14 listopada 2013

58. Blizny, cz. II

     Wspomnienie Blaise’a Zabiniego również rozgrywało się w londyńskim dworku Malfoyów, ale pomimo tego, że wystrój salonu się nie zmienił – panująca w nim atmosfera była zupełnie inna. Poczułam dreszcz na całym ciele, gdy ujrzałam co najmniej tuzin goblinów leżących bez ducha na posadzce, kilku śmierciożerców tulących się w kącie – był wśród nich również Zabini – i kroczącego wśród trupów Lorda Voldemorta. Był wściekły, a w ręku wciąż trzymał długą, smukłą różdżkę. Czarną Różdżkę.
     Zrozumiałam, co zaraz się stanie na sekundę przed tym, nim się wydarzyło. Dębowe, wysokie drzwi do Malfoy Manor otworzyły się i do środka wszedł powoli Draco.
 - Nie, nie teraz! – krzyknęłam, choć nie mogłam mu już pomóc.
     Choć wiedziałam, że Voldemort nie zabije Ślizgona – bo przecież spotkałam się z nim później, już po bitwie o Hogwart – to serce waliło mi w piersi ze strachu jak oszalałe. Czarny Pan był wściekły i powrót do dawnego życia w takiej sytuacji był jak włożenie różdżki w sam środek mrowiska. Malfoy chyba nie mógł wybrać gorszego momentu.
     Oczy Narcyzy natychmiast wypełniły się łzami. Zatkała sobie usta ręką, jakby wszystkimi siłami starała się powstrzymać krzyk. Zabini zastygł w bezruchu, podobnie jak Bellatrix, a Lucjusz obserwował dokładnie swojego Pana. Oczy miał wielkie jak spodki.
     Czarny Pan powoli przeniósł spojrzenie na Dracona. Jego blade usta wykrzywił okropny grymas, który miał być chyba czymś na kształt uśmiechu. Patrzyłam niespokojnie na różdżkę, którą wciąż trzymał w prawej dłoni – bardzo chciałam, żeby już ją schował. Mimo wszystko podziwiałam odwagę Ślizgona, który stał wyprostowany i nie spuścił wzroku, napotykając paraliżujące spojrzenie czerwonych oczu Voldemorta. Wydawał się spięty, ale opanowany. Pogodzony z losem, może nawet już ze śmiercią. Gotowy na najgorsze.
 - Witaj, Draco – syknął Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, a jego głos był suchy i zimny jak lód. – Długo kazałeś mi na siebie czekać.
     Kopnął bezwładne ciało najbliższego goblina i zaczął zbliżać się do Malfoya, który nie ruszył się z miejsca. Narcyza ukryła twarz w dłoniach. Poczułam, że pocą mi się dłonie.
 - Powinienem cię zabić. – Stali już tuż przed sobą. – Tak, Draco, zasługujesz na śmierć. Ester już ci nie pomoże. Szkoda. Lubiłem ją. – Zrobił krótką pauzę, nie zwracając uwagi na szlochy Narcyzy dochodzące z kąta. – Przyrzekam ci, że zapłacisz za swoje winy. Zniszczę wszystko, co kochasz, będę patrzył jak cierpisz, aż w końcu zlituję się nad tobą i dam ci umrzeć. Zajmę się tobą, gdy tylko skończę z Harrym Potterem.
     Już myślałam, że odejdzie, by sprawdzić, czy pozostałe horkruksy są bezpieczne. Już miałam nadzieję, że zostawi Dracona z tymi groźbami, które – dzięki Bogu – nigdy nie będą miały szansy urzeczywistnić się, bo Lord Voldemort zostanie pokonany...
     Ale on zrobił coś o wiele, wiele gorszego.
 - Lucjuszu – zwrócił się nagle do swego sługi. – Myślę, że powinieneś nauczyć swojego syna posłuszeństwa. Ukaż go. Teraz. Inaczej ja ukażę was obu.
 - Nie… Lucjuszu, nie… nie możesz… – szeptała Narcyza, próbując przytrzymać skraj czarnej szaty męża, ale nawet nie zwrócił na to uwagi. Wyszedł z cienia w krąg światła. Zauważyłam, że był śmiertelnie blady, ale wyglądał na zdecydowanego.
 - Jak sobie życzysz, Panie.
     Voldemort cofnął się. Lucjusz podniósł różdżkę – ręka drżała mu niespokojnie. Oczy Dracona wyrażały tak wielką pogardę i nienawiść, że zmroziło mnie to do szpiku kości. Nie miał wątpliwości – podobnie jak ja – że Pan Malfoy wypełni rozkazy swojego Mistrza.
     Po raz pierwszy zapragnęłam, żeby na scenę wkroczyła Ester, w jakiejkolwiek postaci. Ona znalazłaby wyjście z tej sytuacji, ona zawsze potrafiła ocalić Ślizgona z przeróżnych opresji. Dlaczego zabrakło jej w tak ważnym momencie? Rozejrzałam się dookoła, mając nadzieję, że zaraz wybiegnie z piwnicy lub pojawi się na szczycie spiralnych schodów.
     Lucjusz Malfoy ścisnął mocniej palcami swoją różdżkę.
 - Crucio! – wrzasnął, nie spuszczając wzroku ze swojego jedynego syna.
     Zaklęcie powaliło Dracona na podłogę. Wił się u stóp ojca w potwornej agonii i krzyczał, krzyczał jak jeszcze nigdy w swoim życiu, toczył oczami we wszystkie strony, nie widząc nic, a jego wrzask przywodził na myśl błaganie o szybką śmierć. Cierpienie na jego twarzy było tak namacalne, że wydawało się mieć postać materialną. Poczułam na policzkach gorące łzy i natychmiast zacisnęłam powieki modląc się, żeby Lucjusz już przestał, opuścił różdżkę i uwolnił swojego syna od niewyobrażalnego bólu, który mu zadał na rozkaz Czarnego Pana…
 - Dość – powiedział nagle Voldemort i wszystko ustało.
     Uchyliłam powieki, trzęsąc się ze strachu. Draco wciąż leżał na podłodze, oddychając ciężko i raz po raz skrzywiając się z bólu. Lucjusz stał nad nim, z różdżką wciąż w gotowości, a jego spojrzenie było puste i zimne, wręcz obojętne. Przeniosłam wzrok na Lorda Voldemorta i poczułam, jak zalewa mnie fala szczerej nienawiści. Śmiał się.
 - Teraz ty, Narcyzo – szepnął Riddle.
 - Co? Nie, ja nie… Ja nie mogę… Ja… Ja nie dam rady… Nie…
 - Nie? – powtórzył Czarny Pan, wpatrując się w skuloną postać przy ścianie. Twarz Narcyzy Malfoy była mokra od łez. – Odmawiasz mi? Sprzeciwiasz mi się? – Byłam pewna, że Lord Voldemort świetnie się bawił. – Cóż, skoro tak, zrobię to sam… Crucio!
     Zaklęcie poderwało Ślizgona w powietrze, ale ja nie zostałam dłużej w tym bolesnym wspomnieniu, nie mogąc patrzeć na cierpienie mężczyzny, którego tak kochałam. Niczym odległe echo rozbrzmiały mi w głowie dawne słowa Malfoya, które wypowiedział podczas naszego ostatniego spotkania w Zakazanym Lesie. Przypomniałam sobie, jak opowiadał mi o tym, co stało się po jego powrocie do Anglii i to moje dziwne, niewytłumaczalne przeczucie, że nie mówi mi wszystkiego. Teraz rozumiałam co pominął. I dlaczego to zrobił.
     Tak często powtarzał, że jest słabym, tchórzliwym człowiekiem… Ale ja wiedziałam, że to nieprawda. Był silny, chociażby jego siłą i odwagą miało być wychodzenie cierpieniu naprzeciw. Ból zadany przez Voldemorta musiał być przerażający, ale jestem przekonana, że o wiele bardziej dokuczał mu ten, który zadał Lucjusz Malfoy – jego własny ojciec. I nie chodzi mi tutaj tylko o cierpienie fizyczne, bo są gorsze rodzaje bólu.
     Stałam nad myślodsiewnią, zastanawiając się, czy i ja jestem na tyle silna, by znieść kolejne wspomnienia. Bałam się przeszłości ukrytej w zakorkowanych fiolkach i jednocześnie tak bardzo chciałam ją poznać… W końcu stwierdziłam, że kolejne buteleczki powinny zawierać już wydarzenia rozegrane po klęsce Voldemorta. Wzięłam do ręki cały stos małych fiolek, jednym, szybkim zaklęciem pozbawiłam wszystkie korków – nie patrząc nawet na małe, czarne literki na wieczkach – i wlałam całą ich zawartość do kamiennej misy. Płyn zawirował i zmętniał, a ja szybko włożyłam twarz do srebrzystej substancji.
     Znalazłam się w dużej, wysokiej sypialni, w której nigdy wcześniej nie byłam, a mimo to doskonale wiedziałam, do kogo należała. Był to pokój Dracona w jego rodzinnym domu, Malfoy Manor. Nie zdziwiłam się, widząc, że pomieszczenie było utrzymane w srebrnym i szmaragdowym kolorze – w końcu przez sześć lat w Hogwarcie Malfoy na każdym kroku podkreślał swoją przynależność do domu Salazara Slytherina. Chlubił się tym. Był z tego dumny, podobnie jak ja, Harry czy Ron szczyciliśmy się byciem w Gryffindorze.
     Z sufitu zwieszał się ogromny, pozłacany żyrandol, rzucając na pokój jasne, ale dziwnie zimne i nieprzyjemne światło. Okna były zasłonięte ciemnozielonymi kotarami, ale byłam pewna, że na zewnątrz panuje nieprzenikniona ciemność. Stare, ale eleganckie i z pewnością bardzo drogie, drewniane meble nadawały pomieszczeniu dziwnie majestatyczny i poważny wyraz, i gdyby nie ściany poobwieszane plakatami jakiejś drużyny quidditcha i różnymi nalepkami (większość z nich miała w sobie motyw wijącego się węża) to nigdy bym nie przypuszczała, że znalazłam się w pokoju siedemnastolatka.
     Draco pochylał się nad dużym łóżkiem z czterema kolumnami – po jednej w każdym rogu – i wyraźnie się spieszył. Zaciekawiona, przesunęłam się, by mieć lepszy widok i poczułam się, jakby na moje serce spadł ogromny głaz. Pakował się. Spojrzałam szybko na tarczę zegara wiszącą nad drzwiami – była trzecia trzydzieści nad ranem…
     To było to wspomnienie. Najważniejsze dla mnie, dzięki któremu wreszcie miałam się dowiedzieć, co wydarzyło się tego majowego świtu, że Malfoy nie pojawił się na Bedford Hill i przekreślił raz na zawsze naszą wspólną przyszłość.
     Zacisnęłam dłonie w pięści, starając się opanować drżenie rąk.
     Był kompletnie ubrany i całkowicie rozbudzony. Właśnie wepchał do niewielkiej torby płaszcz podróżny i zapiął zamek, po czym sięgnął na nocny stolik po swoją różdżkę – zauważyłam, że była to już jego własna, głogowa różdżka, którą oddał mu Harry podczas uroczystego pogrzebu poległych w Hogwarcie. Chwycił pasek torby i przerzucił ją sobie przez ramię, po czym – nie patrząc nawet na pomieszczenie, w którym spędził siedemnaście lat swojego życia – wyszedł na tonący w mroku korytarz Malfoy Manor.
     Szedł szybko, ale starał się robić jak najmniej hałasu. Ominął jeden ze stopni spiralnych schodów – zapewne chcąc uniknąć skrzypienia – i już stąpał przez obszerny salon (ten sam, który widziałam już we wspomnieniach dwukrotnie), kiedy nagle w pomieszczeniu zapłonęły światła. Idź dalej, pomyślałam błagalnie, ogarnięta złymi przeczuciami. Idź dalej, Draco, nie zatrzymuj się, nie oglądaj się za plecy, po prostu idź…
     Ale Ślizgon stanął w miejscu, gdy drogę zagrodził mu Lucjusz Malfoy.
     Miał na sobie długą, elegancką, czarną szatę czarodzieja, a palce ściskał mocno na swojej różdżce. Ogarnął mnie strach, gdy przeniosłam wzrok na jego bladą twarz – wyglądał, jakby oszalał. Wytrzeszczał szare, zimne oczy na swojego syna, usta miał lekko rozchylone i oddychał ciężko, jakby chwilę temu przebiegł kilka mil.
 - Co tutaj robisz? – zapytał wojowniczo Draco, a w jego głosie zabrzmiała ta doskonale znana mi pogarda. Nie miałam wątpliwości, że nienawidził swojego ojca, a przyczyną i powodem tego był Lord Voldemort. To on zniszczył mu życie i zranił najdotkliwiej.
 - Nie pozwolę ci – szepnął Lucjusz, kręcąc lekko głową na boki.
 - Nie powstrzymasz mnie.
     Zrobił krok do przodu, ale Pan Malfoy podniósł różdżkę na wysokość swojej klatki piersiowej i krzyknął: „Expelliarmus!”. Głogowa różdżka Dracona, którą zaledwie dobę wcześniej oddał mu Harry, wysunęła mu się z ręki i upadła za plecami Lucjusza z cichym brzdękiem. Ślizgon stał, bezbronny i na straconej pozycji, ale nagle jego usta wykrzywił drwiący, pogardliwy uśmiech. Zdziwiłam się – dla mnie ta sytuacja nie była ani trochę zabawna. Stałam jak sparaliżowana, starając się opanować dudnienie swojego serca.
 - Chcesz mnie zabić, ojcze? – zapytał Draco, mocno akcentując ostatnie słowo. – W takim razie śmiało, do dzieła. Na co czekasz? Zrób to.
     Pomyślałam, że prowokowanie Lucjusza w takim stanie nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale Ślizgon wyglądał, jakby już o nic nie dbał. Po twarzy dorosłego Malfoya przebiegł niepokojący cień, jakby rozważał już wcześniej tę kwestię. A kiedy znów przemówił, nie spuszczając swojej różdżki chociażby o cal, która wciąż była wycelowana w serce Dracona, utwierdziłam się w przekonaniu, że Lucjusz Malfoy po prostu zwariował.
 - Widziałem cię – zaczął, rozbryzgując dookoła kropelki śliny. – Widziałem w Zakazanym Lesie… Ciebie z tą… z tą szlamą… z tą Granger… – Oczy Dracona rozbłysły na moment żywym blaskiem. – I nie dam ci… Nie pozwolę… Nie zhańbisz dobrego imienia rodziny Malfoyów… Mojego imienia… Nie pozwolę na to…
     Ślizgon pokręcił głową z niedowierzaniem.
 - Jesteś obłąkany – wycedził przez zaciśnięte zęby.
     Ale Lucjusz już nabierał powietrza, by rzucić zaklęcie.
 - Drętwota! – wrzasnął, a mnie natychmiast pochłonęła ciemność.
     Nie trwała długo. Po chwili dookoła znów zaczęły materializować się wyraźne rysy i barwy jakiegoś dziwnego, nieprzyjemnego pomieszczenia. Natychmiast zrozumiałam – to było już inne wspomnienie, kolejna część układanki. Rozejrzałam się dookoła.
     To był loch albo piwnica Malfoy Manor. Dostrzegłam gołe, betonowe ściany bez okien, a jedynym źródłem światła była wątła latarnia paląca się przy wejściu zagrodzonym żelazną kratą. Lucjusz Malfoy siedział na zimnej posadzce pod ścianą, ukrywając twarz w dłoniach. Kołysał się w przód i w tył, przez co przypominał mi ludzki odpowiednik domowego skrzata – tak samo zachowywała się Mrużka w czwartej klasie, kiedy ze służby zwolnił ją pan Crouch. Chyba płakał, chociaż nie potrafiłam dostrzec jego twarzy.
     Odwróciłam się za siebie i natychmiast wydałam z siebie długi, piskliwy okrzyk.
     Po przeciwległej stronie lochu, na betonowym podwyższeniu, siedział Draco. Na stopach i nadgarstkach zaciśnięte miał ciężkie, żelazne kajdany, których drugi koniec przytwierdzony był do ściany za jego plecami. Dopiero odzyskiwał przytomność po wcześniejszym Zaklęciu Oszałamiającym. Przysłoniłam dłonią usta, by nie krzyknąć raz jeszcze – z żalu, wściekłości, niesprawiedliwości i nienawiści zarówno do Lucjusza Malfoya, jak i Lorda Voldemorta.
     Otworzył oczy i pierwsze, co zrobił, to rozejrzał się dookoła z wyrazem najszczerszego zaciekawienia. Zmarszczył brwi, jakby usilnie próbował sobie przypomnieć, gdzie się znajduje i jak się tu znalazł. A potem dostrzegł kajdany mocno zaciśnięte na swoich dłoniach i stopach, przymocowane do ściany. Przeniósł wzrok na swojego ojca.
 - Nie możesz – wydusił z siebie. – Nie możesz… Nie wolno ci…
     W jego głosie górowało zwykłe, ludzkie niedowierzanie. Lucjusz podniósł natychmiast głowę. Oczy wciąż miał wielkie jak spodki, wypełnione po brzegi szaleństwem. Czegoś tak przerażającego nie widziałam jeszcze nigdy w życiu – jakby postradał zmysły…
 - Nie dam ci uciec z tą szlamą, z tą Granger – powiedział cicho. Miał spokojny, jakby zmęczony głos. – Ostrzegałem cię. Trzeba wiedzieć, po której stronie stanąć.
 - Nie możesz mnie tutaj więzić…
 - Muszę. Tak długo, jak to będzie konieczne. – Westchnął i powoli podniósł się z podłogi.
     Ale Draco już całkowicie stracił panowanie nad sobą. Zerwał się na równe nogi, szarpiąc się z łańcuchami, które boleśnie wbijały mu się w skórę i krzyczał, krzyczał, jakby i jego ogarnęło szaleństwo, a ja pierwszy raz widziałam go tak wściekłego, bezbronnego…
     Przegranego.
 - NIENAWIDZĘ CIĘ! – Lucjusz skrzywił się, jakby syn dał mu w twarz. – Nienawidzę cię, słyszysz?! Zniszczyłeś życie sobie i rujnujesz moje! Dokąd zaprowadziło cię twoje cholerne umiłowanie czystości krwi, co?! Dokąd?! Na samo DNO!
 - Zamilcz – wycedził Pan Malfoy, a ja kątem oka zobaczyłam, jak sięga po różdżkę.
 - JA JĄ KOCHAM! – wrzeszczał wciąż Draco, na co twarz jego ojca znów wykrzywił grymas szaleństwa. – Ale ty nigdy tego nie zrozumiesz, bo jesteś ślepy na wszelkie dobre uczucia, które koło ciebie są! NIENAWIDZĘ CIĘ! I NIE MAM JUŻ OJCA!
 - Crucio! – Lucjusz ponownie skierował różdżkę na swojego syna, który natychmiast zgiął się w pół, cięty niewidzialnymi nożami, przyjmując kolejną porcję niewyobrażalnego bólu.
     Nagle uświadomiłam sobie, że policzki mam mokre od łez.
     Przerwał zaklęcie, wpatrując się dzikim wzrokiem w swojego syna, który opadł bezwładnie na podłogę, krzywiąc się z bólu. Przez chwilę miałam wrażenie, że w oczach Lucjusza dostrzegłam przerażenie spowodowane tym, co zrobił, ale już chwilę później zrozumiałam, że to było coś innego – satysfakcja. Dreszcz przeszedł mi po plecach.
     Scena rozmyła się, ale po chwili pojawiła się kolejna, w identycznej scenerii. Draco siedział w bezruchu, z głową opartą o betonową ścianę i patrzył bezmyślnie w sufit.
 - Jak dobrze, że mnie teraz nie widzisz – szepnął nagle, a ja z opóźnieniem zrozumiałam, że zwraca się do mnie. – Pewnie myślisz, że cię porzuciłem. Zawiodłem. – Urwał na chwilę, a ja poczułam w gardle ogromną gulę pulsującą tępym bólem. – Los od początku nam nie sprzyjał, Granger. A ja do końca wierzyłem, że możemy zwyciężyć przeznaczenie… Gdzie teraz jesteś? Co robisz? Czy jesteś… szczęśliwa…?
     Jestem pewna, że w tamtym momencie moje serce przestało bić, chociaż to było tylko odległe wspomnienie, zaledwie blade echo przeszłości, rzeczywistości…
     I kolejne wydarzenie. Znów w tym samym miejscu. Ile dni minęło?
     Draco siedział na kamiennym podwyższeniu, z głową opartą o ścianę. Chociaż oczy miał zamknięte, wiedziałam, że nie śpi. Kącik jego warg podniósł się lekko do góry, kiedy usłyszał brzdęk kluczy przy kratach. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i po raz kolejny przeżyłam wewnętrzny wstrząs – to była Ester. Ester, w postaci Astorii Greengrass.
     Wyglądała znacznie lepiej niż wtedy, gdy po raz pierwszy ujrzałam ją we wspomnieniu. Wciąż była chuda i chorobliwie blada, ale jej spojrzenie wydawało mi się silniejsze i bardziej zdecydowane – może dlatego, że kryła się pod nim Dziewczyna w Czerwonej Pelerynie.
 - Miło, że wpadłaś – powiedział Ślizgon. Nie uśmiechnęła się.
 - Jak się czujesz?
 - Wspaniale. – Udał, że przygląda się dokładnie i z zaciekawieniem ciężkim kajdanom, przytwierdzonym do jego nadgarstków. – Jestem uwięziony we własnym domu przez własnego ojca. Świetna przygoda. Jak mam się czuć?
     Przez jego słowa przemawiała gorycz tak wielka, że moje serce po raz kolejny tego jednego wieczoru wydało mi się pokryte grubą warstwą lodu. Nigdy nie słyszałam, żeby Draco zwracał się do Ester w tak niegrzeczny, wręcz pogardliwy sposób. Czy wiedział już z kim naprawdę ma do czynienia? Poznał już sekret panny Silverman?
     Astoria zacisnęła usta w sposób charakterystyczny dla Dziewczyny w Czerwonej Pelerynie.
 - Myślałem, że chociaż matka mnie stąd uwolni – ciągnął Malfoy, jeszcze bardziej rozżalonym głosem. – Ale widocznie trzyma stronę ojca. Mogłem się tego spodziewać.
 - Zabrał jej różdżkę – odparła panna Greengrass.
     Zapadła krótka chwila ciszy, którą przerwał cichy szept Astorii.
 - Już niedługo, Draco. Zaufaj mi.
     Założył ręce na piersi i oparł się o ścianę z delikatnym uśmiechem na ustach.
 - Ufam ci – rzekł wyraźnie. – Jeszcze nigdy mnie nie zawiodłaś, Ester.
     A więc wiedział. Wiedział już wtedy.
     Po raz kolejny scena przed moimi oczami rozmyła się i pojawiła ponownie. Zaczęłam się zastanawiać, ile wynosiły odstępy czasu pomiędzy kolejnymi wydarzeniami. Przez jak długo Lucjusz Malfoy więził swojego syna w podziemiach własnego domu?
     Usłyszałam na schodach kroki, więc odwróciłam głowę w stronę kraty lochu. Draco też skierował spojrzenie w tamtym kierunku. Nie zdziwiłam się, kiedy chwilę później w ciemnym korytarzu pojawiła się Ester – zaklęciem otworzyła celę, po czym jednym, szybkim ruchem różdżki uwolniła Malfoya z żelaznych łańcuchów.
     Spojrzał na nią z nieukrywanym zaskoczeniem.
 - Jesteś wolny – oznajmiła. – Ministerstwo Magii wytoczyło proces przeciwko śmierciożercom. Przed chwilą zabrali stąd twojego ojca.
     Draco westchnął. Nie było w nim ani śladu radości czy ulgi.
 - A więc po mnie też przyjdą – szepnął, wyraźnie zaniepokojony.
 - Nie. – Oczy błysnęły jej dziwnie w półmroku. – Harry Potter wstawił się za tobą u samego ministra magii, Kingsleya Shacklebolta. Zostałeś z góry oczyszczony ze wszystkich zarzutów.
     I kolejna scena, kolejne wspomnienie. Tym razem ponownie przestronny salon Malfoy Manor, który nagle zaczął wydawać mi się o wiele przyjaźniejszy i cieplejszy.
 - Wiesz, co to oznacza, Ester? – mówił podniecony Draco, a na jego ustach widniał ładny, rozmarzony uśmiech, który tak bardzo kochałam. – Jestem wolny. Mogę ją odnaleźć. Możemy zacząć wszystko od nowa, jakby tych ostatnich tygodni w ogóle nie było…
     Panna Silverman wcale nie podzielała jego entuzjazmu, ale też jawnie się mu nie sprzeciwiała. Pozostała do końca lojalna. Do końca po stronie swojego przyjaciela.
 - Bądź szczęśliwy, Draco.
 - A ty? Co z tobą? – zapytał, nagle poważniejąc.
 - Dam sobie radę – uspokoiła go. – Nie martw się o mnie…
     Znów ta znajoma ciemność i kształtujące się powoli kontury kolejnego wspomnienia. Tym razem dostrzegłam szpiczaste dachy wysokich wieżowców i setki aut stojących w gigantycznych korkach… Przez chwilę byłam całkowicie zdezorientowana: gdzie jestem? To na pewno nie był Londyn – pomyślałam – znałam to miasto bardzo dobrze…
     Aż nagle spadł na mnie bolesny deszcz zrozumienia.
     To musiało być Sydney.
     A jeśli tak, to gdzieś tutaj, w zasięgu mojego wzroku…
     Odwróciłam się szybko, aż coś zabolało mnie w okolicach karku. Draco stał na chodniku pełnym zabieganych mugoli, uparcie się w coś wpatrując. Nie uśmiechał się. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć, a oczy były dziwnie puste i zamglone. Podeszłam do niego z dziwnym, nieprzyjemnym wrażeniem, że nie mam w sobie serca. Jakby po prostu się zatrzymało, albo w ogóle przestało istnieć, byle tylko nie przyjąć kolejnej porcji cierpienia, bo tego mogłoby już nie znieść, eksplodowałoby z głośnym trzaskiem…
     Stanęłam obok niego i przeniosłam swój wzrok na to, w co się wpatrywał, chociaż doskonale wiedziałam, co zobaczę. Szybko skojarzyłam poszczególne fakty.
     To była niewielka, australijska kawiarenka. Przy środkowym stoliku zobaczyłam samą siebie i Rona, a naprzeciwko – swoich rodziców. Weasley jedną ręką obejmował mnie czule, a drugą rysował na wierzchu mojej dłoni małe kółeczka. Spojrzałam na siedemnastoletnią Hermionę Granger, na szczęście wymalowane na jej twarzy, ulgę i radość, i zrozumiałam, że Draco opacznie zinterpretował moje zadowolenie. Musiał pomyśleć, że znalazłam pocieszenie i spełnienie w ramionach Rona. Tymczasem ja po prostu świętowałam odzyskanie mamy i taty, rodziny, którą świadomie utraciłam dla niego, Dracona Malfoya.
     Odwrócił się szybko i odszedł w przeciwną stronę.
     To dziwne, przed chwilą wydawało mi się, że wcale nie mam serca, a zaraz potem miałam wrażenie, że przebił mi je ostry sztylet, pozostawiając głęboką, krwawiącą ranę. Na moment aż zabrakło mi tchu z ogromu tego bólu, który nagle przyszło mi przełknąć.
     I jeszcze jedno wspomnienie. Po raz kolejny znaleźliśmy się w salonie posiadłości Malfoyów w Londynie. Draco siedział na czarnej sofie, a jego szare oczy były przerażająco martwe, puste jak otchłań najgłębszej studni, bez wyrazu, bez życia, bez celu, bez marzeń… Wyglądał jak człowiek, który stracił wszystko w bardzo krótkim czasie. Właściwie był tylko echem dawnego siebie, mężczyzny, który gotowy był walczyć do końca, silnego, zdecydowanego. Dla kogoś, kto nie znał go dobrze, mógł wydać się chory. Może coś w tym było – to najgorszy rodzaj choroby, kiedy los skazuje człowieka na samotność.
 - Przykro mi, Draco.
     Dopiero teraz zauważyłam, że w salonie jest jeszcze jedna osoba. To była Ester. Siedziała w wysokim fotelu naprzeciwko Ślizgona, a minę miała prawie tak samo przygnębioną, jak on. Zdziwiłam się faktem, jak szczerze zabrzmiały jej słowa. Jakby naprawdę żałowała, że jej najlepszy przyjaciel, dla którego tyle poświęciła, stał się z mojego powodu ludzkim wrakiem.
 - Dlaczego poleciłaś Astorii chronić ją, a nie mnie? – zapytał nagle Draco, a jego głos był całkowicie wyprany z emocji. – Wtedy, w Marmurowym Aniele?
     Zdaje się, że Dziewczyna w Czerwonej Pelerynie opowiedziała Malfoyowi ze wszystkimi szczegółami to, co stało się tej strasznej nocy.
 - Myślałam, że to oczywiste – odparła panna Silverman. – Wiedziałam, że jej śmierć, to będzie również twój koniec, Draco. Że nie byłbyś już tym samym człowiekiem.
     Wargi zadrgały mu lekko, jakby powstrzymywał uśmiech.
 - Problem w tym, Ester, że ja już nigdy nie będę tym samym człowiekiem.
     Spojrzała na niego z troską, ale nic nie odpowiedziała. Zauważyłam, że wciąż ma oczy Astorii Greengrass, co znaczyło, że korzystała jeszcze z eliksiru wielosokowego. Cisza, która zapadła między nimi, zdawała się wisieć w powietrzu, domagając się dopowiedzeń. Czekałam, aż któreś z nich ją przerwie i jednocześnie nie chciałam słuchać już tego przygaszonego, suchego tonu Dracona. Ten sam głos kilka miesięcy temu wyznawał mi miłość. Dziś nie był w stanie powtórzyć bez bólu nawet mojego imienia.
     Przez dziewiętnaście lat żyłam w przekonaniu, że to on mnie skrzywdził.
     Teraz okazało się, że równie mocno ja zraniłam jego.
 - Nie chcesz o nią walczyć, Draco? – zapytała cicho panna Silverman.
 - Nie – odparł szybko, wręcz wyzywająco. – Weasley da jej to wszystko, czego ode mnie nigdy by nie dostała. – Znów ten uśmiech pełny bólu. – Wiesz, Ester, zawsze myślałem, że jestem od niego lepszy. Teraz wiem, że nigdy nie myliłem się bardziej.
     Nie wiem dlaczego to wyznanie aż tak bardzo mnie uderzyło. Była w nim jakaś przerażająca prawda: Draco Malfoy, który od pierwszej klasy nauki w Hogwarcie poniżał Rona, wywyższając się ponad wszystko i wszystkich, nagle przyznał, że jest od niego po prostu gorszy. Wiele odwagi wymagało spojrzenie prawdzie prosto w oczy.
     Bardzo zabolało mnie to, że Ślizgon wyraźnie unika wypowiedzenie mojego imienia. Chyba wolałabym, żeby zaczął mnie obrażać, byleby tylko nazwał mnie właściwie…
 - Kończy mi się eliksir wielosokowy – powiedziała nagle Ester, patrząc uważnie na siedzącego po przeciwnej stronie Malfoya. – Będę potrzebowała twojej pomocy, Draco.
 - Jak chcesz skorzystać z Veho anime, skoro nie masz ciała do użytku?
 - Ależ mam. – Uśmiechnęła się drwiąco. – Dzięki jednemu, prostemu zaklęciu, ciało prawdziwej Astorii Greengrass, spoczywające we Francji, nie uległo rozkładowi. Trzeba będzie po prostu otworzyć grób. – Skrzywiła się, po czym westchnęła. – Niestety tym razem, kiedy moja dusza wejdzie w jej ciało, przejmę również jej chorobę. Znalazłam pewnego uzdrowiciela, który chce wypróbować nowe metody lecznicze. Skorzystam z jego pomocy, choć nie mam pojęcia, gdzie mnie to zaprowadzi.
     Malfoy spojrzał na nią. Jego szare oczy wypełniała obojętność.
 - Wygląda na to, że znów jedziemy na jednym wózku – powiedział.
 - Nie musisz tego robić, Draco. Nie jesteś mi nic winny.
 - Ale chcę – wyznał. – Poświęciłaś dla mnie wszystko, nawet własne ciało i tożsamość. Nigdy ci się za to nie odwdzięczę. – Na ułamek sekundy zawiesił głos. – Wiesz, myślę, że to za daleko już zaszło. Na zawsze wśród wspólnych tajemnic, co?
 - Na to wygląda – odparła. Nie uśmiechała się.
     Otoczyła mnie ciemność, ale tym razem nie zmaterializowało się przed moimi oczami kolejne wspomnienie. Zamiast tego znów usłyszałam znajome stukanie kropel deszczu o szybę i uświadomiłam sobie, że wróciłam do Dobby’ego, do Doliny Godryka.
     Oparłam ręce po dwóch stronach myślodsiewni, próbując uspokoić oddech. Teraz, kiedy było już prawie po wszystkim, żałowałam, że dałam się wciągnąć w tę dziwną grę Blaise’a Zabiniego. Dotychczasowe życie nie było łatwe – ciągłe wracanie do przyszłości i tysiące pytań każdego ranka – ale teraz, kiedy poznałam odpowiedzi na większość z nich, przekonałam się, że wcale nie będzie lepiej. Prawda mnie nie wyzwoli. A jeśli ona nie była w stanie tego zrobić, pozostało przede mną tylko jedno – nadzieja w śmierci.
     Kilka kawałków układanki samo wskoczyło na swoje miejsce. Draco z Ester wrócili do Marmurowego Anioła, odnaleźli ciało Astorii Greengrass i użyli Veho anime, by panna Silverman mogła korzystać z nowego ciała bez eliksiru wielosokowego. Udało im się to prawie doskonale – z wyjątkiem tych oczu. „W oczach tkwi siła duszy”.
     Nie wiem, kiedy podjęli decyzję o wspólnym spędzeniu przyszłości. Nie sądzę, żeby się kochali – przynajmniej nie tak, jak powinni. Może byli ze sobą z przywiązania, może z sentymentu. Łączyły ich wspólne tajemnice i wspólna przeszłość. Tak było łatwiej. Malfoy dostał pracę w ministerstwie – pracę, która pozwalała mu przebywać za granicą. Ester pewnie w tym samym momencie wyjechała, by zacząć leczenie, do którego zmuszało ją chore ciało zmarłej Astorii Greengrass. Mimo wszystko podziwiałam jej zaparcie i chęć życia – musiała walczyć z chorobą blisko dziewiętnaście lat. I nie tylko wygrała, ale w tym czasie również urodziła dziecko – ich jedynego syna, Scorpiusa.
     Zresztą, czy miała cokolwiek do stracenia, po tym wszystkim?
     Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego wciąż nie potrafiłam wzbudzić w sobie sympatii do Ester Silverman, skoro to nie ona stanęła nam na drodze do szczęścia. Wręcz przeciwnie – to dzięki niej miałam możliwość życia z Malfoyem w Marmurowym Aniele i to ona namawiała go, żeby walczył o to, co mu się należało. Poświęciła naprawdę wiele, zaryzykowała utratę własnej duszy i dotychczasowego życia, a ja wciąż nie mogłam zaakceptować faktu, że zajęła moje miejsce u jego boku. Nie mogłam znieść myśli, że znów okazała się lepsza – chociaż nie toczyłyśmy między sobą żadnej gry. Ale prawda była taka, że pomimo braku jakichkolwiek powodów, nienawidziłam w niej wszystkiego – począwszy od czubka jej włosów, skończywszy na skrawku czerwonej peleryny, którą zawsze nosiła.
     Bez konkretnego powodu przeniosłam wzrok w bok, zawstydzona emocjami, które tak niespodziewanie mną zawładnęły i dostrzegłam w pudełku, które dał mi Zabini jeszcze jedną fiolkę. Wzięłam ją do ręki – na zakrętce miała czarną literkę „B”.
     Mając nieodparte wrażenie, że robię coś wbrew sobie, wlałam zawartość buteleczki do myślodsiewni i po raz ostatni zanurzyłam twarz we wnętrzu kamiennej misy.
     Znów znalazłam się w salonie Malfoyów, ale pomieszczenie nie wyglądało już tak samo. Umeblowanie zmieniło się na bardziej przyjazne, nie było też tak chłodne i majestatyczne, jak kiedyś. W kominku wesoło palił się ogień, a przy ścianie stało kilka różnokolorowych walizek, jakby właściciele dworku przed chwilą wrócili z dalekiej podróży.
     Zabini stał wyprostowany przed okrągłym, szklanym stołem, trzymając w ręce jakąś gazetę. Nie miał już siedemnastu lat – był o wiele starszy i dojrzalszy. To był ten Blaise Zabini, który po dziewiętnastu latach niebytu zapukał do moich drzwi i zburzył porządek, na który tak sumiennie pracowałam od tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego roku.
 - Piszą o was – powiedział Zabini, a twarz wykrzywił mu drwiący uśmieszek. – Doprawdy, ten kraj schodzi na psy. Można by pomyśleć, że nie ma ciekawszych rzeczy…
     Rzucił na stolik otwarty magazyn, a ja głośno wciągnęłam powietrze do płuc. To był jeden z numerów „Czarodziejskiej plotkary”, a artykuł, o którym mówił, miał tytuł: MALFOYOWIE WRACAJĄ DO KRAJU. A więc wróciliśmy do aktualnych wydarzeń, które rozegrały się zaledwie kilka tygodni temu, choć miałam wrażenie, że o wiele wcześniej.
 - Zabierz ode mnie tego szmatławca…
     Obeszłam salon, żeby na własne oczy przekonać się, do kogo należał ten głos, chociaż wcale nie musiałam – poznałabym go nawet na końcu świata.
     Trzydziestosiedmioletni Draco Malfoy siedział rozłożony w czarnym fotelu, z wyrazem uprzejmego zainteresowania na twarzy. Doskonale widać było na nim upływ czasu, ale wciąż pozostał ponadprzeciętnie przystojny. Dalej był blady i szczupły, ale jego włosy nie były już tak gęste, a spojrzenie wyraźnie przygasło. Wyglądał na człowieka zmęczonego – w tamtym momencie nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na pytanie czy podróżą, którą właśnie przebył, czy może czymś zupełnie innym – życiem, a raczej tym, co mu z życia pozostało.
 - Cieszę się, że z Astorią już wszystko w porządku – odezwał się znów Zabini, wyraźnie akcentując to imię. Usiadł na długiej sofie, po przeciwnej stronie przyjaciela. – Chociaż muszę przyznać, że wolałem ją w swojej prawdziwej postaci… która przepadła na zawsze. No, przyznaj, nie nachodzą cię czasem takie myśli, Draco?
     Malfoy nie odpowiedział, a Blaise ciągnął dalej swój monolog.
 - No tak, głupie pytanie, wybacz… Przecież macie syna. Gdyby Ester nie podobała ci się w ciele Astorii, nigdy nie poszedłbyś z nią do łóżka…
     Wargi Dracona zadrgały lekko, kiedy pokręcił głową na boki z lekkim westchnięciem.
 - Ty naprawdę nic nie rozumiesz, Blaise.
 - A co tutaj jest do rozumienia?
     Byłam pewna, że Ślizgon nie odpowie na to pytanie, ale zamiast tego wyprostował się w fotelu i spojrzał uważnie na przyjaciela, a kiedy przemówił, głos miał cichy i suchy.
 - Scorpius jest owocem żalu – rzekł poważnie. – Ten jeden jedyny raz, kiedy kochaliśmy się z Ester… to było… spontaniczne. Oboje ogarnięci potwornym smutkiem szukaliśmy pocieszenia w swoich ramionach. Nie zrozum mnie źle, nigdy nie żałowałem i nie żałuję tego, co się stało, wręcz przeciwnie: Scorpius jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało, kocham go… Ale ja już nigdy nie uwolnię się od przeszłości, Blaise. Nie mówię o Mrocznym Znaku, który wciąż noszę na przedramieniu lewej ręki. – Urwał na moment, spuszczając wzrok na podłogę. – I jedyne, co mogę zrobić, to sprawić, żeby mój syn miał lepsze życie.
     Zszokowało mnie to wyznanie, ale Zabini tylko uśmiechnął się drwiąco.
 - Do bólu można się przyzwyczaić, Draco.
 - Nie. Jest taki rodzaj cierpienia, z którym nigdy się nie pogodzisz, którego nigdy nie zaakceptujesz, Blaise. Życzę ci, żebyś nigdy tego nie doświadczył.
 - Stałeś się dość… sentymentalny, przyjacielu.
     Malfoy uznał, że komentowanie tego stwierdzenia jest niepotrzebne, więc rzucił tylko Zabiniemu przelotne spojrzenie i wpatrzył się w coś za oknem. Ale Zabini nie ustępował.
 - Wiesz, że córka Granger i Weasleya też zaczyna od września pierwszy rok nauki w Hogwarcie? – zapytał, a Draco wyglądał przez chwilę, jakby nagle postarzał się o jakieś dziesięć lat. – Ma chyba na imię Rose. Będą razem w klasie. Może się polubią?
 - Nie mam zamiaru wybierać towarzystwa Scorpiusowi, jeśli o to ci chodzi – rzekł chłodno Malfoy. – To jego życie i on zdecyduje, kto ma się w nim znaleźć i na jakiej pozycji.
     Wiedziałam, skąd ta decyzja. On, którym od początku ojciec umiejętnie sterował, wpajając mu do głowy chore reguły i kierując każdym jego ruchem, nie chciał w ten sam sposób kontrolować swojego jedynego syna. Myślę, że Draco Malfoy był dobrym ojcem.
 - Nie boisz się, że przeszłość może wyjść na jaw?
     Spojrzeli sobie w oczy.
 - Kochałeś kiedyś kogoś tak naprawdę, Blaise? – zapytał Malfoy, korzystając z prostej zasady, że najlepszą formą obrony jest atak.
 - Nawet jeśli, to nie byłem na tyle głupi, żeby tak dać się zawładnąć emocjom. Wtedy skończyłbym tak jak ty.
 - Ależ tu nie chodzi o to, jak kto kończy, ale co przeżył po drodze – odparł powoli Draco i wcale nie wydawał się rozgniewany wcześniejszą uwagą przyjaciela. – Bo widzisz, w życiu nie chodzi tylko o oddychanie. I wiem o twoim związku z niejaką Anneliese Spring – dodał szybko, nim Zabini zdołał mu przerwać. – Życzę ci, Blaise, żebyś nigdy nie musiał prosić losu o zwrot tego, kogo kochasz. Bo to najgorsza rzecz na świecie, kiedy nie możesz zrobić niczego poza błaganiem.
 - Mówisz na przykładzie własnego doświadczenia, co?
     Nie odpowiedział, ale wiedziałam, że Zabini trafił w samo sedno.
 - Spokojnie, Draco. Jeśli chcesz wiedzieć, to sprawa pomiędzy mną a Anneliese jest prawie zamknięta. Ta suka musi mi jeszcze tylko zapłacić za czas, który dla niej zmarnowałem.
     Rozłożył się wygodniej na sofie, zakładając ręce za głowę.
 - Ale wiesz, czasem na poważnie zastanawiam się – zaczął jeszcze Zabini – jakby to wszystko wyglądało, gdybyś wtedy mógł uciec razem z Granger. Takie niewykorzystane szanse cholernie bolą, nawet po tylu latach, nie?
     Wspomnienie rozmazało się w tym miejscu, a ja wróciłam do Dobby’ego, prawie dławiąc się rzeczywistością, w której przyszło mi ponownie wziąć oddech.

_________________________
A, macie dzisiaj. Bo to był naprawdę dobry czwartek.

41 komentarzy:

  1. Jejku!
    Genialnie!
    Kurczę, te wspomnienia *.*
    Niektóre były bardzo smutne, ale bardzo zręcznie je opisałaś <3
    A i Blaise <333 kocham twojego Blaisa, jest taki inny od innych Blaisów!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Płakałam, płakałam, płakałam... Opowiadanie jest cudowne, wspaniałe. Ich miłość, która początkowo była opisywana trochę dziecinnie stała się dojrzała, piękna i chwilowo brak mi słów. Ale co do prologa, który ich przekreślał. Wierzę, że okaże się, że to nie ostatni odcinek, a przed ostatni. Wierzę, że mimo tego Hermiona będzie z Draco. W jakikolwiek sposób, choć na chwilę. Chociaż z drugiej strony skrzywdzą wiele osób. Sama już nie wiem czego chcę. Może ich dzieci niech się pokochają.. Myślałaś, żeby pisać o nowym pokoleniu? Taka dalsza część? Jestem za!

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak słów, po prostu brak słów... Dławię się po prostu pięknem tego opowiadania, kręcę głową z niedowierzaniem - jak piękna to jest historia...
    Nie jestem chyba w stanie napisać czegoś długiego, bo po prostu mnie zatkało.
    Jak tylko pojawi się nowy rozdział, rzucę wszystko i tu przybiegnę.
    Lumossy

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie. Wiem. Co. Powiedzieć. Płaczę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeżeli oni nie będą razem, to chyba popełnię jakąś zbrodnię :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem za po prostu oni muszą być razem jestem zdruzgotana :( (pozytywnie :) )

      Usuń
  6. To jest straszne normalnie płaczę :c Nie wierzę że ich drogi już się nie zejdą :cc

    OdpowiedzUsuń
  7. moje myśli krążą gdzieś pomiędzy niewykorzystanymi szansami, smutkiem, a tym jakim skurwielem jest los.

    i tak, płaczę.
    /Lighty.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czwartek wręcz idealny, tak się cieszę że dodałaś dzisiaj rozdział, jest niesamowity naprawdę nie wiem co mam napisać na pewno to, że jestem niesamowicie zaskoczona i zarazem smutna że nie dane im bylo nacieszyć sie sobą, i nie mogę uwierzyć ze zbliżamy się bardzo wielkimi krokami do końca tej historii... Eh wiecej nie napisze bp po prostu brak mi slów na Twój geniusz :)
    Pozdrawiam ciepło :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Brak słów. Płaczę. Jesteś genialna.

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział, pisz szybko kolejny !!!! / Tsuki

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja żądam tego, aby twoje opowiadania wydać w postaci książki ! <3 Natychmiast !.
    Świetny rozdział, bardzo fajnie się to czytało ! Potrafisz tak niesamowicie oddać wszystkie emocje, że szok!
    Nie chce końca historii, ale zdaję sobie sprawę, że niedługo to nastąpi ; (
    Mam nadzieję, że i tak Draco oraz Hermiona będą mieli okazję aby się spotkać, choć na sekundę !!! bardzo bym tego chciała i szczerze na to czekam ;D :**
    Pozdrawiam Damo Kier :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajnie, że wstawiłaś rozdział już dzisiaj ;)
    Rozdział jest... super. Po prostu extra. Wreszcie wszystko się wyjaśniło. Hurra.
    Biedny Draco. Szkoda, że wtedy zobaczył Mionę z Ronem. Świetnie opisałaś te wspomnienia ;) Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochana Damo, drugi raz płaczę i nie wiem co mam napisać. Pamiętam jak wylałam swoje żale w związku z tym, kiedy dowiedziałam się że Hermiona i Draco nie będą razem (parę rozdziałów temu) i kiedy myślałam, że to zaakceptowałam to po przeczytaniu tego cuda po prostu rozpadłam się na kawałki. Ryczę jak głupia i zastanawiam się, dlaczego? dlaczego tak musiało się stać ? dlaczego on o nią nie walczył ? Wiedziałam, że ponownie zniszczysz mój wewnętrzny spokój rozdziałem, w którym wszystko się wyjaśni. Jest mi bardzo smutno, jestem rozgoryczona, zawiedziona, ale dziękuje ZA TYLE EMOCJI, których mi dostarczyłaś. Nie mogę się po prostu pogodzić, że nie będzie szczęśliwego zakończenia, ale wiem jedno: Jesteś wielka DAMO KIER i być może jeszcze nie jeden raz mnie zaskoczysz, mimo iż to już prawie koniec mojej przygody z twoją twórczością, wszystko jest możliwe ;))

    Pozdrawiam
    [aleksandra]

    Ps
    Mam nadzieję, że przespana noc pozwoli mi ochłonąć (jeśli w ogóle zasnę ) ;**
    + proszę o odpowiedź, chociaż kropkę, bo to z pewnością doda mi otuchy..będę miała świadomość, że jesteś ze mną i mnie wspierasz, bo może nie zdajesz sobie sprawy, ale potrzebuję tego, po prostu (może nawet nie tylko ja) ;p
    w końcu trochę czasu tu spędziłam i wylałam wiadro łez ;] NO ALE BYŁO WARTO, MYŚLĘ ŻE KAŻDY SIĘ ZE MNĄ ZGODZI, choć to jeszcze nie koniec;D

    OdpowiedzUsuń
  14. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać;) To był piękny, cudownie wzruszający rozdział. Dokładnie w Twoim stylu Damo Kier;)
    Fantastycznie opisujesz emocje i ukazujesz je w taki sposób, że ma się wrażenie, że jest się bohaterem opowiadania. Jesteś jedną z niewielu autorek, które potrafią tchnąć duszę w opowiadanie. Życzę Ci żebyś nigdy nie utraciła tej umiejętności.
    A co do rozdziału, to wiedziałam. Czułam, że Dracon sam z siebie nie zrezygnowałby z Hermiony. Nie przyszłoby mi jednak do głowy, że składa się na to dokładnie ten ciąg wydarzeń...Mimo wszystko wierzę, że nie jest dla nich za późno...bo nigdy nie jest za późno na prawdziwe szczęście i miłość;)
    I wyjaśniło się po co Zabini'emu ten adres i dane...Kto by pomyślał...
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam ciepło,
    V.

    more-than-enemies-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Ojej, a ja z taką nadzieją sprawdzałam codziennie bloga i nie przeliczyłam się :D Dzięki, dzięki, dzięki!!!!! Po prostu, brak mi słów! Wszystko się wyjaśniło... chce mi się wyć razem z Hermioną z bezsilności i żalu, że tak to się wszystko niefortunnie potoczyło... Gdyby nie jedna osoba, Lucjusz, akcja zmierzałaby do happy endu... I co dalej? Czy Hermi będzie miała odwagę spojrzeć w oczy Draconowi po uzyskaniu odpowiedzi? Czy odważy się z nim porozmawiać? Z Ester? Kurcze, kolejne pytania, kolejne domysły i nadzieje... Niech piorun trzaśnie Ester i Rona i po problemie :D
    Dzięki za ten rozdział!
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. "Los od początku nam nie sprzyjał, Granger. A ja do końca wierzyłem, że możemy zwyciężyć przeznaczenie… Gdzie teraz jesteś? Co robisz? Czy jesteś… szczęśliwa…?"
    To takie piękne i smutne ;c
    A ty..ty jesteś cudowna i kochana,naprawdę !
    Po prostu gdy weszłam tu odruchowo i zobaczyłam nowy rozdział prawie spadłam z krzesła.
    Prawie wszystko już się mi logicznie ułożyło w całość.
    Ja nie wiem co ja zrobię kiedy to się skończy, żyję tą historią !
    To takie piękne, że on wciąż ją kocha, cudowne, pomimo tylu przeciwnosci i tego co przeszedł / przeszli
    Iii jak powiedział, że Ron jest od niego lepszy, Matko, jak ja kocham tego tw.Draco .
    Biedna Hermiona : <
    Co by tu jeszcze... no nie wiem,też uważam, że to był naprawdę dobry czwartek i jeszcze ten rozdział
    Świetnie *.*
    Uwielbiam Cię !
    ~Someone

    OdpowiedzUsuń
  17. Genialne... Tylko tyle.
    Anta

    OdpowiedzUsuń
  18. GENIALNE
    Damo Kier, nawet nie wiesz jak chciałabym posiadać Twój talent...:)
    Piszesz tak cudownie, że..że nie wiem.
    Siedzę i nie wiem co mam Ci jeszcze dodać do tych wszystkich pozytywnych komentarzy, z którymi się całkowicie zgadzam.
    Nie będę zajmowała już Twojego czasu skoro czytałaś to już tysiące razy.
    Pamiętaj, że jesteś niesamowita i niezastąpiona :) Jak zwątpisz kiedyś, to przypomnij sobie moje słowa, bo ja powtarzam je wszystkim.
    Twoja wierna czytelniczka
    Omega

    OdpowiedzUsuń
  19. popłakałam się , cudowne !!!

    OdpowiedzUsuń
  20. to było takie mega przygnębiające, że coś strasznego! siedziałam i łzy mi płynęły po twarzy. wspomnienia świetne. nie spodziewałam się, że Luciusz może coś takiego z Draconem zrobić. Ostatnio nawet go polubiłam ( w innym opowiadaniu ) ale po tym rozdziale całkowicie zmieniłam o nim zdanie xd rozdział niesamowity! gdy przeczytałam o tym jak Draco widział ich razem w Sydney, to... masakra, było tak blisko a tu nagle...! i mimo, że wiem od początki, że to nie będzie happy end to serce mi pęka na myśl, że oni nie będą razem! jak mogłaś nam to zrobić xd

    no dobrze, mój komentarz jest bez sensu wiem, ale ... tak wyszło ;d

    PS. rozdział przeczytałam wieczorem i przez godzinę kręciłam się na łóżku nie mogąc zasnąć, bo myślałam " co będzie potem" xd

    OdpowiedzUsuń
  21. O jeju.Wstrząsnęły mną te wspomnienia.A jak czytałam to jak Draco ich zobaczył w kawiarni i jego słowa o Hermionie ehh łzy mi popłynęły.Nie myślałam,że to Lucjusz okaże się tak podły.Oh jaa tak bardzo chciałabym,żeby to było szczęśliwe zakończenie no ale ;/ Niby biedna hermiona ale jakby na to patrzeć to przez nią Draco pomyślał że znalazła pocieszenie u Rona w tej kawiarni.Kurde zaś będę myślała co dalej wymyślisz ;3 A teraz życzę weny i czekam na następny / Sandraaa

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie wiem, co mam powiedzieć. Popłakałam się. Te wspomnienia... Opisałaś to tak wspaniale, że bez problemu potrafiłam wczuć się w postać Draco i Hermiony. Tak jakbym mogła czuć to, co oni. Myśl, że nie będą razem jest straszna i wole wyobrażać ich sobie jako zakochanych ludzi, którzy razem dożyją końca swoich dni.
    Wiem, że mówiłam Ci to miliony razy, ale powtórzę raz jeszcze: DAMO KIER, JESTES GENIALNA. Żadne opowiadanie, które czytałam nie wywołało u mnie takich emocji, jak Twoje.
    Dziękuje. Dziękuję za tą cudowną historie, którą doprowadzasz do końca.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  23. oh kur** KOCHAM CIĘ za ten rozdział, nie mogę się doczekać kolejnego

    OdpowiedzUsuń
  24. Gaaaaaah *.*
    Damo to było genialne. Kiedy to czytałam, miałam łzy w oczach. Kiedy Malfoy mówił do Hermiony w lochach, to było po prostu piękne. Nie mogę uwierzyć, że oni nie będą razem. Tak bardzo chciałabym żeby się jeszcze spotkali. Damo, po prostu Cię kocham.Nie mogę się już doczekaćnowego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  25. prawie płakałam !
    pomysł na bloga masz naprawdę genialny :)
    jestem tylko ciekawa czy dojdzie do konfrontacji Hermiony I Draco - mam nadzieję :)
    Czekam na nn , weny :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Twoje dzieło czytam już prawie od roku i trochę żałuję, że zdecydowałam się na komentarz dopiero teraz, dlatego chciałam go przynajmniej napisać z sensem i w ogóle :)
    Ale! Ten rozdział był tak nieziemsko genialny, że brak mi słów.
    Scena, gdy Draco był w lochach sam i ta w Sydney - po prostu cudo! Wszystko tak świetnie opisane i zgrabnie ubrane w odpowiednie słowa :) Potrafisz te wszystkie emocje przekazać czytelnikowi w naprawdę piękny i majestatyczny sposób :) Wszystko to, co Draco i Hermiona przeżywali - ja też to odczuwałam.
    Zaszczytem dla mnie było by kiedyś jeszcze przeczytać coś twojego autorstwa, niekoniecznie nawet związanego z HP :)
    Pozdrawiam
    Blue04

    OdpowiedzUsuń
  27. Jestem po prostu... Brak mi słów. Ta cała ironia tragiczna tak mnie przygnębiła, że cały wieczór spędzę nad rozmyślaniem o niewykorzystanych szansach i źle podjętych decyzjach. Mistrzowsko napisane i zagrane, Damo Kier! Dziękuję Ci za to, że tak wspaniale piszesz. I chociaż kocham szczęśliwe zakończenia oraz wciąż nie mogę pogodzić się z tym, jak kończą Hermiona i Draco, akceptuję i szanuję Twoją decyzję o zakończeniu fabuły w ten sposób.
    Czy możesz zdradzić nam, ile jeszcze rozdziałów nas czeka?
    L.

    OdpowiedzUsuń
  28. I ja się pytam jak tu wytrzymać do następnego piątku??
    Cudownie piszesz kochana ^^
    A.

    OdpowiedzUsuń
  29. Płaczę.
    Dziękuję ci.
    Ta historia, to najpiękniejsza historia miłosna jaką kiedykolwiek czytałam.
    Mimo tego, że Dracon i Hermiona nie są razem, to ja wyczuwam w tej historii happy end. Oboje nauczyli się kochać i to jest piękne <3

    Pozdrawiam i życzę weny :* //Lav.

    OdpowiedzUsuń
  30. Popłakałam się. Kurczę, no ....
    Uwielbiam Ciebie! ;* Szkoda, że tak niedawno trafiłam na twojego bloga. Jest godny uwagi. :)

    Cieszę się, że Draco nie jest taki jak Lucjusz. Cieszę się, że umie kochać. Cieszę się, że jest taka historia jak ENS. :)

    Przewrotny los.
    Tortura i słodki ból.
    Oboje cierpią.
    Oboje walczą.....

    Rozdział czytany przy:
    https://www.youtube.com/watch?v=U29W1ljYPuA&list=RDZVF5x-YzUBY

    Pozdrawiam Lily M. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Przewrotny los.
      Tortura i słodki ból.
      Oboje cierpią.
      Oboje walczą....."
      ale ślicznie to napisałaś *.*

      Usuń
  31. ten rozdzial w polączeniu z Bed of Roses - Bon Jovi jest istnym wyciskaczem łez. Jeszcze nigdy taka gula w gardle mi nie stala z powstrzymywanych emocji jak podczas czytania tego rozdzialu. To doprawdy niesamowitę. Ale oni sie spotkają prawda? wyjasnia to sobie? wszystko? Bedzie ten swoisty punkt kulminacyjny po 19 latach rozłaki? Wybuch nagromadzonego bólu, żalu i krzywdy. Cierpienia?
    Z niecierpliwościa czekam na ciąg dalszy
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  32. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej historii. Naprawdę. To jest coś wspaniałego :) Wciąż zastanawiam się co jeszcze się stanie i jak to ostatecznie się rozegra! Byle do piątku :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  33. Chociaz wiem, ze Draco i Hermiona nie mają szans na zejściie się, to jddnak wciąż mam głupią nadzieję, że wszystko będzie super szczęśliwe. Ale o to wlasnie tu chodzi, dlatego ta historia jest taka niezwykla i wspaniala - zycie najpierw jak w niebie, a potem...
    Świetny rozdział, pewnie jeden z ostatnich ;(
    Naprawdę, masz wielka wyobraznie, takuej historii nie wymyslul jeszcze nikt, jestes wielka.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  34. Oczy miałam pełne łez, czytając ten rozdział... na końcu się popłakałam i musiałam odczekać jakieś 15 minut zanim postanowiłam napisać komentarz. Ten rozdział to coś niesamowitego. Tyle w nim emocji, żalu, smutku, Nadal czuję, jakby jakaś żelazna ręka ściskała mnie za serce... ENS to jedno z najwspanialszych, możliwe, że najwspanialsze Dramione jakie miałam okazję przeczytać i nie sadzę, żebym kiedykolwiek zmieniła zdanie. <3 Jest takie prawdziwe... ponieważ, jak już kiedyś napisałam - tak mogłaby wyglądać miłość Draco i Hermiony w HP. Kocham Cię za tą historię, jestem dozgodnie Ci za nią wdzięczna! <3

    OdpowiedzUsuń
  35. Hej, hej ! Z tej strony Vulnera Sanentur - niedawno wysyłałaś i wersję pdf poprzednich dwóch wersji. One są cudowne, zajebiste i wgl ! Kocham je, tą część, nie wytrzymałabym czekania na wersję pdf, dlatego przeczytaam teraz. To jest ekstra ! Tylko, tutaj jest sad end prawda ? Bo wiesz, ja rozważam nadal happy...

    Pozdrawiam,
    Princess

    Ps.: ZMiniłam nick.

    Ps2.: Jak możesz mieć tylko 36 komci ?! Powinnaś mieć dwa razy więcej od Venetiii ;)

    OdpowiedzUsuń
  36. no no no mkne szybko na zakonczenie epilogu :D

    OdpowiedzUsuń
  37. Jeszcze raz muszę powtórzyć: piszesz zaje... Szkoda tylko że tak smutno. No cóż niektóre historie już takie są porywające, zaskakujące, przesysone tajemnicą i intrygą, smutne a czasem wesołe... Są też inne: nudne, mdłe, w ogóle nie interesujące. I muszę wyznać Ci że Twoje dumnie stoi na szczycie tej pierwszej kategorii. Idę dalej... Zmierzam ku końcowi, chociaż ciągle mam nadzieję na happy end. Zdradzę Ci w sekrecie, że mój prawdziwie duży komentarz będzie pod ostatnim rozdziałem. No to lecę czytać
    ciągle zachwycona Twoją twórczością
    Nivis

    OdpowiedzUsuń
  38. Witaj damo kier
    Kocham twoje opowiadania na ostatnim rozdziale się po plakalam ze smutku ka?!/!
    Życzę szczęścia napisz więcej pozdrawiam Emily E.E.R❤

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy: