8 listopada 2013

57. Blizny, cz. I

Najlepsze życzenia dla Yorkax
z okazji urodzin :)

~*~

     Za oknem było już zupełnie ciemno, kiedy pojawiłam się w Dobbym, by skorzystać z myślodsiewni Harry’ego. Ucieszyłam się, że Ginny nie ma w domu – nie wróciła jeszcze z służbowego wyjazdu do Chudleigh – bo byłam pewna, że ona, znając większość prawdy, szybko połączyłaby ze sobą właściwe kawałki układanki. Zamieniłam z Potterem kilka zdań na temat Albusa i Rose, zaproponowałam wspólne wyjście na kolacje w przyszły weekend, po czym zaprowadził mnie do małego pokoiku na piętrze, pełnego przeróżnych przedmiotów. Harry wyjął kamienną misę na stolik i pozostawił ją do mojej dyspozycji, wychodząc.
     Ręce drżały mi ze zdenerwowania, kiedy odkorkowywałam pierwszą, małą fiolkę. Na wieczku dostrzegłam małą literkę „D” napisaną czarnym atramentem, przez co domyśliłam się, że mam do czynienia ze wspomnieniem Dracona. Oto nadszedł ten moment, pomyślałam, wlewając zawartość buteleczki do myślodsiewni. Płyn zawirował w jej środku, po czym bezkształtna masa zaczęła przybierać odpowiednie kontury i barwy.
     Wzięłam głęboki oddech i zanurzyłam twarz w srebrzystej substancji.
     Poczułam, jak moje stopy odrywają się od podłogi domu Potterów w Dolinie Godryka i już po chwili znalazłam się w zupełnie innym miejscu, a co więcej – znalazłam się w przeszłości. Bez problemu rozpoznałam salon Marmurowego Anioła: te jasne ściany, obrazy, krajobraz roztaczający się za szybą – dumne Pireneje. Serce zdecydowanie przyspieszyło swoje bicie, kiedy spostrzegłam tuż przy oknie postać Dracona. Młody, przystojny i wyraźnie czymś zatroskany. Stał z rękami założonymi na piersiach i wpatrywał się dokładnie w ogród. Podeszłam, zaciekawiona, i przeżyłam kolejny szok – zobaczyłam samą siebie. Siedziałam w cieniu drzewa, ubrana w białą koszulę Ślizgona. Obok mnie był Blaise Zabini.
     Natychmiast przypomniałam sobie tę scenę, jakby od tamtego czasu nie minęło wcale dwadzieścia lat. To musiało być zaraz po tej nocy – najwspanialszej nocy mojego życia – którą spędziłam w ramionach Dracona Malfoya, szczęśliwa i spełniona. A jeśli tak, to gdzieś tutaj, w salonie dworku Silvermanów, musiała być również ona
 - Nie wiem, kogo chcesz oszukać, Draco – powiedziała Ester. Stała pod ścianą, wpatrując się swoimi zielonymi oczami w Ślizgona, ubrana, jak zwykle, w swoją długą, czerwoną pelerynę. – Jeden nieprzemyślany krok i spadamy w przepaść, wspólnie. To wszystko przestało być już prostą grą. – Westchnęła. – Kiedy ostatnio twoja ukochana wymówiła przez roztargnienie imię Czarnego Pana, w wiosce od razu pojawili się śmierciożercy. Nie mogą zobaczyć Anioła… ale jak myślisz, ile czasu zajmie im skojarzenie faktów?
     Przekrzywiła głowę w prawo, ale Draco nawet się nie odwrócił.
 - Jest tutaj taka szczęśliwa – powiedział cicho, a ja domyśliłam się, że ma na myśli mnie. – I ja razem z nią. Choć ten dworek jest dla nas więzieniem, ja naprawdę czuję się wolny. Po raz pierwszy w życiu czuję się naprawdę wolny, Ester.
 - Problem w tym, że to nie jest twoje prawdziwe życie, Draco, i doskonale o tym wiesz.
     Spojrzałam ze złością na Dziewczynę w Czerwonej Pelerynie. Nawet zwykłe wspomnienia wystarczyły, by odezwała się we mnie nienawiść. Niszczyła taką piękną chwilę, bez mrugnięcia okiem wypowiadała słowa, które musiały ranić go najbardziej. Jej bezpośredniość można by uznać za brak taktu, a wypowiadanie prawdy w takiej chwili – za chęć odebrania Draconowi szczęścia i powodów do radości. Ale ja znałam Ester Silverman i wiedziałam, że wszystkie jej czyny były podyktowane troską o Malfoya. W jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób rozumiałam, że chciała mu pomóc. Czy go kochała? Czy kochała go tak, jak ja go kochałam? Bo jeśli nie – to co kierowało nią przez te wszystkie lata?
 - Mam wrażenie, że żyję cudzym życiem – szepnął Ślizgon.
 - Bo zostawiłeś wszystko w samym środku nawałnicy – odpowiedziała. – Ucieczka nie rozwiązuje problemów, Draco. Masz zobowiązania i nie zdołasz tego pominąć.
     Nagle, niczym zapomniane echo, wróciły do mnie słowa Malfoya sprzed lat, już po tym, jak Marmurowy Anioł został zrównany z ziemią. Powiedział: „Byłem pewien, że ucieczka rozwiąże wszystko, że kiedy będziemy daleko, nie dosięgnie nas zło ani sprawiedliwość. To wszystko było dla mnie takie ekscytujące, pomimo całego przerażenia, którym mnie napełniało… Uciec, po prostu uciec i żyć szczęśliwie. Ale nie chciało do mnie dotrzeć, że to nie jest żadne rozwiązanie, bo przecież umysł i całą przeszłość trzeba zabrać ze sobą. Pewna osoba… już kiedyś próbowała mi to wytłumaczyć… że wszystkie sprawy należy doprowadzić do końca”. Teraz miałam dowód, kogo miał na myśli, mówiąc to.
     Odwrócił się w jej stronę, a jego twarz przez krótką chwilę wykrzywił grymas złości i bezsilności, jakby rozumiał, co się dzieje, ale żadne skarby nie chciał tego zaakceptować.
 - Nie masz racji, Ester – powiedział. – Minie jeszcze trochę czasu i zapomną.
 - Chciałabym, żeby było, jak mówisz. Uwierz.
     Zamilkli. Dostrzegłam, że w ogrodzie Zabini właśnie podaje mi gazetę.
 - Nie mogę wrócić do Anglii – odezwał się nagle Draco. – Nie chcę. Nie teraz. Potrzebuję czasu… kilku miesięcy, może lat. Może wszystko faktycznie rozejdzie się po kościach.
     Twarz Ester wyraźnie spoważniała, a oczy nagle stały się puste i jeszcze bardziej przerażające. Poczułam, jak ręce pokrywa mi gęsia skórka, ale łaknęłam każde jej słowo.
 - Powrót teraz, w tych okolicznościach, kiedy Czarny Pan ma na koncie pasmo porażek, byłby głupotą – stwierdziła. – Jest wściekły, bo nie udało mu się dorwać Pottera, a jego różdżka nie działa, jak powinna. Trzeba poczekać, aż coś mu się uda, żeby miał dobry humor.
     Nagle naszła mnie dziwna myśl: dlaczego przez cały późniejszy rok Draco Malfoy nie opuścił jednak murów Anioła? Była przynajmniej jedna okazja – kiedy Voldemort wyjął z grobu Albusa Dumbledore’a Czarną Różdżkę. Miał wtedy z pewnością dobry humor. Ester na pewno uznałaby, że to dobry czas na dokończenie zaczętych spraw – ale Ślizgon został ze mną. Odkładał to na później, czy może wciąż wierzył, że z biegiem czasu sprawa ucichnie?
     Odpowiedzi na poszczególne pytania rodziły nowe, i kolejne, i następne. Tak to już na tym świecie jest, że najciekawsze pytania na zawsze pozostaną tylko pytaniami, bo do każdej odpowiedzi trzeba dodać „być może”. A dopisywanie alternatyw do jednego scenariusza może człowieka w końcu przerosnąć. Ciągłe zastanawianie się, gdzie zaprowadziłaby cię droga, gdybyś na rozdrożu wybrał inną ścieżkę… Ciągła niepewność.
 - Co się stanie, jeśli Czarny Pan powiąże moje zniknięcie z tobą? Z Marmurowym Aniołem? – zapytał Draco, na co Dziewczyna w Czerwonej Pelerynie uśmiechnęła się delikatnie.
 - Niewątpliwe, że kiedyś do tego dojdzie – odpowiedziała. – I wtedy Ester Silverman będzie musiała zniknąć na zawsze. Ale nie martw się. Swój sekret zabierze do grobu.
     Czy już wtedy planowała swoją śmierć? Upozorowanie śmierci?
 - Co masz na my… – zaczął Malfoy, ale w tej samej chwili do salonu wpadła siedemnastoletnia Hermiona Granger i rzuciła w Ślizgona Prorokiem Codziennym.
     Znałam dalszą część. Pamiętałam, ze wszystkimi szczegółami. Ucieszyłam się więc, gdy scena nagle rozmyła się, a ja znów znalazłam się w Dobbym. Cieszyłam się, że deszcz zacinał o szyby, bo w innym wypadku Harry mógłby usłyszeć dudnienie mojego serca. Szybko wyjęłam następną fiolkę (tym razem oznaczoną czarną literką „E”) i wlałam jej zawartość do myślodsiewni, zanurzając ponownie twarz w kamiennej misie.
     Raz jeszcze znalazłam się w Marmurowym Aniele, ale to był już inny dzień, inna rozmowa, inne wspomnienie. Draco i Ester rozmawiali w jasno oświetlonym salonie. Zauważyłam choinkę – pamiętam, jak upierałam się, żeby stanęła w dworku – musiał być to więc okres bożonarodzeniowy. Za oknem panowała nieprzenikniona ciemność.
 - …jest wściekły, bo Harry Potter znów wymknął mu się z Doliny Godryka – mówiła Dziewczyna w Czerwonej Pelerynie. – Mało brakowało, a Nagini rozpoznałaby i mnie. Muszę być ostrożniejsza, nie możemy pozwolić sobie na jakiekolwiek niepowodzenia.
 - Mogłabyś wreszcie dać sobie spokój z pomaganiem Potterowi – odparł Draco. Rozmawiali przyciszonymi głosami, pewnie po to, żeby mnie nie obudzić. – Doprawdy, nie wiem, po co to robisz, Ester. Tylko nas narażasz.
     Zaskoczyło mnie, że nie powiedział „się”, tylko „nas”.
     Panna Silverman widocznie też zwróciła na to uwagę, bo jej usta wykrzywił drwiący uśmiech, a kiedy zwróciła się ponownie do Malfoya, głos pełny miała kpiny.
 - Nic się nie zmieniłeś, Draco. Wciąż pełno w tobie egoizmu.
     W żaden sposób tego nie skomentował. Nie wydawał się nawet zawstydzony ani obrażony, jakby słowa Dziewczyny w Czerwonej Pelerynie nie wywarły na nim żadnego wrażenia.
 - Razem z twoją matką odwiedziłam w święta Greengrassów – ciągnęła panna Silverman. – Żadna z nich nie wraca do Hogwartu na nowy semestr. Astoria jest bardzo chora i wszystko wskazuje na to, że zostało jej kilka miesięcy. Dafne chce być z nią, kiedy to się stanie.
 - Co jej jest? – Miałam wrażenie, że Ślizgon pyta tylko z grzeczności.
 - Tego nikt do końca nie wie. – Ester wzruszyła ramionami. – Odmówili im pomocy w świętym Mungu. Fakty są takie, że słabnie z każdym dniem i bez odpowiedniego eliksiru, który trzeba podawać jej co godzinę, nie miałaby siły dotrzeć do łazienki…
     Otoczenie znów się rozmyło, a ja tak bardzo pragnęłam poznać dalszą część tej rozmowy, że dopiero po chwili spostrzegłam, że znów jestem w Dobbym. Szybko wyciągnęłam i odkorkowałam kolejną fiolkę, również oznaczoną małą literką „E”.
     Nigdy nie byłam w miejscu, w którym się znalazłam, ale to musiała być posiadłość Malfoyów w Anglii. Duży, ciemny salon, urządzony raczej chłodno, ale elegancko. W kominku palił się ogień, a za oknem, które wychodziło na ogród, właśnie zapadał zmierzch. Dostrzegłam kątem oka, że po żwirowej alejce spaceruje kilka pawi.
     Ester siedziała w fotelu z wysokim oparciem, oprawionym w czarną skórę. Wpatrywała się w wolno poruszające się wskazówki zegara, jakby na coś czekała, lub odliczała czas. Nie wiem ile to trwało – wspomnienie dłużyło się i ciągnęło w nieskończoność, aż zaczęłam się zastanawiać, czy ma jakąś większą wartość. Jeśli stałam tam tylko po to, by popatrzeć na piękną Dziewczynę w Czerwonej Pelerynie, to chyba marnowałam czas.
     Już miałam wrócić, by zająć się kolejną fiolką, kiedy panna Silverman zrobiła coś dziwnego. Drgnęła gwałtownie i złapała się za lewe przedramię, gdzie – jak wiedziałam – miała wypalony Mroczny Znak. Jej źrenice rozszerzyły się natychmiast, jakby nagle przyszło do niej zrozumienie czegoś, czego ja – przyglądając się jej – nie byłam w stanie pojąć.
     A potem przez salon przebiegł podniecony Travers.
 - Ktoś wypowiedział imię Czarnego Pana na południu Francji! – krzyknął, a na twarzy zakwitł mu obłąkany uśmiech. – Może to sam Potter się tam ukrywa!
     I wybiegł z domu. Chwilę później usłyszałam charakterystyczny dla teleportacji trzask, ale bardziej byłam zajęta reakcją Ester. To musiała być ta noc, w której na kilka godzin ściągnęliśmy z Marmurowego Anioła Zaklęcie Fideliusa i zorganizowaliśmy bal. Wtedy, przez roztargnienie, podczas rozmowy z Draconem, wypowiedziałam nazwisko Voldemorta.
     Panna Silverman wstała i zarzuciła na głowę czerwony kaptur, po czym również opuściła Malfoy Manor. Ruszyłam zaraz za nią, czując narastające podniecenie. Gdy tylko wyszła za granicę posiadłości Malfoyów, deportowała się – ja razem z nią – ale wcale nie pod mury Marmurowego Anioła. Znalazłyśmy się w innej części miasta, wyglądającej na przedmieścia. Szła szybko ciemną uliczką, aż doszła do ładnego, dwupiętrowego domu mieszkalnego – we wszystkich jego oknach paliły się światła. Zapukała głośno do drzwi.
     Otworzyła jej wysoka, czarnowłosa czarownica. Twarz miała zapadniętą, a wzrok jakby przygnębiony, zatroskany i nieobecny. Byłam pewna, że nigdy wcześniej jej nie spotkałam.
 - Ester – powiedziała, lekko zaskoczona. – Czy coś…
 - Nadszedł czas – odparła szybko Dziewczyna w Czerwonej Pelerynie i bez zaproszenia weszła do środka, mijając w drzwiach wciąż oszołomioną czarownicę.
     Salon nie był tak duży, jak Malfoyów, ale urządzony dużo przyjaźniej. W kominku wesoło buchał ogień, a ściany pełne były ruchomych zdjęć przedstawiających członków rodziny. Na jednej z fotografii rozpoznałam Dafne – moją rówieśniczkę z Hogwartu. Znalazłyśmy się więc w domu Greengrassów. A kobieta, która otworzyła drzwi, musiała być matką Dafne i Astorii. To by wyjaśniało jej przygnębienie – młodsza córka była przecież chora.
 - Matko, coś się stało? – Nagle w pomieszczeniu pojawiła się Dafne, dokładnie taka, jaką zapamiętałam z lat szkolnych. Jej spojrzenie padło na pannę Silverman. – Ester?
 - Nie mamy wiele czasu – powiedziała Dziewczyna w Czerwonej Pelerynie, wyciągając z kieszeni dwie starannie zakorkowane fiolki. – Gdzie jest Astoria?
     Pani Greengrass nagle zalała się łzami.
 - Ja cię zaprowadzę – zaoferowała Dafne, choć minę miała równie przerażoną, co jej matka. Ester wyglądała na niewzruszoną, a wręcz zniecierpliwioną.
     Wspięły się schodami na piętro i weszły do pierwszego pokoju po prawej stronie. Było tu niezwykle duszno – zauważyłam, że wszystkie okna były pozamykane, a rolety zaciągnięte. Główne miejsce w pomieszczeniu zajmowało duże łóżko, na którym leżała chuda, blada postać – tak szczupła, że mogłabym opleść i złączyć na jej nadgarstku kciuk z serdecznym palcem. To musiała być właśnie Astoria Greengrass i faktycznie – była bardzo chora.
     Dafne została przy drzwiach, kiedy Ester podeszła do jej łóżka. Miałam wrażenie, że dziewczyna powitała ją z lekkim uśmiechem, jakby panna Silverman przyniosła jej ukojenie.
 - Nareszcie – wyszeptała, po czym zakaszlała ochryple.
 - Jesteś pewna, że chcesz to zrobić, Astorio? – Nie zauważyłam, kiedy w pokoju znów pojawiła się pani Greengrass. Ester rzuciła jej podejrzliwe, ostrzegawcze spojrzenie. Dostrzegłam, że w ręce trzymała już obie fiolki, w tym jedną odkorkowaną.
 - Tak – odparła młodsza siostra Greengrass z przekonaniem. – Moje życie i tak zmierza już ku końcowi. Jeśli mogę oddać swoje ciało, zrobię to z największą przyjemnością.
     Znów zakaszlała, a na moment zabrakło jej tchu.
 - Potrzebuję twoich włosów – powiedziała łagodnie Dziewczyna w Czerwonej Pelerynie, choć wyczułam w jej głosie nutkę zniecierpliwienia. – Sporo. Nie wiem, przez ile będę zmuszona używać eliksiru wielosokowego…
     Astoria kiwnęła tylko głową, po czym złapała całą garść włosów i mocno pociągnęła. Wyrwała je bez żadnej trudności, jakby same miały wypaść przy najbliższym szczotkowaniu. Ester zawinęła je w worek i schowała do kieszeni spodni, a potem sama wyrwała jeden włos ze swojej głowy i wrzuciła go do fiolki. Płyn w środku zabulgotał i zrobił się czerwony.
     Podała buteleczkę pannie Greengrass, a ta – nie patrząc usilnie na matkę i siostrę – od razu wypiła jej zawartość. I prawie natychmiast zaczęła się zmieniać: nabrała kształtów i kolorów, włosy z kruczoczarnych zmieniły się na blond, a twarz wydawała się zdrowsza, choć pod oczami wciąż pozostały ciemne cienie. To mnie zastanowiło: eliksir wielosokowy zmieniał jedynie wygląd danej osoby, kształt ciała, wszystko inne pozostało nienaruszone. Więc Astoria – chociaż wyglądała już jak Ester – wciąż była chora. To tak, jakby przeobrazić okładkę książki. Zmieni się wizerunek, ale treść zostanie wciąż ta sama.
 - Jeszcze to. – Podała jej drugą fiolkę. – Doda ci sił fizycznych.
     Przechyliła buteleczkę i wypiła jej zawartość, a na bladych policzkach natychmiast pojawiły się różowe rumieńce. Odsunęła kołdrę i wstała z łóżka, wyglądając na doskonale dysponowaną. Odwróciła się w kierunku Dziewczyny w Czerwonej Pelerynie.
 - Jeszcze różdżka – szepnęła panna Silverman. – Expelliarmus.
     Ze stolika nocnego poderwała się różdżka, która musiała należeć do Astorii. Ester zręcznie chwyciła ją w ręce i kilkakrotnie obróciła w palcach, przyglądając się jej dokładnie.
 - Orzech i włókno ze smoczego serca – usłyszała od razu odpowiedź na niezadane jeszcze pytanie. – Dziesięć i trzy czwarte cala, elastyczna.
     Dziewczyna w Czerwonej Pelerynie podała jej swoją różdżkę. I chociaż jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, byłam pewna, że bardzo nie chciała tego robić.
 - Czarny bez i włos z grzywy pegaza. Trzynaście cali.
     Astoria, w postaci Ester, wzięła różdżkę i schowała ją do kieszeni. W tym samym czasie panna Silverman ściągnęła swoją czerwoną pelerynę i podała ją dziewczynie. Tak przyzwyczaiłam się do jej szkarłatnej kreacji, że bez swojego charakterystycznego atrybutu wyglądała co najmniej dziwnie. Spojrzałam na nie obie – niemal identyczne – i w tamtej chwili to właśnie Astoria, pomimo ciemnych cieni pod oczami, bardziej przypominała właścicielkę Marmurowego Anioła. Każdy dałby się na to nabrać, byłam pewna.
 - Gotowa? – zapytała prawdziwa Ester, wciąż trzymając w rękach orzechową różdżkę.
 - Tak. – Panna Greengrass spojrzała czule na matkę i siostrę. Było to spojrzenie, którym nigdy nie obdarzyłaby nikogo prawdziwa Ester Silverman. – Kocham was. Dziękuję.
     Pani Greengrass nie wytrzymała tego pożegnania. Straciła przytomność i Dafne złapała ją w ostatnim momencie, nim upadła na podłogę. W jej oczach też szkliły się łzy.
 - Miejmy to za sobą, Ester – powiedziała Astoria.
     Dziewczyna w Czerwonej Pelerynie wycelowała w nią różdżką.
 - Imperio – szepnęła.
     Wynurzyłam głowę z kamiennej misy.
     Miałam dziwne wrażenie, że znam dalszą część tego wspomnienia. Astoria Greengrass – pod postacią Ester Silverman – wyruszyła do Marmurowego Anioła, by chronić mnie. Mnie. Dlaczego nie Dracona? To było odpowiednie pytanie na odpowiednim miejscu i miałam szczerą nadzieję, że w którejś z pozostałych fiolek znajduje się na nie odpowiedź. Ciekawiło mnie, czy Dziewczyna w Czerwonej Pelerynie kazała dziewczynie zginąć. Astoria była już umierająca, a prawdziwa Ester potrzebowała zarówno nowego ciała jak i śmierci poprzedniego. Potrzebowała dowodów i świadków. Jednym z nich byłam ja – i Draco Malfoy. Byłam pewna, że nie wiedział wcześniej o planach swojej przyjaciółki. Widziałam to w jego oczach, wtedy, gdy umierała. Ten żal i niedowierzanie, to poczucie winy, które ciążyło mu równie mocno, co mi. Jak to wszystko było doskonale przemyślane, jak idealnie dopracowane w każdym szczególe… Może nawet wspaniałomyślne, szlachetne, pomyślałam z sarkazmem. Ester Silverman nigdy nie umarła. Nigdy nie odeszła z tego świata. Pozwoliła umrzeć w zastępstwie Astorii Greengrass, stojącej już na łożu śmierci.
     Cóż za wyjątkowe miłosierdzie. Skrócić cierpienia nastoletniej dziewczyny, przejąć jej ciało i otrzymać nowe, lepsze życie. Z daleka od Voldemorta. Z daleka od podejrzeń.
     Tak więc tamtego pamiętnego dnia w Marmurowym Aniele „Ester Silverman” odeszła. Umarła dla świata, dla mnie, Dracona, śmierciożerców i Czarnego Pana. Mogłabym założyć się o własną różdżkę, że właśnie wtedy powiązano ją ze zniknięciem Malfoya. Ale kogo miało to obchodzić, skoro dosięgło ją Mordercze Zaklęcie?
     Wciąż pamiętałam ten spazm przerażenia, który dostrzegłam w jej chłodnych, zielonych oczach. Im głębiej analizowałam tą sytuację i te wspomnienia, tym bardziej przekonywałam się, że to nie mogła być ona. Dlaczego wcześniej nie zwróciłam na to uwagi? Źrenice pełne strachu, mrożący krew w żyłach świst towarzyszący samej śmierci, gasnący wzrok i zaraz potem martwe, puste spojrzenie, niczym zasłonięte okiennice opuszczonego domu.
     Westchnęłam, cała ogarnięta strachem i jednocześnie ciekawa kolejnego wspomnienia. Wkraczałam już w rok tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty ósmy, a więc ten, w którym było najwięcej luk i niewiadomych. Serce wciąż biło mi jak oszalałe, bo każda kolejna buteleczka srebrzystego płynu mogła nieść odpowiedzi na najważniejsze, wciąż dręczące mnie pytanie – dlaczego Draco Malfoy nie pojawił się na Bedford Hill tego majowego poranka. Wszystko inne stanowiło zaledwie tło, dziwnie potrzebne i niezbędne, ale jednak tylko tło, dodatek.
     Odkorkowałam kolejną fiolkę.
     Tym razem czerniła się na niej mała literka „B”.

_________________________
Podzieliłam ten rozdział na dwa krótsze głównie po to, żeby ograniczyć porcję nowych informacji, bo żeby się w tej pokrętnej fabule nie pogubić, trzeba kilka rzeczy zrozumieć. Główną bohaterką tej części jest, jak pewnie zauważyliście, Ester, a w następnej przejdziemy już do sedna całego opowiadania.
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam wszystkim udanego długiego weekendu! Mój właśnie się rozpoczął :)

29 komentarzy:

  1. Przeczytałam. Ale nie jestem w stanie napisać nic konstruktywnego poza tym, że znowu wcięło mnie w fotel. Jesteś genialna. Najlepsza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już bym chciała piątek, bo chyba nie wytrzymam w tej niewiedzy... Rozdział powalił mnie, jest genialny :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie... a więc jeszcze trzeba czekać na rozwiązanie zagadki... Uch, mam pustkę w głowie i nie wiem co napisać. Chyba tylko udanego weekendu :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nic nie jestem w stanie napisać...
    [aleksandra]

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurde . Jestem ciekawa jakie jest rozwiazanie...Hermionka jaka ciekawska, ale dobrze, że nikt jej w tym nie przeszkodził i może do końca ''mam nadzieję'' wedrzeć się we wspomnienia... Chroniła Hermionę? Jestem w szoku jeśli to prawda...
    Życzę weny !!!! <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Zatkało mnie :OO Uwielbiam twojego bloga i nie wierzę że zbliżamy się do epilogu :cc

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy to czytałam sama miałam łzy w oczach, sama czułam się oszukana. A za tydzień będę wiedziała wszystko. Wszystko się wyjaśni. Wszystko się skończy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Co sie wydarzylo, jak do tego wszystkiego doszlo? Ciekawosc mnie zzera!
    Pozdrawiam Anta

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejku.. Teraz wszystko nabrało nowego sensu! Jednak nadal pozostaje wiele pytań bez odpowiedzi i mam nadzieję, że część druga nam wszystkim to wyjaśni. Jestem pod nie małym wrażeniem.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jezu, Jezu!!! *.*
    Jakbym jakiś kryminał czytała! :D
    Ester, Ester... cóż ona uknuła :/
    Chyba po raz pierwszy w życiu uznałam Greengrass za całkiem spoko w danym opowiadaniu. Bo w większości to tylko pusta idiotka.
    Kurczę, genialnie to prowadzisz!!!
    Czekam na więcej i życzę weny :D

    I zapraszam na rozdział IX http://hgdm-baby-i-wait-for-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ester uknuła tutaj to samo, co uknuł Barty Crouch w czwartej części Harry'ego Pottera - gdy matka poświęciła się i umarła w Azkabanie, żeby syn mógł wyjść na wolność.

      Usuń
  11. jej to jest cudne ! Ale czemu wróciła ją chronić ?

    OdpowiedzUsuń
  12. Super! Czekam na kolejny rozdział ;)
    I też ci życzę udanego długiego weekendu ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Droga Damo Kier!
    Myślę: może wstawiła?
    I jest! Niesamowity!
    Teraz czuję, że nie wytrwałabym do jutra :)
    Naprawdę świetny rozdział. Szczerze przyznam, że nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Ostatnie rozdziały były tak zaskakujące, że nie zasnę dzisiaj.
    Życzę weny i niecierpliwie czekam na następny rozdział.
    Wierna Czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  14. O ja bardzo tajemniczy i intrygujący.Wbiło mnie w fotel jak zawsze.Ale nadal mnie dręczy co będzie dalej xd Jak im się ułoży jak się spotkają ale dowiem się później ;3 Nie wyobrażam sobię życia bez tego opowiadania ;_; /Sandraaa

    OdpowiedzUsuń
  15. Ester jest bardzo tajemniczą postacią, a do tego piekielnie zdolną i inteligentną. Plan Ester - nie ma żadnych luk, klarował się on pewnie przez wiele miesięcy. Tylko ciekawi mnie, jak zostanie wytłumaczone cudowne wyzdrowienie umierającej Astorii. Astoria zadziwiła mnie. W ogóle przestawiłaś ją nie zgodnie z kanonem blogowym, co mnie bardzo cieszy. :) Pokazałaś, że istnieje druga Astoria, ta dobra, która też ma coś do powiedzenia. :)

    Hermiona ... musi jeszcze poczekać na najważniejsze wspomnienie... Dobrze, że najpierw obejrzała tło do tego wydarzenia, a nie została rzucona od razu na głęboką wodę. :)

    Z niecierpliwością czekam na kolejne odkrywcze wspomnienia. :)

    Pozdrawiam Lily M. ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. W sumie mogłam się tego spodziewać, że wprowadzisz napięcie i będziesz nam kazała czekać na to co będzie dalej :) Najgorsze jest to, że to jeszcze 7 długich dni! Wspaniały rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  17. Aaaale mnie zatkało! Niesamowite, nie mogę sobie wyobrazić tego, co będzie, gdy opowiadanie już się skończy. :((
    Pozdrawiam serdecznie! L.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jej i znowu mnie powaliaś. Powoli zaczynam wszystko łapać, ale wciąż mam parę pytań. Rozdział naprawdę genialny, jesteś świetna. Nie pozostaje mi niestety nic innego jak czekać na kolejną część.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  19. Tak strasznie wciągnęło mnie twoje opowiadanie, że gdy po przeczytaniu rozdziału powróciłam do rzeczywistości, wszystko wydało mi się dziwnie proste, banalne...
    W każdym razie naprawdę nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Jesteś wspaniała <33333

    OdpowiedzUsuń
  20. Właściwie to od mniej więcej 2/5 opowiadania przewidywalam wydarzenia ale mimo to nie zmienia to faktu, ze jestem w szoku,a rozdzial trzymał w napięciu. Szkoda, że jeszcze nie wszystko się wyjaśniło, ale za to na kolejny rozdział czekam z podwójnym zniecierpliwieniem :)
    Pozdrawiam, Avis

    http://dramione-never-say-never.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  21. Wreszcie zaczynam już wszystko pojmować. No dobra, muszę jeszcze czekać na II część, ale połowa rzeczy składa się powoli w całość ;)
    Jak zwykle wspaniały rozdział, który daje wiele do myślenia i pozostawia po sobie dziesiątki pytań. Nieźle Ester to wymyśliła... cwana bestia ;) Tylko, czy zrobiła to tylko po to, by się ukryć? Czy też dlatego, że chciała być z Draconem?? Haha, nawet, gdy przeczytałam wspomnienia Dziewczyny w Czerwonej Pelerynie, nie mogę tego do końca zrozumieć.... Intrygujące.
    Już chcę zapoznać się ze wspomnieniami Blaise'a i dalszymi sekretami!!! ♥
    Oby ten tydzień minął z zawrotna prędkością!! :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Oj fakt, można y się pogubić w fabule.
    Rozdział wierny i czytałam go kilka razy zanim do mnie wszystko dotarło ;)
    Czekam na dalszą część .
    weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
  23. Damo Kier czemu znowu to zrobilas ?? Zatrzymalas sie na najlepszym momencie ehhh a ja jestem chora i tak milo mi sie czytalo chce wiecej ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. cliffhangery wszędzie cliffhangery ;__;
    nie mogę wytrzymać, chcę już wiedzieć co będzie dalej, a trzeba czekać. eh cierpliwości.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  25. GENIALNE !! nie moge Sie doczekac kiedy czesc 2. Jestem uzależniona od twojego bloga <33 pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Troszkę zaniedbałam się z komentarzami. Poprzedniego nie skomentowałam i widzę, że tego też nie.
    Bo ja po prostu nie lubię i nie umiem komentować, no! Nie chcę pod każdą notką pisać "świetny rozdział", czy "genialnie", albo cuśś w tym guście. Takie trochę głupie.
    Wracając do opowiadania.
    Baardzo mnie ciekawi dalsza część wspomnień. Chciałabym już znać koniec tej historii, ale jednocześnie, chcę,żeby jeszcze długo trwała.
    Co zrobię, jak pojawi się epilog? :(
    Jak dobrze, że jest jeszcze BH i będzie nowe opowiadanie.
    Byle do piątku. :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Dziwnie jest czytać to co się nie zdarzyło.
    Przeróbka Księcia Półkrwi..
    Czy kiedyś coś Ci się nie udało?
    Bo to opowiadanie musisz dopisać do swoich największych sukcesów.
    A jeśli Ty nie - to sama to zrobię.
    Wszystko opisałaś i wszystko "pokazałaś".
    Byłby z tego dobry film ;)
    Chociaż myślę, że czytać jest lepiej :D.
    Wyobrażasz sobie to wszystko.. Po swojemu :D
    Bez limitu xD
    Pozdrawiam
    Nieparzysta

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy: