19 września 2013

50. Szach, mat

     Harry czekał na mnie tuż przed zamkiem.
 - W porządku? – zapytał, przyglądając mi się dokładnie. Jego zielone oczy pełne były troski o mnie i bólu po stracie bliskich, ale także czegoś jeszcze, co przywodziło mi na myśl nieśmiałą nadzieję na lepsze życie. Tak dobrze go znałam… Miałam wielką nadzieję, że przyszłość wynagrodzi mu te wszystkie lata cierpienia, które zostawił za sobą. Był osobą, która zasługiwała na największe szczęście najbardziej z nas wszystkich.
     Kiwnęłam głową, choć niezbyt przekonująco. Próbowałam się uśmiechnąć, ale to, co pojawiło się na mojej twarzy, przypominało raczej niezidentyfikowany grymas.
     Czułam się co najmniej dziwnie. Z jednej strony podekscytowana i szczęśliwa z powodu planowanej ucieczki z Draconem, z drugiej przerażona – z tego samego powodu. Świadomość ponownego porzucenia przyjaciół wywoływała we mnie mało przyjemny skurcz żołądka, ale wtedy przypominałam sobie wyraz twarzy Malfoya, jego zaangażowanie i pewność tego, co robi. Wybór był prosty – dostaliśmy szansę, ostatnią szansę, i musieliśmy z niej skorzystać, niezależnie od tego, gdzie miało nas to zaprowadzić. Nawet dziś, po tylu latach, nie żałuję tej decyzji. Gdybym zrezygnowała, do końca życia zastanawiałabym się, co byłoby dalej.
     W ten sposób przynajmniej na własnej skórze poczułam bolesny dotyk przeznaczenia.
 - Chciałaś wiedzieć, o czym rozmawiałem z Malfoyem tuż przed ceremonią – odezwał się Harry, a ja natychmiast skoncentrowałam całą uwagę na jego słowach. – Przyszedł, żeby prosić o wybaczenie. Wygląda na to, że miałaś rację co do niego, Hermiono.
     Powiedział to spokojnie i łagodnie, ale wyłapałam w jego głosie nutkę urazy, której chyba mimo dobrych chęci nie potrafił się wyzbyć. Nie tak prosto wymazać z pamięci tyle lat wzajemnej nienawiści. Jeden dobry uczynek Ślizgona nie zmazywał jego pozostałych win.
 - Zdziwiłem się, bo odniosłem wrażenie, że robi to szczerze. Rozumiesz, co mam na myśli? Nie na pokaz, żeby złagodzić wyrok, jaki wisi mu nad głową. Nie po to, żeby mi się przypodobać, bo pokonałem Czarnego Pana. Wyglądał, jakby podyktowało mu to sumienie.
     A przecież tak trudno było uwierzyć, że Draco w ogóle je ma.
 - Czy Malfoy trafi po tym wszystkim do Azkabanu? – zapytałam cicho.
 - Prawdopodobnie tak.
     Spuścił wzrok, wyczerpując temat. Po raz kolejny ze wszystkich sił zapragnęłam wiedzieć, o czym myśli, nad czym się zastanawia, w jakim świetle stawia Ślizgona teraz, kiedy ten wykazał prawdziwą skruchę. Co by powiedział, gdybym zdradziła mu, że wszystko wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości nie zobaczy ani mnie, ani Dracona Malfoya?
     Nienawidzili się od początku, od pierwszej podróży do Hogwartu. Przez wszystkie lata szkoły obrzucali się pogardliwymi spojrzeniami i złośliwymi uwagami. Każdy marzył o tym, by przyłapać na czymś drugiego. Ślizgonowi udało się to w piątej klasie, pod rządami Dolores Umbridge, kiedy na światło dzienne wyszła sprawa z Gwardią Dumbledore’a, a Gryfonowi w szóstej, gdy od początku podejrzewał go o działalność w szeregach Voldemorta.
 - Oddałem mu jego głogową różdżkę – dodał jeszcze Harry, nie patrząc mi w oczy. – Teraz, kiedy naprawiłem moją, z piórem feniksa, tamta nie była mi już potrzebna.
     Spojrzałam na niego z podziwem i szacunkiem.
 - Zawsze wiedziałam, że jesteś wielkim czarodziejem, Harry – powiedziałam szczerze, patrząc mu w oczy. – Ale oprócz tego jesteś wspaniałym, dobrym człowiekiem. Dobrym człowiekiem, którego spotkało bardzo dużo złych rzeczy.
     Uśmiechnął się do mnie nieśmiało, wciąż wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Miałam zamiar zapytać, co tak uparcie nie daje mu spokoju, ale zrezygnowałam z tego. Gdyby chciał, sam by mi o tym powiedział. Tak między nami było od zawsze – prosta, niepisana i nigdy nie wypowiedziana na głos zasada, której oboje sumiennie przestrzegaliśmy.
 - Ach, tu jesteście. – W drzwiach frontowych pojawił się Ron. – Szukałem was po całym zamku. W Wielkiej Sali jest poczęstunek… ale chyba nie mam na niego ochoty.
     W innych okolicznościach pewnie uznałabym to za objaw choroby – Ronald Weasley, który z własnej woli opuszcza posiłek? Jednak, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, wcale mu się nie dziwiłam. Stracił brata i przyjaciół, a jutro o świcie miał stracić również mnie. Osobiście też nie byłam głodna, choć rano zjadłam tylko kawałek kromki chleba. Ale żołądek ściskał mi się na samą myśl o tym, co miało nastąpić za kilka godzin. Było to dziwne uczucie, z jednej strony nieprzyjemne i uporczywe, a z drugiej wręcz przeciwnie – podniecające.
     Ron oparł się o kamienny mur i założył ręce na piersi.
 - Teraz wszystko się zmieni, prawda? – powiedział. – Nareszcie na lepsze.
 - Tak. – Harry uśmiechnął się. – Już zapomniałem, jak to jest, kiedy ma się spokojne życie.
 - Na twoim miejscu bym na to nie liczył – zachichotał Ron. – Na zawsze sławny.
     Cóż, miał rację. Magiczny świat miał już nigdy nie zapomnieć o tym, czego dokonał Chłopiec, Który Przeżył, czarodziej, który pokonał wielkiego Lorda Voldemorta.
     Usiadłam na dużym odłamku skalnym naprzeciwko nich. Właśnie takich pragnęłam ich zapamiętać: szczęśliwych, radosnych, z optymizmem patrzących w przyszłość. Przyglądałam się im dokładnie, żeby nie pominąć żadnego szczegółu w ich wyglądzie i zachowaniu. Ja zdawałam sobie sprawę, że to nasze ostatnie wspólne chwile. Ale oni nie.
 - Zamierzasz wrócić teraz do swojego domu przy Grimmauld Place 12? – zapytał Harry’ego Ron. – A może na Privet Drive? Teraz, kiedy twój kuzyn Dudley okazał do ciebie szacunek…
     Wybraniec odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się gorzko.
 - Prędzej zamieszkam w Zakazanym Lesie, niż wrócę do Dursleyów – odpowiedział. – Wstąpię tam tylko po swoje rzeczy. Do Londynu też nie chcę wracać. – Doskonale wiedziałam dlaczego. Dom Blacków wciąż przypominał Harry’emu Syriusza i wiele złych chwil, których doświadczył. – Chcę zacząć coś nowego, wiecie? Myślałem o tym, żeby postawić dom… w Dolinie Godryka. Tam się urodziłem i czuję, że to moje miejsce.
 - Zawsze będziesz mile widziany w Norze – rzekł Ron. – Weasleyowie cię kochają.
 - A szczególnie jedna z Weasleyów – dodałam.
     Spojrzał na mnie szybko, jakbym wyjawiła światu najskrytszą tajemnicę. A potem, zanim mimochodem przyjrzał się minie Rona, jego policzki pokryły się gorącym rumieńcem. To mnie całkowicie rozbroiło – zaśmiałam się głośno, nie zważając na panującą dookoła ciszę. Harry Potter ostatni raz zarumienił się tak w drugiej klasie – ze wstydu, kiedy Gilderoy Lockhart prawił mu przed całą szkołą wykład na temat dobrych i złych stron sławy.
     Ron chrząknął uroczyście, po czym wbił wzrok w podłogę.
 - Słuchaj, Harry – zaczął, szukając odpowiednich słów. – Wiesz, wtedy, przed weselem Billa i Fleur, w Norze… trochę na ciebie naskoczyłem. Ale sam rozumiesz, to moja siostra, lada chwila wybieramy się na poszukiwanie horkruksów i nie wiadomo, czy wrócimy z tego żywi, a ty się z nią obcałowujesz po kątach i mieszasz jej w głowie – dodał szybko, w ramach usprawiedliwienia. – No, ale teraz, kiedy Voldemorta już nie ma… wydaje mi się, że…
 - Wydaje ci się, że potrzebujemy twojego błogosławieństwa, Ronaldzie Weasleyu?
     Wszyscy, jak na komendę, odwróciliśmy głowę w stronę wejścia do zamku, skąd dobiegł nas głos Ginny. Szła w naszym kierunku powoli, wyprostowana i lekko rozgniewana. Usta zacisnęła w zupełnie taki sam sposób, jak Pani Weasley, a jej brązowe oczy ciskały iskry.
     Ron wyraźnie się zmieszał, ale starał się zachować fason.
 - Cóż, jestem twoim starszym bratem – mamrotał. – I dlatego…
 - I dlatego powinieneś się zamknąć, bo twoje miłosne podboje były do tej pory co najmniej żałosne – wycedziła Ginny. Ron zrobił się czerwony jak piwonia, ale w żaden sposób tego nie skomentował, nagle bardzo zainteresowany własnymi stopami.
     Ruda zawsze była bardzo dosadna i śmiała w tym, co mówi. Wydaje mi się, że ten ostry język, mentalną siłę, niezależność i umiejętność radzenia sobie w przeróżnych sytuacjach wyniosła z domu – zahartowało ją wychowywanie się pośród sześciu braci. Była wspaniałą przyjaciółką, bo posiadała rzadko spotykaną we współczesnym świecie umiejętność słuchania. Ale jej największą potęgą było uczucie, jakim od lat darzyła Harry’ego.
     Od czasu mojego powrotu z Marmurowego Anioła nie miałyśmy jeszcze okazji ze sobą porozmawiać, a ja wiedziałam, że ta okazja już nie nadejdzie. W tamtych dniach niepewności, kiedy moja wizja przyszłości dopiero się formowała, unikałam Ginny jak ognia – ona, jako jedyna z moich bliskich, znała większość prawdy o Malfoyu. Gdybym zdradziła jej, gdzie byłam cały poprzedni rok i powiedziała, co planuję, na pewno nie zabroniłaby mi odejść, ale z pewnością usłyszałabym z jej ust takie słowa, po których byłoby to o wiele trudniejsze. A ja w tamtej chwili byłam pewna swojej decyzji jak nigdy wcześniej. Wierzyłam w słuszność tej sprawy i miałam wielką nadzieję, że tak wielkie uczucie – a przecież mimo wszystko to, co łączyło mnie z Draconem, było niezwykle silne – prędzej czy później stopi lody wzajemnej niechęci. Poza tym nie raz się już przekonałam, że o wiele prościej jest nam zaakceptować to, co już się stało, niż to, co dopiero ma nastąpić. Pomyślcie nad tym.
     Ginny przekroczyła śmiało stertę gruzów na posadzce i – nie zaszczycając swojego brata spojrzeniem – stanęła obok Harry’ego. Ten objął ją w pasie i obdarzył ciepłym uśmiechem, który musiał być zarezerwowany tylko dla panny Weasley. Jego oczy błyszczały radością.
     A potem Ron zrobił coś, czego zupełnie się po nim nie spodziewałam: podszedł do mnie i zaplótł palce na mojej dłoni, jakby to była najzwyklejsza rzecz w świecie. Serce zaczęło mi walić w piersi jak oszalałe, co prawdopodobnie źle zinterpretował, bo odetchnął z ulgą. Może bał się, że go odtrącę – i tak pewnie bym zrobiła, gdyby w głowie nie tłukła się świadomość, że niebawem stracę go na zawsze. Spuściłam wzrok na podłogę, onieśmielona.
     Harry jeszcze bardziej się rozpromienił, a Ginny wydawała się jednocześnie zaskoczona i zadowolona. Starałam się na nich nie patrzeć w tamtym momencie, bojąc się, że w moich oczach ujrzą ból, którym napawał mnie fakt, że tej nocy znów ich skrzywdzę, może bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Przypomniałam sobie wszystkie te gesty, które skierował w moją stronę Ronald od czasu mojego powrotu i zadrżałam na wspomnienie naszego pocałunku na siódmym piętrze, podyktowanym zbyt wielkimi emocjami. Źle się z tym czułam – jakbym zdradziła Malfoya, jedynego mężczyznę, do którego prawdziwie należałam i należę do tej pory, chociaż tak wiele w naszym życiu się zmieniło. Oczywiście, było to także nie fair wobec samego Rona. Dopiszcie to do długiej listy moich grzechów – ale tym razem z małą adnotacją na marginesie, że tej swojej winy naprawdę żałuję. Nigdy nie chciałam, żeby cierpiał z mojego powodu. Uważałam to za zło konieczne, wierząc, że czas leczy rany.
     Niedługo potem miałam przekonać się na własnej skórze, że to największe kłamstwo.
     Spędziliśmy wspólnie przyjemne, wspaniałe popołudnie. Ginny zaproponowała spacer, więc odwiedziliśmy pobliską wioskę Hogsmeade, która wciąż była w żałosnym stanie po wyczynach śmierciożerców. Spacerując główną alejką natknęliśmy się na Madame Rosmertę, która nalegała, abyśmy wstąpili do Trzech Mioteł na kremowe piwo – oczywiście, na koszt firmy. Po powrocie do Hogwartu odwiedziliśmy Hagrida w jego drewnianej chatce na skraju błoni. Poczęstował nas ogromnymi filiżankami herbaty i krajanką domowej roboty, która na kilka długich minut skleiła wszystkim usta. Gajowy był w świetnym humorze, który jeszcze bardziej mu się poprawił, widząc, że Harry ściska pod stołem rękę Ginny, a Ron – moją. Gdy myślał, że żadne z nas nie patrzy, wytarł łzę z oka skrajem białego obrusa i wyjąkał coś o najwspanialszym dniu w jego życiu, kiedy może widzieć nas razem po klęsce Voldemorta.
     Zapadał już zmierzch, gdy wróciliśmy w mury Hogwartu. W Wielkiej Sali skrzaty właśnie podały kolację i z chęcią dosiedliśmy się do przyjaciół, z żołądkami skręconymi z głodu. Zniknęło pięć zwykłych, drewnianych stołów, a na ich miejscu pojawił się jeden długi, przy którym zasiedli wszyscy obecni, łącznie z nauczycielami i członkami Zakonu Feniksa. Wszyscy z ożywieniem rozmawiali o odbudowie zamku, która miała rozpocząć się rankiem. Słyszałam, jak profesor Sprout mówi Neville’owi o konieczności zdobycia nowych sadzonek do cieplarni, a pani Pince żali się Lunie, jak wiele książek straciła biblioteka przez pożar.
     Ta mała uczta trwała do późnych godzin wieczornych. W zamku było już całkiem ciemno, kiedy wraz z Harrym, Ronem i Ginny postanowiliśmy pójść do dormitoriów, żeby położyć się spać. Wstaliśmy od stołu i – żegnani zewsząd krzykami – ruszyliśmy do wyjścia z Wielkiej Sali. Na marmurowych schodach spotkaliśmy jeszcze profesor Trelawney. Patrzyła prosto na mnie, więc uśmiechnęłam się do niej ciepło, ale ona wcale tego nie odwzajemniła.
     Zamiast tego zaśpiewała melodyjnie w moją stronę:
 - Serce skute lodem, a jednak bić zaczęło, zimne, puste oczy, a jednak je objęło. Lecz to, co stać się musi, już dzisiaj się stanie, choć szczęście szansą kusi, nie masz wpływu na nie…
 - Słucham? – odezwałam się, stając w miejscu. Wróżbitka śpiewała dalej.
 - Życie jak gra w szachy, wiele w nim jest strat, lecz choćbyś się starała, usłyszysz dziś szach, mat. I pęknie z hukiem serce, żyć dalej przyjdzie wam, i tęsknić będziesz wielce, a czas nie zgoi ran… – Zamrugała kilkakrotnie, po czym ruszyła w dół, do Wielkiej Sali.
     Spojrzałam na pozostałych, starając się nie okazywać przerażenia.
 - Co to miało być? – zapytałam, modląc się, by mój głos zabrzmiał normalnie.
 - Mi to wyglądało na najnowszy przebój Fatalnych Jędz – odezwał się Ron, wzruszając ramionami. – Albo Celestyny Warbeck. Może Trelawney rozmawiała z mamą.
     Harry parsknął śmiechem. Wszyscy wiedzieliśmy, jak Pani Weasley uwielbiała przeboje tej czarownicy i często słuchała ich na audycji Czarodziejskiej Rozgłośni Radiowej. Wydawało się, że żadne z moich przyjaciół nie przywiązało uwagi do dziwacznych słów profesor Trelawney… oprócz Ginny, która przez długą chwilę przyglądała mi się dokładnie. Starałam się sprawiać wrażenie zaskoczonej i równie obojętnej, co Ron czy Harry, ale było to zadanie trudne. Jeśli to była piosenka, to jakże dziwnie brzmiał jej tekst…
     Kiedy przeszliśmy pod portretem Grubej Damy, zdołałam całkowicie wyrzucić z głowy sytuację, która miała miejsce na marmurowych schodach. Prościej było wierzyć, że to faktycznie słowa najnowszego hitu Celestyny Werbeck, szczególnie, że Ron w drodze do Wieży Gryffindoru wciąż je odśpiewywał, komicznie naśladując tajemniczy głos nauczycielki wróżbiarstwa. Poza tym z każdą chwilą moje serce napełniało się rosnącym podnieceniem, a ja uśmiechałam się głupkowato na samą myśl tego, co czeka mnie o świcie. Być może wcale nie powinnam się tak cieszyć – w końcu znów uciekałam i znów zostawiałam tych, których naprawdę kochałam – ale w tamtej chwili wizja przyszłości z Malfoyem wynagradzała mi wszystko, cały ból i cierpienie związane z poświęceniem dotychczasowego życia.
     Byliśmy już w pokoju wspólnym, bliscy rozejścia się do swoich dormitoriów, kiedy Ginny nie wytrzymała i – widząc mój szeroki uśmiech – skomentowała głośno:
 - Jesteś od dzisiejszego południa taka radosna, Hermiono…
     Nie zamierzałam dać się wytrącić z równowagi. Harry przeszył mnie bystrym spojrzeniem swoich jasnozielonych oczu, a Ron zamarł z nogą na pierwszym stopniu spiralnych schodów, wlepiając we mnie wzrok. Wzruszyłam ramionami, wciąż się uśmiechając.
 - Naprawdę bardzo was kocham, wiecie? – powiedziałam. – Pamiętajcie o tym.
     Tej nocy nie byłam w stanie zmrużyć oka. Do małej, podręcznej torebki spakowałam kilka rzeczy, które mogły się przydać w przyszłości, lub do których po prostu miałam sentyment. Położyłam się w ciepłym łóżku i zasłoniłam szczelnie kotary, żeby nikt mi już nie przeszkadzał. Napisałam na kolanie długi list do Harry’ego, Rona i Ginny, w którym wyjaśniłam powody swojego odejścia i poprosiłam, by wybaczyli mi wszelkie grzechy, jakich się dopuściłam. Schowałam go do swojej torebki – miałam zamiar wysłać go przez sowę, jak tylko ustalimy z Malfoyem, gdzie się udać. Zaraz potem wtuliłam się w pachnącą poduszkę i próbowałam zasnąć, ale sen nie nadszedł. Słyszałam, jak do dormitorium wchodzi Parvati i bezszelestnie wsuwa się do swojego łóżka w rogu pomieszczenia. Czas mijał przerażająco powoli, jakby ktoś złośliwy zaczarował wskazówki zegara, a serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe. Czekanie na odpowiednią porę było potwornie trudne, pochłonęło całe moje myśli i być może dlatego ani razu wtedy nie pomyślałam, że coś może pójść źle.
     Było jeszcze ciemno, gdy rozsunęłam kotary i wyślizgnęłam się spod ciepłej kołdry. Bezszelestnie ruszyłam w kierunku drzwi, starając się nie patrzeć na puste łóżko należące do Lavender Brown. Powoli zeszłam spiralnymi schodami do pokoju wspólnego i śmiało przeszłam pod portretem Grubej Damy, ruszając do wyjścia z zamku, by opuścić go raz na zawsze. Cały Hogwart pogrążony był we śnie, bo po drodze nie spotkałam nikogo żywego.
     Żywego, bo na korytarzu drugiego piętra natknęłam się na…
 - Nick! – odezwałam się, mijając Prawie Bezgłowego Nicka, ducha rezydenta Gryffindoru.
 - Hermiono. – Ukłonił się nisko, a głowa zachwiała się niebezpiecznie na podtrzymującej ją kryzie. – Dokąd zmierzasz o tak dziwacznej porze? Do świtu jeszcze trochę brakuje.
 - Ja… muszę załatwić coś ważnego – odparłam wymijająco. – A ty? – dodałam szybko, nim Sir Nicholas de Mimsy-Porpington zdążył chociażby przytaknąć.
 - Och, idę do lochów. Wydajemy tam małe przyjęcie na cześć Szarej Damy. Pewnie wiesz, że to ona pomogła Harry’emu Potterowi zwyciężyć Sama-Wiesz-Kogo…
     Z tego, co mówił Harry, wcale nie miała na to ochoty, pomyślałam.
 - Gdybyś zechciała do nas dołączyć…
     Pokręciłam szybko głową, udając, że jest mi przykro. Nawet gdyby na Bedford Hill nie czekał na mnie Draco Malfoy, nie zdecydowałabym się zejść z Nickiem do lochów. Na samo wspomnienie uczestnictwa w przyjęciu duchów – a było to w drugiej klasie, z okazji pięćsetnej rocznicy jego śmierci – czułam nieprzyjemny uścisk w okolicach żołądka. Smród zepsutych dań, chłód i ta muzyka, przypominająca drapanie paznokciami o tablicę…
 - Dziękuję, Nick, to bardzo miło z twojej strony, ale naprawdę muszę załatwić coś bardzo ważnego. Chodzi o… o moich rodziców – skłamałam umiejętnie.
 - Tak tak, oczywiście rozumiem, Hermiono – odpowiedział, a w jego głosie faktycznie usłyszałam zrozumienie. – To mugole, prawda? Na pewno nic im nie będzie…
     Prawie Bezgłowy Nick odprowadził mnie pod same drzwi frontowe, po czym zniknął w podłodze, schodząc do lochów. Przez całą drogę opowiadał mi o chlubie, jaką Gryffindorowi przyniósł Harry Potter, oraz wszyscy, którzy bronili Hogwartu. Puszył się z dumy, gdy mówił, że nawet Krwawy Baron złożył uroczysty hołd uczniom domu Godryka Gryffindora. Odetchnęłam z ulgą, kiedy powiew wiosennego wiatru uderzył mnie w twarz. Spotkanie z Nickiem niosło jedną pozytywną myśl – nawet duchy świętowały upadek Czarnego Pana.
     Ruszyłam pewnym krokiem w kierunku Hogsmeade. Nie było już straży przy bramie, więc nie bałam się, że ktoś mnie zatrzyma. Byłam pewna tego, co robię i choć nie żałowałam tej decyzji, z niemałym bólem patrzyłam na to, co zostawiam za sobą. Tym razem wszystko zależało tylko ode mnie, każdy krok. Sama wybrałam swoją ścieżkę. Mogłam odwrócić się na pięcie i wrócić do zamku, a rano znów ujrzeć twarze przyjaciół.
     Zawsze mamy wybór, pomyślałam. 
     A ja zawsze wybiorę ciebie, Draco.
     Kiedy tylko minęłam granice szkoły, obróciłam się w przestrzeni, by chwilę później pojawić się na sennym, tonącym w półmroku mugolskim wzgórzu Bedford Hill.
     Świt miał nadejść dopiero za kilka minut. Przysiadłam na drewnianej ławeczce przy krawędzi lasu, wpatrując się w pustą, asfaltową uliczkę. W żadnym z okien kilku stojących tu domów nie paliło się światło. Żadnych oznak życia nie wykazywał też znajdujący się u podnóża wzgórza obskurny motel, a neonowe litery układające się w napis WOLNE POKOJE migotały w ciemności. Z ławeczki na szczycie miałam dobry widok na biegnące nieopodal tory kolejowe oraz na rozciągającą się dalej panoramę tej części Londynu. Nigdy wcześniej tutaj nie byłam i zastanowiłam się przelotnie, dlaczego Malfoy wybrał akurat to miejsce. Może przez to, że nie było tu żadnych oznak magii ani świata czarodziejów? Albo ze względu na niepozorność tego cichego zakątka miasta? Postanowiłam, że zapytam go o to gdy tylko pojawi się na Bedford Hill.
     Minuty upływały powoli i równie powoli dookoła robiło się coraz jaśniej. Światało, a Ślizgona nigdzie nie było widać. Wraz z biegiem czasu zaczęłam coraz częściej rozglądać się na boki, pragnąc zobaczyć wreszcie tą prostą sylwetkę z jasnymi włosami. Może wyjdzie stamtąd, zza drzew tego liściastego lasu? Albo pojawi się na końcu asfaltowej uliczki? A może po prostu teleportuje się prosto na miejsce, tak jak ja?
     Pociąg przejechał hałaśliwie po pobliskich torach, a na sąsiedniej uliczce trzasnęły drzwi frontowe. Zaraz potem przejechała tamtędy duża, biała ciężarówka, rozwożąca butelki mleka pod progi domów. Jakiś duży, czarny kot–włóczęga przebiegł truchtem w dół wzgórza. To wszystko było dla mnie epizodami, nic nie znaczącym tłem, które ledwo zauważałam, choć tak dobrze zapamiętałam. Stawałam się coraz bardziej niespokojna, bo słońce już leniwie wchodziło na zaspane niebo, a Malfoya wciąż na Bedford Hill nie było. Czy jestem w dobrym miejscu? Może źle zrozumiałam jego słowa? Może powiedział Badlord?
     Coś jednak podpowiadało mi, że wcale nie pomyliłam nazwy mugolskiego wzgórza. Zacisnęłam mocno pięści, aż paznokcie boleśnie wbiły mi się w wewnętrzną stronę dłoni. Nie zwracałam na to uwagi, napełniona strachem i niepokojem, układając w głowie słowa wyrzutu, jakimi powitam Dracona Malfoya, kiedy tylko się tu pojawi. Och, to takie w jego stylu – spóźnić się na spotkanie, pozostawić mnie w niepewności do samego końca…
     Nie, odezwał się w mojej głowie cichy głosik. Nie zrobiłby tego. Nie w tak ważnej sprawie, jaką była ucieczka przez Azkabanem, ministerstwem, sprawiedliwością. Nie, jeśli chodziło o naszą dalszą przyszłość, której miałam być częścią. Ten jego upór i zdecydowanie, które okazał w Zakazanym Lesie… Ta pewność tego, co dzieje się dookoła… Być może był świetnym aktorem, ale ja wiedziałam, czułam, że to wszystko było prawdziwe, że zależało mu na tym i jeśli się tu nie pojawił, to dlatego, że nie mógł lub… nie chciał…
     Poczułam, jak w moje serce wstępuje lód.
     Czy to możliwe, żeby mnie porzucił? Po tym wszystkim, co dla mnie zrobił, po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? Odpowiedzi nie musiałam szukać daleko – tak… Byłam przyczyną i powodem śmierci Ester Silverman, jego najlepszej przyjaciółki. To przeze mnie umarła, podobnie jak tylu niewinnych mugoli. A ostatnio, w Hogwarcie, powiedział przecież, że mnie nienawidzi... A jeśli to jest zemsta? Umówione spotkanie, ja, pełna nadziei i on, który już wie, że nie pojawi się w określonym miejscu? Czy to możliwe, że Draco Malfoy przestał mnie kochać po tym wszystkim, co wydarzyło się w naszym życiu przez ostatni rok?
     Chwilę później uderzyła mnie nowa myśl: a jeśli został wzięty do Azkabanu? Jeśli aurorzy pojawili się w jego domu tuż po powrocie z ceremonii w Hogwarcie? Nie miałby czasu, by wysłać mi wiadomość, jeśli tak właśnie się stało…
     A może uciekł sam? Stwierdził, że to zbyt niebezpieczne dla mnie, albo uznał, że nie powinnam się w to pakować, że lepiej będzie, jeśli zostanę? To było możliwe, w końcu niejednokrotnie pokazał, że zależy mu na mnie i na moim bezpieczeństwie… Ale taki był szczęśliwy, kiedy powiedziałam, że z nim wyruszę… taki wdzięczny…
     Słońce było już wysoko na niebie, kiedy zrozumiałam, że Draco Malfoy nie przyjdzie. Różne scenariusze przychodziły mi do głowy i wszystkie były równie bolesne, ale najgorszy był ten, który mówił, że Ślizgon mnie porzucił. Zresztą – to nie miało już znaczenia, bo jeśli Dracona Malfoya nie było tego ranka na Bedford Hill, miało go również nie być w moim dalszym życiu. Nie pytajcie, skąd to wiedziałam – po prostu czułam, że to była nasza ostatnia szansa i nikt ani nic nie ofiaruje nam już następnej. Prawie słyszałam, jak moje skrzywdzone serce pęka z donośnym trzaskiem, a do żył wlewa się najgorsza trucizna, która – niestety – miała pozwolić mi żyć dalej. Zupełnie tak, jak śpiewała profesor Trelawney…
     Niemożliwym dla mnie było to, że dookoła normalnie toczy się życie, że ludzie jak gdyby nigdy nic chodzą i śpiewają, uśmiechają się i żartują, nie zdając sobie sprawy z tragedii, która wstrząsnęła moim światem. Miałam wrażenie, że tonę w otchłani własnych uczuć i emocji, że dusi mnie rozczarowanie i gorycz, i ta bezsilność, ta niewiedza, niezrozumienie tego, co naprawdę się wydarzyło… Każdy oddech zaczął sprawiać mi ból fizyczny i po raz pierwszy tak naprawdę zrozumiałam, że tylko śmierć jest w stanie mnie uwolnić.
     Gdyby życie porównać do gry w szachy, ja właśnie tamtego słonecznego, majowego poranka na Bedford Hill usłyszałam swój wyrok: szach, mat

_________________________
Dodaję rozdział wcześniej ze względu na mój dzisiejszy wyjazd do Gdańska na Mistrzostwa Europy. Przejechać caaałą Polskę, żeby zobaczyć to na żywo - wesołe jest życie kibica! :)

UWAGA UWAGA, NADAJĘ KOMUNIKAT:
Gdyby ktoś chciał mieć drugą część ENS w wersji PDF, proszę o pozostawienie adresów mailowych pod tym postem, albo napisanie bezpośrednio do mnie na damakier93@wp.pl. Zajmę się tym jak najszybciej, pewnie już w przyszłym tygodniu.
Część trzecia (pod wdzięcznym tytułem "Więźniowie przeszłości") to całe dziewięć rozdziałów plus epilog. 10 odcinków = 10 tygodni, kupa czasu, więc bez paniki, kochani, bez paniki! Dużo jeszcze przed nami, zaufajcie mi.

Ściskam! 

34 komentarze:

  1. Cudowne:D Szkoda tylko,że tak szybko zbliża się koniec Echa:((

    OdpowiedzUsuń
  2. Retyyy! Prawie zawał przeżyłam, jak zobaczyłam dziś rozdział - niemniej to pozytywny zawał, oby tak dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że Draco miał jakiś dobry powód by ją wystawić. Jak nie to... go znielubię. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział. Ciekawe, czemu Draco nie przyszedł... Czekam na kolejny rozdział, dodaj go szybko ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. I prosiłabym o ENS w wersji PDF to mój mail: ania2119xd@onet.pl:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku... Popłakałam się. To smutne, że nie przyszedł. Byłam też strasznie zła, gdy Ron złapał Hermionę za rękę. Bardzo chciałabym mieć drugą część ENS, dlatego gdybyś mogła wysłać mi ją na angelikaaa2206@interia.pl byłabym bardzo wdzięczna :)

    PS: Zazdroszczę Ci wyjazdu na ME. Ja naszym siatkarzom będę kibicowała przed ekranem telewizora.

    Angela. : )

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie pojawił się :o
    Musiało się coś stać!!!
    Jestem bardzo smutna , więc mam nadzieje, że next będzie szybciutko ;)
    mój email: julita113@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. Oh nie wierze w to ! ;( Dlaczego on sie nie pojawil - no wiedzialam ! ;((
    Kurdeeeeeeeee ;( tak mi zal Hermiony ;(
    Mam nadzieje, ze koniec Echa Naszych Slow-bedzie taki jak sobie wymarzylam po cichu ;D xP

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże, przeczytałam Twoje opowiadanie od początku do końca i stwierdzam, że jest boskie. Niee, to za mało powiedziane - myślę że idealne to odpowiednie słowo.

    Nie mogę się doczekać kontynuacji. Jestem pewna, ze będzie tak samo świetna jak poprzednie dwie części.

    Życzę Ci dużo weny, żeby "Więźniowie przeszłości" byli tak samo dobrzy, albo i lepsi od "Oszukać przeznaczenie" :)

    Clarie

    PS. Mogłabym prosić o wersję PDF części pierwszej i drugiej? E-mail: kamila.splinter@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Było mi tak strasznie smutno jak to czytałam, gdy doszłam do fragmentu, w którym Draco jednak nie przyszedł na to spotkanie... Dowodzi to temu, że jesteś naprawdę świetną pisarką.
    Życzę Ci dużo weny (:
    Pozdrawiam.

    P.S Proszę o wersję PDF drugiej części. Mój mail: strangepeopleintheworld@gmail.com
    P.S2 Czy istniała by możliwość, bym mogła otrzymać w wersji PDF również pierwszą część tego opowiadania? (: Zależałoby mi na tym.
    Z góry dziękuję
    *:

    OdpowiedzUsuń
  11. Mój Boże. Wzruszyłam się, naprawdę.
    Chciałabym wersję PDF drugiej części. Mail - nikoola.05@gmail.com
    Mogłabym też otrzymać wersję PDF pierwszej części? :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Uwielbiam to opowiadanie, jest piękne. Chociaż złe zakończenie nie chce mi dać spokoju i pewnie nie tylko mi. Wiem, że życie też nie jest kolorowe, ale może jakaś wersja alternatywna? :)
    bardzo proszę też o 1 część jeśli można: noxa@onet.pl :) Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  13. Piękny, wzruszający.. Naprawdę mi się podoba. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  14. Wzruszyłam się to piękne. To zakończenie yyyh nie spodziewałam się tego ;c Oby nie związała się przez to z Ronem .Biedna Hermiona.Nie mogę się doczekać następnej części weny życzę / Sandraaa

    OdpowiedzUsuń
  15. Piękne :) wzruszylam się :) ehhh co takiego satrzymalo Dracona Malfoya? I jak to wszystko się dalej ułoży jejkuuu no nie mogę żyć w takiej nie wiedzy..
    Weny:D
    Pozdrawiam,Lili:D

    OdpowiedzUsuń
  16. rozdział cudny, tak jak wszystkie poprzednie :) co się stało z tym Malfoyem no ! ;< bardzo ciekawe jak dalej potoczysz ta historie. A tu mój email : kaszu.94@o2.pl z góry dziękówa !! :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny, acz smutny rozdział. Ciekawe, co się stało z Draconem... Cóż, czekam na ciąg dalszy. A to mój E-mail : Malfoy.trolololo@gmail.com
    Pozdrawiam i weny.

    OdpowiedzUsuń
  18. Od dłuższej chwili siedzę przed monitorem i nie wiem, co napisać...Jest we mnie tyle sprzecznych emocji, zawiązujących brzuch w supeł...Chyba za bardzo zatraciłam się w tym opowiadaniu i dlatego tak to przeżywam. A najgorsza jest chyba ta niepewność co do tego, dlaczego Draco nie pojawił się w umówionym miejscu. Bo przecież bez powodu nie zrezygnowałby z Hermiony? Czuję wręcz to bolesne rozczarowanie Granger. Zupełnie tak, jakby los sobie z nich zakpił. Nie chce żeby była z Ronem...Żałuję, że nie siedzę ci w głowie i nie mogę poznać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania;)
    A istniałaby szansa żebyś przesłała mi również pierwszą część? Bo gdy ją rozsyłałaś jeszcze nie odkryłam Twojego bloga;)
    villemo.story@interia.pl
    Pozdrawiam serdecznie,
    Villemo.

    OdpowiedzUsuń
  19. Twoje opowiadanie jest jednym... a właściwie to najlepszym dramione jakie czytałam. Nie jestem w stanie wyrazić swojego podziwu i zachwytu, jesteś po prostu niesamowita! Masz talent, Damo Kier...
    Chociaż zwykle nie przepadam za szczęśliwymi, słodkimi zakończeniami dobija mnie fakt, że tu, u Ciebie nie będzie happy endu ;c Chociaż... dalej mam nadzieję, że jednak, może... Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Tobie duuuużo weny!
    Czy istniałaby opcja, żebyś wysłała mi obie części ENS? Kiedy rozsyłałaś pierwszą niestety nie wiedziałam o istnieniu Twojego bloga... Mój mejl to holidayx33@onet.pl
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. uwielbiam Twoje opowiadanie. proszęęęęęęęęęęę, zrób happy end, niech Draco i Hermiona będą razem, proszę? bo to opowiadanie jest zbyt piękne, żeby zakończyło się bez ich pięknej przyszłości.. :(
    missdontcare@wp.pl.
    pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń
  21. No ja coś czułam, że tak będzie, ale do ostatniego momentu wmawiałam sobie, że on jednak przyjdzie! Ciekawa jestem co wydarzy się podczas tej ostatniej części i mimo wszystko mam nadzieję, że zakończenie będzie szczęśliwe :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Wspaniale! Z reszta jak każdy Twój rozdział. Bardzo podobała mi się ta przepowiednia. Szkoda, że im się nie ułożyło ale można sie było tego spodziewać :( przykro również, że zbliżasz się do końca, no ale w życiu nic nie trwa wiecznie. Życzę weny i czekam na kolejny.
    Chciałabym również zaprosić Cię do siebie. Nie jest to oczywiście opowiadaniena Twoim poziomie ale może Cię zaciekawi. http://nic-nie-jest-takie-jakie-sie-wydaje.blogspot.com/
    Jesteś wspaniała.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie miałam czasu, żeby wcześniej skomentować, ale postaram się oddać wszystko co czułam czytając en rozdział.

    Musze powiedzieć, że bardzo mnie poruszył i przyznaję, że łzy cisnęły mi się do oczu kiedy czytałam ten rozdział. Nie jestem miłośniczką jakiś przesłodzonych happy endów, ale tu naprawdę chciałam, żeby wszystko skończyło się dobrze.

    Bardzo ciekawi mnie to czemu Draco się nie pojawił oraz co jeszcze wydarzy się przez te dziesięć rozdziałów.

    Pozdrawiam serdecznie!

    PS. Bardzo chętnie otrzymałabym wersję PDF tego opowiadania. Byłaby możliwość dostać, też wcześniejszą część? :) dreamydevill@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  24. Myślałam, że uśmiercisz któreś z nich. Jestem jednak ciekawa, co się stało z Draco i co miałaś na myśli, pisząc "szach, mat" na końcu. Mam nadzieję, że Hermiona sie nie zabiła czy coś takiego...
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Piękne... i smutne zarazem. Myślę, że jednak coś się stało, że Draco się nie pojawił.
    Poproszę o pdf-a, jeśli nie stanowi to problemu to zarówno o pierwszą, jak i drugą część :) Mail anulka148@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  26. Notka super <3 mój e-mail to babygklaudia@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  27. Uwielbiam Twojego bloga Damo Kier poruszył moje serce i dzięki niemu zrozumiałam, że każdy może mieć życie,które nie jest usłane różami. Nawet wyimaginowana postać. Jak cienka granica jest między miłością a nienawiścią.Niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
  28. no to czekam na dalsze losy :) oby wszystko się ułożyło :)
    mooniaxx@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  29. popłakałam się jak on mógł:(

    OdpowiedzUsuń
  30. Tak pięknie opisałaś tragedię Hermiony, jej złamane serce, że się popłakałam. To było takie prawdziwe... Jestem ciekawa co stało się z Draconem, dlaczego nie przyszedł.
    Pozdrawiam magicznie
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń
  31. SPAM

    1. Zapraszamy - promo naszego opowiadania: http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=ZB8i3oW3c4w
    2: http://hidden-in-the-sun.blogspot.com/
    3. Wpadanie w pewien schemat... To cechuje większość autorek opowiadań o Dramione. On jest zły, ona dobra, coś się dzieje, chłopak się nawraca, BOOM - miłość. Czas z tym skończyć. Hermiona nie znosi Malfoya, tyle że ze wzajemnością. To jest coś więcej niż historia o tej uroczej dwójce. Hogwart zostaje napadnięty przez Śmierciożerców, szukających specyficznej broni, która jest wręcz niezbędna, jeśli Voldemort chce oczyścić magiczny świat ze szlam, więcej, jeśli chce zostać panem całego świata. Istnieje także Strażnik, który jest w posiadaniu pierwszej część zagadki, pozwalającej na odnalezienie zaginionego skarbu. Kto pierwszy go dopadnie? Śmierciożercy, Ślizgoni, Złota Trójca, a może drugoplanowi, nieznani dotąd bohaterowie? Rywalizacja. Żeby historia nie była nudna, sucha lub stereotypowa, pojawiają się w niej również zupełnie nowe postacie i wątki. Czy w takiej sytuacji może wydarzyć się coś tak "niespodziewanego" jak miłość Ślizgona z Gryfonką? Czy to w ogóle jest możliwe? Przekonajcie się sami, chociaż pewnie odpowiedź znacie. Są wśród Was fani duetu Ginny i Zabiniego, a także Ci, którzy chcieliby zobaczyć w roli głównej pary należące do rzadkości bądź wcale nie istniejące w świecie Potterowiskich fanficków? To dobrze, bo tu też będzie o nich mowa! Chcecie dowiedzieć się więcej? Nie pozostaje Wam nic innego, jak poznanie historii!

    OdpowiedzUsuń
  32. Boże... HAPPY END, tak bardzo chcę by na końcu był HAPPY END. :"( Dlaczego on nie zjawił się na tym spotkaniu???

    OdpowiedzUsuń
  33. Nie wiem czemu w głowie uformiwało mi się stwierdzenie, że to kobieta bardziej kocha mężczyznę.
    A on to perfidnie wykorzystuje.
    Czy to prawda, skoro nawet w tym opowiadaniu, coś nawołuje do tego stwierdzenia?
    Nieparzysta

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy: