4 października 2013

52. Żyć dalej

     Odnalazłam rodziców pod koniec lipca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego roku. Wiedli spokojne, dostatnie życie w centrum Sydney, gdzie otworzyli mały gabinet dentystyczny dla dzieci z biednych rodzin. Byli szczęśliwi, ale od zawsze marzyli o córce… Kiedy wróciłam im pamięć, poczułam – po raz pierwszy od dawna, bardzo dawna – że robię coś nie tylko ze względu na siebie, ale przede wszystkim na nich.
     Cieszyłam się, że w tej mimo wszystko trudnej podróży towarzyszył mi Ron. Chciał być obecny w moim życiu, a ja mu na to pozwalałam, wierząc uparcie, że może nam się udać. Rodzice ucieszyli się, widząc nas razem. A on obiecał spróbować poznać świat mugoli.
     Wróciliśmy do Anglii prosto na huczne, osiemnaste urodziny Harry’ego, które w Norze zorganizowały Ginny i Pani Weasley. Ta ostatnia zalała się łzami, kiedy wręczała Potterowi wielki, własnoręcznie wykonany tort; powiedziała, że to z okazji wszystkich poprzednich urodzin, których Harry u Dursleyów nie mógł świętować, że nigdy nie odwdzięczy mu się za to, co zrobił dla jej rodziny, i że kocha go jak własnego syna. Za to Panu Weasleyowi głos uwiązł w gardle, więc zdobył się tylko na ojcowski uścisk, choć w jego oczach również błyszczały łzy, które otarł szybko skrajem szaty. A Harry… Harry trzydziestego pierwszego lipca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego roku otrzymał najwspanialszy prezent, jaki mógł sobie wymarzyć. Oświadczył się Ginny… a ona się zgodziła. Wciągnęła na serdeczny palec piękny pierścionek z migoczącym rubinem – wykonany przez goblinów na specjalne zamówienie, Pani Weasley zalała się jeszcze większymi łzami, a wszyscy dookoła zaczęli bić brawo i skandować ich nazwiska. Harry zdradził nam później, że nigdy wcześniej tak bardzo się nie bał – nawet wtedy, gdy stanął oko w oko z rozwścieczonym rogogonem.
     W ten sam dzień sowy przyniosły listy z Hogwartu, w których dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa, profesor Minerwa McGonagall, informowała o możliwości powrotu na siódmy rok nauki i pisemnym zaliczeniu Okropnie Wyczerpujących Testów Magicznych. Zaznaczyła wyraźnie, że w niektórych przypadkach nie jest to konieczne, a jeśli tylko będzie w stanie, z chęcią indywidualnie pomoże w wyborze przyszłego magicznego zawodu. Żadne z naszej trójki nie wracało do Hogwartu we wrześniu. Co prawda Ginny nie uśmiechało się tak długie rozstanie z narzeczonym, ale, ściskając w ręku błyszczącą odznakę kapitana drużyny Gryffindoru w quidditchu, stwierdziła w końcu, że może nie będzie tak źle.
     Do końca sierpnia mieszkałam w rodzinnym domu przy South Street w Londynie, ale szybko okazało się, że wygodniej będzie mi przycupnąć na jakiś czas gdzieś bliżej magicznego świata. Z tego powodu wynajęłam na kilka długich miesięcy pokój w Dziurawym Kotle, który może nie był pięciogwiazdkowym hotelem, ale w zupełności spełniał moje wymagania. I tak wracałam tam tylko na noce: od rana do wieczora przebywałam w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga, gdzie odbywałam wyczerpujące kursy na wykwalifikowanego uzdrowiciela. Pełnoprawne dokumenty odebrałam dwa lata później i w październiku dwutysięcznego roku założyłam żółto – zieloną szatę z wyszytym na piersi emblematem przedstawiającym skrzyżowaną kość z różdżką.
     Mniej więcej w tym samym czasie przyjęłam oświadczyny Rona. Być może nie powinnam tego robić, ale przeszłość wciąż cholernie bolała, a ja byłam pewna, że lekarstwem na to jest życie własnym życiem, teraźniejszością, a nie tym, co już minęło. Nigdy w pełni mi się to nie udało, ale próbowałam. Wierzyłam, że moje złamane serce może uleczyć tylko nowe uczucie, więc z całych sił pragnęłam pokochać Rona – nie jak brata i najlepszego przyjaciela, ale jak mężczyznę, z którym spędzę resztę swoich dni. Zaangażowałam się w nasz związek, chciałam dać mu szczęście, siebie i swoje serce – ale ja serca już nie miałam. Kilka lat wcześniej skradł je pewien arogancki Ślizgon; skradł, złamał i porzucił, i należy do niego.
     Ron wybrał piękną scenerię do zaręczyn. Zaprosił mnie na kolację, podczas której mieliśmy uczcić mój mały sukces, ale wylądowaliśmy w Dolinie Godryka, w domu Harry’ego, który poprosił nas o opiekę nad dwuletnim Teddym Lupinem. Sam dostał pilne wezwanie do ministerstwa, a Andromeda Tonks miała odebrać wnuczka dopiero wieczorem. Więc przybyliśmy do Dobby’ego (tak Harry nazwał dom, który postawił w rodzinnej wiosce – na cześć Zgredka, skrzata, który uratował nam życie) i tam, zabawiając małego Lupina, Ron klęknął i wyciągnął z kieszeni pierścionek z diamentem.
 - Ja… Kocham cię, Hermiono – wyjąkał, a głos drżał mu prawie tak bardzo jak ręce, w których trzymał pudełeczko z klejnotem. – Od dawna. I… eee… czychceszmożewyjśćzamnie?
     Pamiętam, że przez głowę przeleciały mi setki obrazów i myśli, zanim powiedziałam „tak”. Przez chwilę czułam się, jakbym oglądała kiepski film zmontowany przez mało wprawnego reżysera – film z mojego życia, w którym główną rolę grał Draco Malfoy. To on powinien przede mną klęczeć i prosić mnie o rękę. To z nim powinnam dzielić resztę życia, bo to jego wciąż kochałam i to jego kochać miałam przez resztę wieczności. W oczach stanęły mi łzy – Ronald odczytał je jako reakcję wzruszenia – po czym kiwnęłam głową.
     Kilka lat później wyznał mi, że przygotowywał się do tego od wielu miesięcy, że dokładnie przemyślał, co mi powie, nauczył się na pamięć każdego słowa, ćwiczył przed lustrem płynność i intonację, ale gdy przyszło co do czego, po prostu zdębiał.
     Ron pracował wtedy u swojego brata, George’a, w Magicznych Dowcipach Weasleyów, a ja w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga na oddziale Wypadków Przedmiotowych. Pobraliśmy się latem dwa tysiące trzeciego roku, dwa lata po tym, jak na ślubnym kobiercu stanęli Harry z Ginny. Jak możecie się domyślić, nie był to najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Kiedy wkładałam na siebie śnieżnobiałą suknię i brałam do ręki śliczny bukiet kwiatów, miałam nieodparte wrażenie, że robię coś wbrew sobie.
     Wesele było huczne i naprawdę wspaniałe, trwało do białego rana, a trwałoby jeszcze dłużej, gdyby ktokolwiek miał jeszcze siłę na taniec. Kiedy wracam pamięcią do tego dnia teraz, po tylu latach, wydaje mi się, że już wtedy zdawałam sobie sprawę, że nigdy nie pokocham Ronalda Weasleya tak bardzo, jak bym chciała, tak bardzo, jakby na to zasługiwał. Wciąż należałam do przeszłości, do Dracona Malfoya, którego od czasu pamiętnej rozmowy w Zakazanym Lesie, w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym ósmym, już nie spotkałam. Podobno pracował w którymś z departamentów Ministerstwa Magii, był też członkiem Rady Nadzorczej Hogwartu, jak kiedyś jego ojciec. Nazwisko „Malfoy” nie cieszyło się już w magicznym świecie taką sławą, jak dawniej, czarodzieje nie czuli już przed nim respektu. Czasy się zmieniły, ludzie się zmienili. Szkoda tylko, że nie ja.
     Zamieszkaliśmy z Ronem nieopodal wioski Cotswolds, w paśmie wapiennych wzgórz. Postawiliśmy tam dom, w pięknej scenerii źródła Tamizy, i nazwaliśmy go Gniazdo. Mój mąż pracował już wtedy w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, w Kwaterze Głównej Aurorów, razem z Harrym, który niedługo miał zostać szefem całego urzędu. Wspólnie przechodzili trzyletnie, wyczerpujące testy, które oboje ukończyli z wyróżnieniem, chociaż Ron zawsze powtarzał, że jego największym osiągnięciem nie jest uzyskanie tytułu aurora, ale znalezienie się na magicznych kartach czekoladowych żab. Trafiła tam cała nasza trójka niedługo po upadku Czarnego Pana, ale dla mnie nie był to powód do dumy – jak sami możecie się domyślać, najmniej na to zasługiwałam.
     Niedługo po ślubie i ja zmieniłam pracę, przenosząc się na trzeci poziom Ministerstwa Magii, do Departamentu Magicznych Wypadków i Katastrof, gdzie otrzymałam posadę w Kwaterze Głównej Amnezjatorów. Sarkazm życia: modyfikowałam pamięć innych ludzi, ingerowałam w ich wspomnienia, a ze swoją przeszłością nie umiałam sobie poradzić.
     Każde z nas pisało już własną historię, każdego los poprowadził inaczej. Dean Thomas na początku dwa tysiące piątego roku ożenił się z Parvati Patil, a Seamus Finningan mniej więcej w tym samym czasie oświadczył się Susan Bones, Puchonce z naszego roku. Seamusa często spotykałam w ministerstwie: pracował w Departamencie Transportu Magicznego, w Biurze Głównym Sieci Fiuu. Często narzekał na nieszczelne kominki i podwyżki eksportu proszku, ale lubił swoją pracę. Ron już w Hogwarcie przepowiedział mu przyszłość związaną z płomieniami i w późniejszych latach bardzo często się z tego nabijaliśmy.
     Neville Longbottom po powrocie z Argentyny wziął udział w jeszcze kilku kursach zielarstwa w kraju, zaliczył testy i niedługo potem zajął miejsce profesor Sprout jako nauczyciel w Hogwarcie. Odwiedzał nas czasami, w Gnieździe lub w Dobbym. Przez jakiś czas spotykał się z Luną Lovegood, ale szybko okazało się, że łączyła ich tylko przyjaźń – Neville później ożenił się z Hanną Abbott. Za to George Weasley poprosił o rękę Angelinę Johnson i już w dwa tysiące czwartym roku urodził im się syn, którego nazwali Fred – na cześć zmarłego podczas bitwy brata bliźniaka. W ministerstwie czasami spotkałam ich przyjaciela ze szkoły, Lee Jordana, który pracował w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Kiedyś nawet poprosił mnie o pomoc – ugryzł go olbrzymi, eksperymentalny gumochłon i ręka spuchła mu do rozmiarów dłoni Hagrida.
     Również z magicznymi stworzeniami miała do czynienia Luna, która podróżowała po świecie w ich poszukiwaniu. W roku dwa tysiące szóstym dostaliśmy zaproszenie na ślub Padmy Patil z Zachariaszem Smithem, ale nie uczestniczyliśmy w ceremonii, gdyż Ron uznał, że Smith był strasznym kretynem. Nie było za to żadnych wieści o Cho Chang, która prawdopodobnie wyjechała poza granice kraju. Kiedyś przysłała Harry’emu kartkę z Bułgarii, ale on ledwie rzucił na nią okiem. Kilka dni później podarła ją Ginny.
     Z Potterami utrzymywaliśmy najlepszy kontakt. Często odwiedzaliśmy się wzajemnie, w naszym Gnieździe lub ich Dobbym. Harry pracował w Kwaterze Głównej Aurorów jako szef urzędu, a Ginny po skończeniu szkoły przez kilka lat grała w quidditcha na pozycji ścigającej dla Harpii z Holyhead. Rzuciła zawodową grę w dwa tysiące trzecim roku, kiedy zaszła w ciążę i zaczęła pracować jako korespondent sportowy dla Proroka Codziennego. W dwa tysiące czwartym roku urodziła pierwsze dziecko, które Potterowie nazwali James Syriusz. Razem z Ronem zostaliśmy jego chrzestnymi rodzicami, ale mały James podał się przede wszystkim na swoich imienników, choć nie brakowało mu inteligencji.
     Zaszłam w ciążę w końcu dwa tysiące piątego roku i w sierpniu kolejnego urodziłam nasze pierwsze dziecko – uroczą córeczkę, którą nazwaliśmy Rose Molly. Moment, w którym po raz pierwszy wzięłam ją do rąk, był najszczęśliwszą chwilą w moim życiu od czasu rozstania z Malfoyem. Straciłam swoje życie już dawno, ale wierzyłam, że istniałam tylko po to, by dać nowe życie i szczęście tej małej, bezbronnej istotce. Ron zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Był wspaniałym mężem i jeszcze lepszym ojcem. Byłam pewna, że moje dzieci są z nim bezpieczne i żałowałam, że nie potrafię obdarzyć swojego męża większą miłością, na którą z całą pewnością zasługiwał. Na rodziców chrzestnych małej Rose wybraliśmy ja – Harry’ego, a Ron – Ginny. W tym samym roku na świat przyszło drugie dziecko Potterów – Albus Severus – którego chrzestnymi zostali George i Fleur.
     Dwa lata później, w dwa tysiące ósmym roku, urodziłam Hugona Ronalda, a Ginny Lily Lunę. Rose i Hugo byli niezaprzeczalnie najlepszym, co spotkało mnie w życiu. Starałam się być dobrą matką i myślę, że wychowałam swoje dzieci na dobrych ludzi. Obdarzyłam ich całą miłością, jaką w sobie miałam i zadbałam o to, by nie dowiedzieli się, że nigdy nie kochałam prawdziwie ich ojca. Chciałam być obecna w ich życiu. Kiedy byli mali, patrzyłam godzinami, jak śpią w swoich łóżeczkach, zastanawiałam się, kim będą w przyszłości i czy będą szczęśliwi. Miałam nadzieję, że nie podzielą losu swojej matki, która żyła w kłamstwie, uwięziona w przeszłości i własnej głowie, która przegrała swoją miłość w tym momencie, w którym pewna była zwycięstwa. Minęło tak wiele lat, a ja wciąż budziłam się i zasypiałam z imieniem Dracona Malfoya na ustach – mężczyzny, który nauczył mnie kochać, nie oczekując niczego w zamian, tego, który dał mi szczęście w pełnym wymiarze, by potem brutalnie mi je odebrać, zostawiając mnie tylko z bólem, który jak cień towarzyszył mi przez resztę dni i miał towarzyszyć mi aż do śmierci. A może nawet dalej, w wieczności.
     Spokoju nie dawała mi także ona, Dziewczyna w Czerwonej Pelerynie. Prześladowała mnie w snach; często budziłam się w środku nocy, zlana zimnym potem, nie mogąc i nie chcąc zamknąć ponownie oczu, by nie ujrzeć jej zielonych tęczówek, wypełnionych po brzegi przerażeniem. Często szeptała do mnie, śmiejąc się swoim ładnym, melodyjnym śmiechem. Powtarzała, że czeka na mnie i nie pozwoli o sobie zapomnieć, ale bardziej od tego bałam się innych jej słów – tych, które mówiły o naszej porażce. „Przepowiedziałam, że wszyscy przegramy, pamiętasz?” – powiedziała mi w którymś ze snów, uśmiechając się złowieszczo. Miała rację – wszyscy przegraliśmy. Ja, Malfoy, nawet Zabini. Ale ona pierwsza.
     Pragnęłam, żeby dała mi spokój i wiedziałam jednocześnie, że do tego nie dojdzie. A kiedy pewnego ponurego popołudnia na ulicy Pokątnej zobaczyłam jakąś kobietę w czerwonej pelerynie, moje serce ścisnęła żelazna dłoń. Poczułam, że zaczynam wariować.
     Można powiedzieć, że żyłam życiem swoich dzieci. Patrzyłam, jak dorastają i byłam na każde ich zawołanie. Ron często powtarzał, że je rozpieszczam, ale ja nie odbierałam tego w taki sposób. Chciałam po prostu, żeby były szczęśliwe i byłam gotowa zrobić wszystko, żeby do tego doprowadzić. Cieszyłam się, kiedy przychodzili do mnie ze swoimi problemami i radościami. To ja byłam tą, która ocierała im łzy i leczyła potłuczone kolana. Obojga kochałam równie mocno, ale Rose była do mnie bardziej podobna. Wrażliwa i ciekawska świata, a przy tym niesamowicie inteligentna. Ron często powtarzał, że chciałby, aby trafiła do Gryffindoru, ale ja myślę, że równie dobrze pasowałaby do Ravenclawu – zupełnie jak ja. Nigdy nie zdradziłam nikomu tego, że Tiara rozmyślała nad przydzieleniem mnie do Krukonów. Ale w końcu wybrała Gryffindor, bo – jak stwierdził Malfoy dawno, dawno temu – miałam zdecydowanie więcej odwagi niż rozumu. Chyba miał rację.
     Hugo o wiele bardziej przypominał ojca. Ron od najmłodszych lat starał się zaszczepić w nim miłość do quidditcha i myślę, że osiągnął zamierzony sukces. Zbudował w naszym ogrodzie miniaturowe boisko, ukrył je zaklęciami przed ewentualnymi ciekawskimi spojrzeniami mugoli, którzy zamieszkiwali tę samą wioskę i razem z synem spędzali tam długie godziny. Z tego powodu najczęstszymi gośćmi w Gnieździe byli Potterowie. Ginny siadała ze mną przy stole w ogrodzie, a Harry, James i Albus dosiadali mioteł. Czasem dołączała do nich także Lily, która całkiem nieźle radziła sobie w powietrzu.
     Patrząc z boku, można nas było uznać za szczęśliwą rodzinę i z pewnością nią byliśmy. Rose i Hugo sprawili, że nasze życie stało się pełne – a przynajmniej życie Rona. Gdyby ktoś zapytał mnie, czy uważam się za dobrą żonę, nie wiedziałabym, co odpowiedzieć. Niby prawie w ogóle się nie kłócimy, mamy dla siebie dużo zrozumienia i bezinteresowności, stworzyliśmy ciepły i przyjazny dom dla naszych dzieci. Ale to uczucie mojego męża wypełnia nasze małżeństwo, nie moje. Jestem dla niego dobra i nigdy nie mówię głośno o demonach, którymi jestem opętana. Nauczył się, że podchodzę raczej z dystansem do okazywania swoich emocji, ale jest przekonany o mojej miłości do niego. Kłamię go każdego dnia, zapewniając o swoim uczuciu, podczas gdy wiem, że nigdy nie będę jego.
     Mimo tego skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie jestem szczęśliwa z Ronem. Jestem. Ale są różne rodzaje szczęścia, a wiem, że on nigdy nie będzie w stanie mi dać tego najpełniejszego, którego zasmakowałam w ramionach Dracona Malfoya. Czasami bierze mnie obrzydzenie do samej siebie, gdy całując usta mojego męża myślę o elektryzującym dotyku Ślizgona, o zapachu jego ciała i nieprzeniknionej głębi jego szarych oczu. Nie uwolniłam się od przeszłości, nigdy nie znalazłam do tego drogi i wiem, że tak już pozostanie. Tą właśnie wieloletnią udręką, której koniec widzę tylko w samym umieraniu, płacę za wszelkie krzywdy, które wyrządziłam jako nastolatka. Jest ciężko, ale wciąż wierzę, że było warto. Podobno każdy ma swój czas na najpełniejsze życie – ja swój moment miałam, otrzymałam i wykorzystałam, i oddycham nim po dzień dzisiejszy.
     Ester Silverman powiedziała mi kiedyś, że stoję u progu piekła. Dopiero po wielu, wielu latach zrozumiałam jej słowa. Czas spędzony z Malfoyem był rajem – ale raj spłonął i zostały po nim same zgliszcza. To właśnie było piekło. Teraźniejszość, w której przyszło mi żyć i oszukiwanie mężczyzny, który kochał mnie całym sercem i całą duszą. Kto wie, może Ronald Weasley kochał mnie bardziej niż Draco Malfoy? Oczywiście, nie można porównywać ze sobą miłości, każda jest na swój sposób niezwykła, ale wiedziałam jedno: Ron nigdy mnie nie okłamał. Ron nigdy nie miał przede mną tajemnic. Ron nigdy mnie nie zostawił.
     Przez te wszystkie lata starałam się z całych sił odgrodzić od przeszłości, zapomnieć, odetchnąć, znienawidzić. Ale nie potrafiłam, bo wspomnienia wciąż bolały, nawet wtedy, gdy pokryła je gruba warstwa kurzu. Demony czuwały, a potwór zamieszkujący moją klatkę piersiową wciąż pomrukiwał złowieszczo. Hermiona Granger po raz kolejny umarła, by ponownie się narodzić, już z nowym nazwiskiem, z nowym życiem.
     Ale nigdy nie zapomniałam. Nigdy się nie uwolniłam.
     I nawet teraz – po tylu latach – wciąż pamiętam ten majowy poranek tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego roku, kiedy Draco Malfoy nie pojawił się na Bedford Hill...

___________________________
Fenomenem tego rozdziału jest to, że ma w sobie tylko jedną wypowiedź dialogową. Reszta to lity tekst. Nie było to zamierzone, po prostu tak wyszło :D

Studia come back, harmonogram iście do dupy, ale dam radę.

Coś się stało z zakładką Aktualności po prawej stronie, nie mogę zmienić jej treści, więc napiszę tutaj: rozdział 53 zostanie opublikowany 11 X 2013.

40 komentarzy:

  1. cudowne ,jak wszystko co już napisałaś *.*
    ~A

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww, cudo! Naprawdę świetnie opisałaś to co działo się w życiu Hermiony przez te kilka lat po wojnie :) Czekam na dalszy rozwój akcji, bo (jak mam nadzieję) nastąpi jeszcze coś zaskakującego.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku
    Ona nie moze być z Ronem :((
    Aż się popłakałam, bo niby Hermiona była szczęśliwa, ale w tym rozdziale było coś co poruszył mnie do łez :(
    Kurczę, a gdzie Malfoy? Gdzie, ja się pytam???
    To nie może się skończyć, tak, że Herm będzie z Ronem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe!
    Jejciu, już dawno nie czułam takiego ścisku w sercu czytając jakiś rozdział.
    To jak opisałaś życie Hermiony przez tyle lat, po prostu brak mi słów. Przyznam, że czytając to miałam wrażenie jakby to był już koniec, jakby to wszystko po prostu nie miało dokąd dalej iść, dlatego z jeszcze większym zniecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział. Chcę wiedzieć gdzie jest Draco! Chcę wiedzieć co się stanie! Co jeszcze wydarzy się w ich życiu! Czy coś się w nim zmieni?
    Jejciu, jestem tak tym naładowana, że szkoda słów.
    Czekam na kolejny i pozdrawiam :)
    ~Ryann Black

    OdpowiedzUsuń
  5. Po prostu mnie wcięło.
    Może później uda mi się napisać coś konstruktywnego.

    Jesteś genialna, Damo Kier. Po prostu genialna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uhh, nie cierpię, gdy Hermiona jest z Ronem. Po prostu nie, fuj, ble.

    Ale Tobie oczywiście udało się opisać to wszystko wspaniale. Masz niezwykły talent i mimo braku dialogów rozdział nie był wyklepanym kazaniem, lecz bardzo mnie zainteresował. ;D

    W ciągu tylu lat Draco nie dał o sobie znać? Dlaczego?

    Mam nadzieję, że odpowiedzi poznamy już nie długo. :D

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nową, myślę, że dość oryginalną miniaturkę "Look After You"

    Vilene (nie-pytaj-mnie-o-jutro.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne, tak mocno emocjonalne. Jedynie brakuje mi Malfoy'a ale obawiam się, że może się już nie pojawić;/ Mam nadzieję, że po zakończeniu tego opowiadania nie skończysz pisać. Pozdrawiam Syntia

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojejciu <3 No normalnie nie mogę, ty tak ładnie piszesz! Strasznie smutny mimo wszystko ten rozdział, bo to nie tak jak miało być. Chyba za bardzo to przeżywam... Tak czy inaczej też chciałabym tak pisać. I mimo iż staram się i staram i wydaje mi się, że to co moje jest ok, wchodzę na twojego bloga i mówię sobie "no nie" :D Pozdrawiam i życzę weny. Masz niewątpliwy talent, wykorzystaj go.
    Ps: Uwielbiam Ester Silverman. Myślała dokładnie tak, jak myślałam ja podczas czytania tego opowiadania xD
    friends-hogwart-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. To było strasznie wzruszające ;(((( Takie smutne, ale za razem szczęśliwe :( :P
    Ale ja chcę Malfoya kurde ; ( Może kochankami zostaną xD Nie no... :( szkoda... udawać szczęśliwą, kiedy się nią nie jest? :( WENY WENY !!! :*:*:**:

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo ładny. Pięknie i płynnie opisałaś ich życie. Wyczerpujące opisy emocji pojawiły się na końcu idealnie charakteryzując twój styl pisania. Naprawdę dobrze opisane. Żartobliwie, lekko i płynnie. Niesamowicie suneło się po tym tekście. Po prostu przepłynełam przez tą treść... :D Piękne. Jeden z lepszych rozdziałów

    OdpowiedzUsuń
  11. Twój sposób pisania jak zwykle jest genialny i opis uczuć też wyszedł ci super. Jednak treść mi się kompletnie nie spodobała jest to obraz szczęśliwej z pozoru rodziny gdzie Hermiona się męczy. I tu zastanawia mnie czy nagle nie zostanie wprowadzony Malfoy miłość okaże się silniejsza a wszyscy wkoło zostaną skrzywdzeni. Coraz bardziej razi mnie druga część opowiadania. Oczywiście to jest moje zdanie na ten temat tak jak już mówiłam piszesz świetnie dlatego życzę dużo weny Agfa

    OdpowiedzUsuń
  12. jeju. W żadnym opowiadaniu nie ma tak genialnie opisanych emocji jak w twoim!!! Uwielbiam je. Tak bardzo chcę wiedzieć, co będzie dalej.

    -AGS

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział jak zawsze perfekcyjny, ale przyznam bez bicia ze najbardziej lubię 1 część i tez do tej części wracam najczęściej , a wracajac do rozdziału bardzo smutny, melancholijny i pełen uczuć...
    Czekam na następna notke :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie wiem, co mam napisać,ale dokładnie pamiętam moment, w którym się popłakałam: "myślę o elektryzującym dotyku Ślizgona, o zapachu jego ciała i nieprzeniknionej głębi jego szarych oczu", ja tak strasznie płakałam, płaczę, będę płakać. Jestem smutna i nie potrafię Ci nic sensownego powiedzieć... To było takie piękne, ta ich naiwna miłość, do końca myślałam że jednak będą razem, ale teraz chyba już nie, co ?
    Bo wydaje mi się, że to zaszło już za daleko. Nie wiem, nie wiem jest mi bardzo smutno i czuję się taka pusta. Szczerze mówiąc odebrałaś mi cząstkę mnie, łącząc ja z Ronem (musiałaś tak jak w książce? naprawdę?) tak musiało być, co? Tak sobie to wymyśliłaś, ale myślę, że zawiodłaś wiele osób. Co teraz będzie, co? Sprawa Draco się wyjaśni (coś tam mu wypadło, zamknęli go, specjalnie nie przyszedł)...cokolwiek to będzie, Hermiona już jest stara, zamężna, ma dzieci.....I NIGDY NIE BĘDĄ RAZEM. Czegokolwiek byś nie wymyśliła, rana pozostanie.
    Włożyłam w ten komentarz naprawdę dużo serca, zastanawiałam się co Ci napisać, żebyś wiedziała (zobaczyła) jak bardzo mnie skrzywdziłaś (może nie tylko mnie), ale pewnie NIC sobie z tego NIE ZROBISZ (czytasz wgl te wszystkie komentarze, na żadne nie odpisujesz).........tak musiało być...ona i on - niebo i grom, tylko że to jakiś absurd i słów mi brakuje (ron i hermionka, draco został sam - idealna wizja) co ty chcesz nam jeszcze przekazać.....niektórzy piszą cudowne, wspaniałe, tak jak zwykle niezawodna dama, ale jak jestem bardzo wrażliwą osobą i może dlatego przywiązuję się do bohaterów, i miałam inna wizję....mogłaś wymyślić, co chciałaś i tak właśnie się stało: ZNISZCZYŁAŚ TO DAMO KIER !!, ALE MIMO TO kocham to opowiadanie i naprawdę byłam zalana łzami jeszcze bardziej pisząc ten komentarz (chciałabym żebyś w odpowiedzi napisała głupia kropkę, bo chcę wiedzieć czy przeczytałaś to co miałam Ci do przekazania) baRdzo to wszystko przeżywam i chcę żebyś wiedziała, że to był twój najlepszy rozdział i przy którym polały się łzy, bo było w nim wszystko ..
    [aleksandra]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przy którym po raz pierwszy polały się łzy*
      [aleksandra]

      Usuń
    2. Jak w ogóle możecie myśleć, że nie czytam tych komentarzy...? Rety, teraz to dopiero mnie wcięło. Każda wypowiedź czytelnika pod rozdziałem ma dla mnie ogromną wartość i każdą traktuję jak najbardziej poważnie, każda jest ważna. Nie odpisuję z dwóch powodów - po pierwsze: w każdym komentarzu musiałabym pisać to samo, co mogłoby wydawać się puste i nieszczere w swojej prostocie, a po drugie: boję się, że odpowiadając, zdradzę dalszą fabułę, czego robić nie chcę.
      Nie było moim celem skrzywdzenie nikogo i to, że tak się stało odbieram dwojako. Z jednej strony jest mi cholernie przykro, z drugiej to jednak sukces (jakkolwiek brutalnie to brzmi!), bo oznacza, że to opowiadanie wyzwala ogromne emocje i wielu ludzi odbiera je personalnie. Mogłabym napisać, że to tylko opowiadanie, tylko fabuła, mój wymysł, fikcja i tym podobne rzeczy, ale sama wiem, jak często książkowa historia wchodzi w nasze życie, wręcz oddychamy nią, utożsamiamy się. Przepraszam od razu, że teraz uogólnię, ale nie mam pojęcia, skąd w tym opowiadaniu wziął się pomysł, że główni bohaterowie będą jednak razem. Nic tego nie zapowiadało - począwszy od prologu. To jest pytanie, które ja, jako autorka, chciałabym zadać czytelnikom - skąd wzięła się ta myśl? Myślałam, że przez te pięćdziesiąt rozdziałów, w których dawałam dość jasno do zrozumienia, że nie będzie happy endu, jakoś Was do tego przygotują...

      Naprawdę uderzył mnie Twój komentarz. Personalnie. Nie powiem, że czuję się winna - bo nigdy nie zapowiadałam szczęśliwego zakończenia - ale coś we mnie drgnęło, może przez te słowa, że to zniszczyłam. Cóż mogę powiedzieć? Taka chyba rola każdego autora. Władamy losami swoich postaci. I tak, masz rację - zniszczyłam to. Mogłam poprowadzić tę historię inaczej. Miałam w swoich rękach ich losy, bo ich życie to moje słowa. Tak.

      Oczywiście, wszystko, co związane z Malfoyem, wyjaśni się. Właśnie odkryłam kolejny fenomen tego rozdziału - chociaż tak naprawdę nie ma w nim nic szczególnego, to jest jednym z moich najlepszych, bo najbardziej uderza w Was, czytelników. I mogę tylko prosić, Ciebie, Aleksandro, a także wszystkich, którzy Echo czytają, żeby byli jednak ze mną i tym opowiadaniem do końca - jakikolwiek by on nie był.

      Dziękuję za Twoje słowa. Naprawdę dziękuję.

      Dama Kier

      Usuń
    3. To prawda, od samego prologu, aż po ten rozdział, były aluzje dotyczące tego, że ta miłość nie ma przyszłości. Jak już pisałaś we wcześniejszych rozdziałach np. -wtedy jeszcze nie wiedziałam, że coś tam....., albo po latach okazało się- czy jakoś tak. Wtedy myślałam sobie, nie tylko nie to, chyba wiem co się święci.
      Na bardzo wielu książkach zawiodłam się, nie skończyło się tak jak sobie wymarzyłam, ale już powoli się do tego przyzwyczaiłam, może dlatego dzisiaj piesze do ciebie z uśmiechem, bo już mi przeszło. Zareagowałam zbyt nerwowo, byłam w euforii, zalana łzami, ale taka jestem, nic nie poradzę (po tacie- niecierpliwa, nerwowa), ale przespałam się z tym i rozjaśniło mi się w głowie.
      Masz rację, ten rozdział to niewątpliwie sukces, bo trafia prosto do serca ( przynajmniej do mojego, tak). Cieszę, że mój komentarz choć trochę zrobił na tobie wrażenie. Być może zniszczyłaś to, ale chyba nie bierzesz sobie tego tak do serca, co? Ja chyba już też nie. Tak czy siak, jeśli już coś zaczynam, muszę to skończyć. Będę z tobą do końca, cokolwiek by się nie stało. Jesteś wspaniała Damo Kier i życzę Ci szczęścia w życiu i w miłości :)
      Ps. Kiedy skończyłam pisać ten wcześniejszy rozdział, kamień spadł mi z serca, naprawdę mi ulżyło. No bo kiedy czytam książkę, nie mogę napisać do autora, wyżalić się, a do Ciebie mogłam. Wiesz, twoje słowa dodały mi otuchy, mimo wszystko. No i chyba przepraszam, tak po prostu, chyba żeby samej poczuć się lepiej. Mam nadzieję, że to nie głupie, ale wybaczam Ci. No cóż, jak na razie to chyba wszystko. Aha, jeszcze nie ma za co :)
      Pozdrawiam.
      [aleksandra]

      Usuń
    4. Twój komentarz w żaden sposób mnie nie uraził, broń Boże! Nie jestem z tych osób, które zamykają się w sobie po usłyszeniu naprawdę mocnych słów. I nie masz za co przepraszać! Cieszę się, że czytelnicy opisują swoje uczucia i przeżycia, które wyzwala to opowiadanie. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
      Raz jeszcze serdecznie dziękuję :)

      Usuń
  15. Świetny rozdział, po prostu świetny... Tylko co się stało z Draconem, dlaczego wtedy nie przyszedł?! Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że to się wreszcie wyjaśni ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja nie wiem co mam napisać. Jest mi niezmiernie smutno, że tak wygląda obecna sytuacja Hermiony. Brakuje mi Draco i jego tajemniczości . Tęsknie za nim.
    Rozdział jest naprawdę przecudowny i z niecierpliwością czekam na 11 :)
    pozdrawiam [dramione-want]

    OdpowiedzUsuń
  17. Wzruszający, naprawdę. Generalnie nie lubię treści bez dialogów, ale ten rozdział czytało się niesamowicie. Jednak cały czas miałam wrażenie, że to Epilog... cieszę się, że jednak nie :)

    Pozdrawiam,
    Lexie

    OdpowiedzUsuń
  18. Piękny rozdział, chyba najlepszy :) Bardzo wzruszający, pełen emocji. Ciekawa jestem, co będzie się działo w kolejnych rozdziałach..bo w tym było chyba wszystko, co mogłoby być zawarte w epilogu. Oczywiście oprócz tego, co z Malfoy'em ;)
    Jeszcze mam pytanie, czy zamierzasz jakiś rozdział poświęcić na pisanie z perspektywy Draco? Czy tak, jak zaczęłaś pisać jako Hermiona tak będzie do końca?
    Pozdrawiam :)
    Majka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie będzie żadnego rozdziału pisanego z perspektywy Malfoya - głównie dlatego, że tak sobie z góry założyłam. Wiem, że może to głupie i niemodne, ale całe opowiadanie jest swoistą spowiedzią Hermiony - i tak zostanie do samego końca :)
      Dziękuję bardzo, również pozdrawiam!

      Usuń
  19. Zaczęłam czytać Twoje opowiadanie wczoraj, a teraz właśnie skończyłam i powiem Ci że jest GENIALNE! :) Jest jednym z najlepszych jakie przeczytałam, a przeczytałam już na prawdę dużo opowiadań o Dramione ;) Każdy rozdział cudowny :) Czekam z niecierpliwością na następny.
    Hermiona Malfoy
    http://dramione-they-come-back-to-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Ona nie może być z Ronem!! :-( Jak jest szansa że to jej sen? I jak się obudzi nie będzie żoną rudego?

    OdpowiedzUsuń
  21. Najlepszy rozdział, jaki przeczytałam na tym blogu. :)
    Same emocje, poruszające emocje. I tak, "Najgorszym więzieniem jest przeszłość.". Twoja historia miłości Draco i Hermiony jest bardzo realistyczna. Myślę, że znalazłaby się się taka osoba jak Hermiona, która dokładnie przeżyła taką samą miłość, nieszczęśliwą miłość. :) Może jest ona skazana od samego początku na niepowodzenie, ale jest ona piękna. ;) Tak zakochać się można tylko raz. ;) Zdecydowanie, serce Hermiony na zawsze będzie należało do Dracona Malfoy'a. Ron nigdy nie wypełni tej pustki w sercu swojej żony. Nie myślałam, że kiedyś to napiszę, ale jednak napiszę - Ron jest tragiczną postacią. Hermiona nigdy nie będzie go prawdziwie kochać. Hermiona nigdy nie zapomni o Draconie Malfoy'u. Będzie jej szczęściem, jedyną miłością, ale i przekleństwem.

    Pozdrawiam Lily M. ;*

    OdpowiedzUsuń
  22. Jak skończyłam czytać, to aż mnie ciary przeszły :) Opowiadanie jest po prostu świetne i z wielką niecierpliwością zawsze czekam na kolejny rozdział, by dowiedzieć się co wydarzy się dalej. Mimo wszystko mam nadzieję, że Hermiona będzie z Draco, ale to się zobaczy... :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Wszyscy tylko piszą o tym jakie to przykre, że oni nie będą razem ,ale to wg mnie jest chyba właśnie plusem całego tego opowiadania -nieprawdopodobna ,piękna miłość ,która nie miała prawa się wydarzyć ,ale skoro tak wyszło ,to los prędzej czy później mimo wszystko poukłada tak jak miało być .Nawet jeśli to przykre.
    Opowiadanie jest świetne .Trafiłam na niego przypadkiem wpisując cytat z "Cienia wiatru" w wyszukiwarce. Bardzo szybko przeczytałam to co było i od dłuższego czasu czytam to co się pojawia.Jesteś wspaniała ! : )
    ~A

    OdpowiedzUsuń
  24. Jesteś wspaniała i genialna :D Kocham Twój styl pisania :) A rozdział jak zwykle cudo :)
    Weny:D
    Pozdrawiam,Lili:D

    OdpowiedzUsuń
  25. Zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem.Tak szybko wszystko w nim minęło.Ciekawi mnie co będzie dalej.Nie spodziawałam się,że będzie miała z rudzielcem dzieci ; o Mimo wszystko czekam aż będzie wątek dramione.Będzie ciekawie ja to wiem ! Życzę weny i czekam juz na następny kochana ;) / Sandraaa

    OdpowiedzUsuń
  26. Witaj :) półtora dnia poświęciłam na przeczytanie tego opowiadania i nie odczuwam zmarnowania czasu, wręcz przeciwnie. Dużo się działo... Najbardziej podziwiam cię za konsekwentne pisanie i dość mocne trzymanie się ogólnego zarysu kanonu. Jednak ciągle mam nadzieję, że ten ostatni rozdział będzie szczęśliwym zwrotem akcji dla głównej pary i w jakiś pogmatwany sposób ich losy złączą się w jedno... wiem, wiem... nadzieja matką głupich, ale też umiera ostatnia ;) A więc pozostaje cierpliwie czekać do kolejnej notki. Mam również nadzieję, że nie zaprzestaniesz pisania podobnych opowiadań, bo masz niesamowity talent i żyłkę do pisania.
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  27. Ach, dopiera w pytaniach zobaczyłam twoją odpowiedź, że jednak będzie ogólnie 60 rozdziałów z czego bardzo się cieszę :) A już się bałam, że ten następny będzie ostatnim :) A więc moja nadzieja jest coraz większa ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Miałam łzy w oczach od samego początku czytania tego rozdziału... zakazana, niemożliwa miłość :( Co ja mogę ci napisać.. kochana, Twoja historia jest fenomenalna! W każdym rozdziale jest tyle emocji... wspaniała robota! <3 Cóż... myślałam, że jest to ostatni rozdział, ale przeczytałam, że kolejny pojawi się 11 października! I, jak napisała AliceSz, będzie AŻ 60 rozdziałów, tak?? Jeszcze bardziej nas dobijesz dramaturgią tego pięknego, nieudanego uczucia łączącego Hermionę i Draco... Ale to dobrze. Im dłużej będzie to trwało, tym mocniej będę kochała to opowiadanie. Jestem ciekawa co nam przyniesiesz w piątek :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Damo Kier!
    Najpiękniejszy i najsmutniejszy rozdział jaki mogłaś stworzyć.
    Doprowadziłaś mnie do łez, naprawdę.
    Przez Ciebie nie zasnę i jeszcze przez kolejny tydzień będę rozmyślać o tej historii.
    Dziękuję :)
    Wierna Czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  30. Poczułam sie jakbym czytała kolejną książkę rowling. Te opisy dalszego życia bohaterów mojego dzieciństwa wzruszyly mnie do lez. Ten rodzial po prostu brak mi slow.
    P E R F E K C J A.




    //zawsze oddana, potterhead

    OdpowiedzUsuń
  31. Myślałam, że Malfoy uciekł, a tu się okazuję, że ma jakąś posadę w ministerstwie. What the ...? Tak bardzo bym chciała szczęśliwe zakończenie, ale czy jest ono w ogóle możliwe. Teraz rozdział "19 lat później". Nie wyobrażam sobie, że Draco i Hermiona w wieku 37 lat spotkają się i powróci miłość. Przecież oni oboje mają dzieci, rodzinę i swoje życie. Lecę czytać żądna rozwiązania nurtujących mnie pytań. To opowiadanie bez końca zawładnęło moim życiem. Dziękuję ci.

    OdpowiedzUsuń
  32. Nikt, nikt w świecie Dramione nie opisał tak dobrze utraty miłości swojego życia jak Ty.
    A każdy z nas kto kiedyś w życiu stracił miłość życia cierpi i przeklina Cię za to, że przypominasz w mistrzowski sposób o tym co boli najbardziej.
    Ja odnajduję się w tym niestety doskonale.
    Mam kilka zastrzeżeń co do fabuły, ale nikną w szacunku jaki mam za tak wspaniałe opisy uczuć. Czytam ogromną ilość Dramione. Kilka było dobrych, kilka do zniesienia, a setki wprost do kosza. Sama napisałam jedno ( czasami jestem z niego dumna, a czasami chce się schować do szafy), ale Twoje emocje, szczególnie te opisujące utratę Dracona...
    Chwytają, a jednocześnie łamią mi serce na miliony kawałków, bo idealnie oddajesz tą bezradność, strach i ból małego dziecka, które nie wie dlaczego zostało tak bardzo skrzywdzone. Wyciskają również łzy z oczu i skłaniają do melancholii połączonej ze smutnymi refleksjami. A tego Dramione dawno ze mną nie zrobiło.
    Szanuję.
    Nox

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy: