13. Wow, magiczny rozdział. I świetna końcówka, wiesz jak sprawić by czytelnik nie mogl doczekać się ciągu dalszego !:)
    Scatty

    OdpowiedzUsuń
  14. Kobieto czy Ty wiesz co narobiłaś?Ja mam czekać TYDZIEŃ?Nie wytrzymam tyle.Normalnie nie będę mogła spać po nocach ;D A tak na serio to nie wiem co wymyśliłaś z tą Ester,ale będzie ciekawie.
    Pozdrawiam,Agata.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wierzę! ESTER ?!?! Ale przecież... no bo ona.... JAK TO? Damo Kier, jesteś mistrzynią w zaskakiwaniu! Wiedziałam, że nas czymś zadziwisz, no ale Ester to się nie spodziewałam. Wracam do zbierania szczeki z podłogi, może jak w końcu mi się to uda to dopiszę bardziej rozbudowany komentarz i wypełnię ankietę, a tym czasem życzę miłego weekendu!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział przecudowny!!!! :) ankieta wypełnona

    OdpowiedzUsuń
  17. ja nie wiem jak prztrwam do następnej notki ... Czekam . Jak zawsze super

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja... ale...jak... nie wierze. Do tej piry nie mogę uwierzyć w to co przeczytałam. ESTER? Przecież to jest... aghhhhh. Przynajmniej z 10 razy czytałam ostatnie zdanie -naprawdę. Przysięgam, do tej pory w to nie wierzę... jestem w takim szoku... . Damo jestes poprostu mistrzynią. Nigdy nie czytałam nic lepszego. Nigdy nie zaskoczyło mnie tak żadno opowiadanie. Twoje jest po prostu doskonałe, idealne. Kiedy przeczytałam zakończenie, oczy miałam jak spodki, a ręce zaczęły mi się trząść. Po prostu szczęka na ziemi i nie wierzę.
    Jesteś genialna!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  19. O mój Boże.....
    Jesteś G.e.n.i.a.l.n.a !
    Aż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału....tyle się dzieje....
    Weny
    Pozdrawiam,Lili :)

    OdpowiedzUsuń
  20. No i końcówka powaliła mnie na kolana :) Nie wiem jak to jest możliwe, że Ester żyje, ale mimo to bardzo podoba mi się fakt, że wplotłaś w akcję coś takiego :) Świetny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  21. Wow no tego to się nie spodziewałam! Ester żyje a do tego ma dziecko z Malfoyem!!!! :O No nieprawdopodobne! Teraz to Hermiona na pewno pójdzie do Zabiniego!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  22. omg, nie wiem co mam napisać hahahhaha, chce mi się śmiać i nie wiem no nie wierzę, nieźle namieszałaś. Aż mnie w żołądku ściska, czekam z niecierpliwością na 54.
    pozdrawiam ;*
    [aleksandra]

    OdpowiedzUsuń
  23. o żesz w mordę jeża!
    To ona żyje?!
    Jeżeli Hermiona była jakimś nic nie znaczącym epizodem w jego życiu to chyba wyjde z siebie i stane obok.
    I co za wspomnienia ma Zabini??
    Normalnie nie wierze aż szczeka mi opadła.Dziwie sie że gałki oczne mi nie wypadły ;p
    Nieźle pojechałaś z tym rozdziałem ;]

    OdpowiedzUsuń
  24. O... Mój... Boże!!!
    Damo Kier! Kto jak kto, ale ty to potrafisz podnieść mi ciśnienie!
    ESTER?! ESTER SILVERMAN?! ;O
    Tego się nie spodziewałam! No po prostu szok!
    No i teraz nie wiem czemu, przestałam darzyć sympatią Dracona! ;o
    Jak on tak mógł! Przez te wszystkie lata wiedział (chyba) o tym, że Ester tak na prawdę nie umarła! I tym sposobem właśnie okłamywał biedną Hermionę :c
    Mam nadzieję, że w następnym rozdziale wszystko się wyjaśni i znowu zacznę darzyć sympatią Dracona Malfoya <3
    A co do Rona - trochę mi go żal ;c Ma wspaniałe dzieci i troskliwą żonę, która przez cały czas kocha tego innego...
    Mam nadzieję (znowu) że Hermiona go nie skrzywdzi...

    Życzę ci weny, Damo Kier :*
    I żebyś nigdy nie zmieniała taktyki pisania! Bo sposób, w jaki piszesz jest cudowny. Świetnie wyrażasz uczucia Hermiony. Wspaniale opisujesz najdrobniejsze szczegóły. Widać, że wkładasz w pisanie pasję i prawdziwe uczucia. Oby tak dalej <3

    Pozdrawiam ciepło i jeszcze raz życzę weny ;)
    //Lav.

    OdpowiedzUsuń
  25. Crushed it. Normalnie nie mogę podnieść szczęki z podłogi. Ester?! Malfoy ty gnido!! Jak mógł pozwolić myśleć Mionie... Jak?

    OdpowiedzUsuń
  26. Mam pytanie z innej beczki. Jak idzie Ci pisanie rozdziału na blog "Istniejemy, póki ktoś o nas pamięta" ?

    OdpowiedzUsuń
  27. MALFOY - Grrrrrrrr jak mógł?
    Nie kochał Mionki ? :(((
    Nie wierzę no nie rób nam tego ; (((((

    OdpowiedzUsuń
  28. DAMO KIER!!! JESTEŚ NIESAMOWITA! Tak jak ktoś już napisał w komentarzu - zbieram szczękę z podłogi!
    L.

    OdpowiedzUsuń
  29. JA WIEDZIAŁAM, ŻE ONA ŻYJE! WIEDZIAŁAM! Boże ile emocji :O Nie mogę doczekać się następnego rozdziału,

    OdpowiedzUsuń
  30. Whaaaaat, o co chodzi, o co chodzi!? Jeśli Draco nie kocha Hermiony to złamiesz mi serce!
    Czekam na następny!
    lily-evans-weasley.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  31. Super po prostu super. Ale co Ester żyje?? szok po prostu szok przeżyłam czytając to. ale super pisz dalej. To mój blog http://dramionemiloscskrywanalatami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  32. Ze co ??? Wow teraz to mnie konkretnie zagielas i nie wiem o co kaman Draco, Ester helloo przeciesz ona miala byc ded a Hermi uciec z Draco buuu to dlatego Zambini byl taki szczesliwy no nie moge sie doczekac nastepnego postu ;)

    OdpowiedzUsuń
  33. Po tym, co przeczytałam nie jestem w stanie napisać nic sensownego...Przepraszam. Jestem wstrząśnięta. Zabini zjawia się u Hermiony? Wspomnienia? Czyżby Dracona? Czy możliwym jest, aby oddał swoje wspomnienia, albo może ktoś mu je odebrał?Ester żyje? I w dodatku jest żoną Malfoy'a?
    Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi...
    Powinnam napisać, że rozdział wyszedł Ci rewelacyjnie, ale to na pewno już wiesz;) Tyle razy Ci to mówiłam. O to powiem, coś nowego. Twój Ron, a w zasadzie jego kreacja za Twoją sprawą sprawiła, że go lubię...kurczę, sama w to nie wierzę, ale tak jest. Lubię Twojego Rudzielca;)
    Mało mi;p
    Czekam z rosnącą niecierpliwością na kolejny rozdział;)
    Pozdrawiam,
    V.

    more-than-enemies-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  34. Wychodzi na to ze Draco nigdy nie kochał Hermiony a kochał ester ? Ej czytam ten rozdział 10 raz i nie mogę uwierzyć ze ester żyje! Jak ?! Hermiona powinna iść do Blaisa i z nim porozmawiać ja chce kolejny rozdział no !

    Twoja Klaudia <3

    OdpowiedzUsuń
  35. Błagam cie o kolejny rozdział i to jak najszybciej no spać nie mogę po nocach !

    OdpowiedzUsuń
  36. Napisałaś +18 mam przeczucie ze to coś miedzy draco i hermiona ale moze ton zdradził Hermione ? Albo na odwrót chce kolejny rozdział ! Kiedy dodasz nowy rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  37. Zazwyczaj komentowałam z anonimowego, bo nigdy nie mam czasu żeby się logować, ale dzisiaj wyjątkowo mam dzień wolny i postanowiłam skomentować z mojego profilu. Aż brak mi słów po przeczytaniu tego rozdziału... Jak to możliwe, że ester żyje? Czy to znaczy, że Draco zabawił się Hermioną i tak naprawdę nigdy jej nie kochał? Nic nie rozumiem...
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
    A co do zakładki 'Aktualności' , usuń gadżet z notką i zastąp go gadżetem html/java bo tam też można pisać :)
    Mam nadzieję, że pomogłam.

    OdpowiedzUsuń
  38. To takie straszne, że z pozoru szczęśliwe życie Rona i Hermiony nie jest usłane różami. No bo dwójka zdrowych dzieci, ciepły dom rodzinny, fajna praca, pieniądze też mają. A mimo to ona nadal kocha Malfoya. Myślałam, że i on kocha ją. Czekam jak głupia na powody dlaczego Malfoy ją wystawił, tu nagle okazuje się, że ona się związał z Ester. JAK? JAAAK? Może to tylko pomyłka, jakiś omam Hermiony czy coś w tym stylu. I jeszcze ten Zabini! Przychodzi po 19 latach jak gdyby nigdy nic i chcę przekazać Hermionie prawdę. Właśnie tego się boję, tej prawdy. Mam nadzieję, że Hemiona przystanie na jego propozycję i w końcu dowiemy się CAŁEJ prawdy.
    Lecę czytać następny rozdział, tak niewiele do końca, a ja ciągle jak głupia czekam na szczęśliwe zakończenie. Szczęśliwe zakończenie Hermiony, która ma poukładane życie, męża i dzieci. :'( Zbliżając ku końcowi utwierdzam się w przekonaniu, że to jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam.
    Nawet nie wiem po co piszę ten komentarz po 2 latach, pewnie nawet nie odczytasz go, ale chcę żebyś wiedziała, że absolutnie kocham twoją twórczość.

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy: