30 sierpnia 2013

47. Różne odcienie dobra

     Istotnie, Ron miał rację. Co więcej: już się zaczęło.
     Na korytarzach Hogwartu było głośno i tłoczno. Dookoła biegali skoncentrowani czarodzieje z różdżkami w gotowości, zewsząd słychać było odgłosy krzyków, nawoływań i rozkazów. Zauważyłam, że ożyły zbroje i posągi – kierowały się w stronę Wielkiej Sali lub zajmowały miejsca przy oknach, podnosząc miecze w jednoznacznym geście. Ron złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę marmurowych schodów. Tuż przed nimi wpadliśmy na Neville’a – miał szeroki uśmiech na twarzy i pędził w kierunku cieplarni.
 - Ron! Hermiona!
 - Co się dzieje, Neville? – zapytał Weasley, przekrzykując tłum.
 - Voldemort dał nam godzinę na poddanie się i wydanie Harry’ego – odparł podekscytowany Longbottom. – No więc McGonagall zarządziła obronę zamku! Snape zwiał, młodszych uczniów odesłano, a my gotowi jesteśmy walczyć! – Klepnął otwartą dłonią w swoją pierś. – Lecę teraz do cieplarni, profesor Sprout pozwoliła zrzucać mandragory na śmierciożerców, którzy dostaną się do szkoły… Super, nie?
 - Tak, wspaniale. – Ron złapał go za rękę. – Neville, gdzie jest Harry?
 - Niedawno był w Wielkiej Sali. Może wciąż tam jest.
     Podziękowaliśmy mu pospiesznie, na co zasalutował teatralnie, i natychmiast puściliśmy się biegiem we wskazanym przez niego kierunku. Ale nie zdołaliśmy nawet opuścić marmurowych schodów, kiedy usłyszeliśmy za sobą zniecierpliwiony głos Wybrańca.
 - Gdzie byliście?! Szukam was po całym zamku!
 - Harry! Byliśmy w Komnacie Tajemnic! – odparł Ron, a Zielonooki zmarszczył brwi. – Kły bazyliszka niszczą horkruksy! Hermiona pozbyła się czarki Helgi Hufflepuff, zobacz! – Wyjął z kieszeni pokiereszowany pucharek. – Pomyślałem, że to właśnie ona musi to zrobić, wiesz, jeszcze nie miała okazji… Świetnie sobie poradziła…
 - To Ron wpadł na ten pomysł – dodałam, odwracając uwagę od swojej osoby. – Użył mowy wężów, wiesz? W ten sposób dostaliśmy się do środka. Był naprawdę niesamowity.
     Weasley spojrzał na mnie z wdzięcznością. Odpowiedziałam mu szczerym uśmiechem.
 - A ty… masz go? – zapytałam. – Masz kolejnego horkruksa?
 - Nie – odparł Harry, nagle zniecierpliwiony. Puścił się biegiem w górę schodów. Wymieniliśmy z Ronem zaskoczone spojrzenia, po czym podążyliśmy za nim. – Ale wiem, gdzie on jest. Rozmawiałem z Szarą Damą, Heleną Ravenclaw. Ukrył go tam, gdzie wszyscy chowali swoje rzeczy przez setki lat… tam, gdzie i ja w tamtym roku ukryłem podręcznik do eliksirów Księcia Półkrwi. W Pokoju Życzeń!
     Kiedy dotarliśmy na siódme piętro, rozpoczął się szturm na zamek. Czarodzieje ruszyli do walki ze śmierciożercami, próbującymi dostać się do środka. Mury drżały od uderzeń, a szyby w oknach pękały i rozsypywały się w pył. Wzmogły się krzyki z wnętrza szkoły, przerywane od czasu do czasu potężnymi odgłosami huków, gdy zaklęcia burzyły ściany. Ciemność na zewnątrz rozrywał blask zaklęć przecinających powietrze. To był straszny widok.
 - Wiecie, tak sobie pomyślałem teraz o… skrzatach domowych – rzekł nagle Ron.
 - Myślisz, że powinny ruszyć do walki? – odparł Harry.
 - Uważam, że powinniśmy je poinformować o tym, co się dzieje, żeby mogły uciec.
     Spojrzałam na niego, a w moich oczach zaszkliły się łzy.
     Eksplodowała we mnie czułość i wdzięczność do tego człowieka, do Ronalda Weasleya, który szanował życie innych stworzeń, nawet tak niewiele znaczących dla czarodziejów jak domowe skrzaty. Rzuciłam mu się w ramiona, rozsypując dookoła kły bazyliszka, chcąc pokazać mu, jak bardzo mi zaimponował. A on – niesiony tą samą chwilą i korzystający z nadarzającej się okazji – odszukał ustami moich ust i pocałował mnie.
     Na początku nie do końca wiedziałam, co się dzieje. Poddałam się mu, nie mogąc, nie chcąc go odtrącić, ale już w następnym momencie zalała mnie fala przerażającego chłodu, bo to nie były te usta, które kochałam. Czułam to, czułam to każdą komórką swojego ciała – że pomimo wszystkich zalet, jakie posiadał Ron, pomimo tego, że był wspaniałym człowiekiem, a jego serce było dobre i czyste, nigdy nie będę należeć do niego. On nigdy nie będzie moim domem i mężczyzną mojego życia, i nigdy nie obdarzę go takim uczuciem, na jakie zasługuje, bo Ronald Weasley nigdy nie będzie Draconem Malfoyem. Tym, który ma w sercu mrok, który krzywdzi i oszukuje, który owiany jest tajemnicami i żyje wśród wiecznych sprzeczności. Tym, którego mimo tego wszystkiego prawdziwie kocham.
 - Czy możecie zostawić sobie te czułości na później? Jest wojna! – krzyknął Harry, nieświadomie ratując mnie z opresji. Zaczerwieniłam się po uszy i rzuciłam się do zbierania rozsypanych po podłodze kłów. Usłyszałam jeszcze, jak Ron zwraca się do Wybrańca: „No właśnie, wojna. Teraz albo nigdy, nie, stary?”.
     Harry zbył go machnięciem ręki, ale kąciki jego warg zadrgały radośnie, jakby całą siłą woli powstrzymywał uśmiech. A potem stanął w miejscu, przed kamienną ścianą (tą samą, przed którą tyle razy stawałam ja sama!) i zamkną oczy, koncentrując się.
     Po chwili drzwi do Pokoju Życzeń zmaterializowały się. Wybraniec pchnął je pospiesznie i weszliśmy do środka, stając w progu. Serce zabiło mi mocniej na widok stosów tych dziwnych, bezużytecznych przedmiotów, które uczniowie Hogwartu chowali tu przez całe wieki. Ja również już tam byłam. Wtedy, blisko rok temu, kiedy uciekłam ze szkoły. Draco przyprowadził mnie do Pokoju Życzeń, z Szafki Zniknięć wyszła Dziewczyna w Czerwonej Pelerynie, wypiłam eliksir wielosokowy i razem z Zabinim opuściłam zamek, przyjaciół.
 - Słuchajcie, musimy znaleźć diadem Roweny Ravenclaw – rzekł Harry, ruszając do przodu. – Wiem, że jest gdzieś tu blisko, już go widziałem, miałem go w rękach. Rozdzielmy się… Szukajcie kamiennego popiersia starca z peruką, diadem będzie na jego głowie.
     Przytaknęliśmy. Ron skręcił w lewo, Wybraniec poszedł prosto, a ja wybrałam wąską alejkę po prawej. Zatrzymałam się na jej początku i rozejrzałam dookoła, patrząc na piętrzące się stosy przeróżnych przedmiotów. Jak znaleźć w tym chaosie mały diadem? Przeszukanie całego pomieszczenie zajmie nam miesiące, a tak dużo czasu przecież nie mieliśmy.
     Ruszyłam powoli przed siebie, słysząc dobiegające gdzieś z boku odgłosy przerzucanych rzeczy. Były tu rzędy podejrzanie wyglądających książek, szaty splamione czymś, co przypominało zaschniętą krew, stare meble i kufry, błyszczące diamenty, lusterka i puchary, i tysiące innych przedmiotów – ale nigdzie nie dostrzegłam ani diademu, ani niczego, co choćby przypominało kamienne popiersie, o którym mówił Harry.
     Odwróciłam szybko głowę, kiedy do moich uszu doszły strzępy rozmowy.
 - Harry, rozmawiasz z kimś?! – Pomieszczenie wypełniło się zaciekawionym krzykiem Rona. A więc on również to usłyszał. Zacisnęłam palce na różdżce i zaczęłam przeciskać się szybko wąskimi alejkami do miejsca, skąd dochodził głos Wybrańca. Poszukiwany diadem Roweny Ravenclaw zszedł natychmiast na drugi plan.
     Byłam już blisko, bardzo blisko – mogłam bez trudu zrozumieć wypowiadane słowa. Rozpoznałam też tych, do których należały głosy – Vincent Crabbe, Gregory Goyle i… Draco Malfoy. Poczułam w sercu dziwne ciepło na samą myśl, że wciąż żyje, że Voldemort nie zabił go po powrocie, że zaraz będę mogła go zobaczyć i przekonać się o tym na własne oczy…
 - Descendo! – krzyknął Goyle, a ja wrzasnęłam, kiedy ściana rupieci tuż nade mną zaczęła spadać na moją głowę. W tym samym momencie, w którym podniosłam różdżkę by uratować się przed ciężkimi przedmiotami, Harry wypowiedział przeciwzaklęcie i wszystko ustało.
 - Przestań! – warknął Malfoy. Domyśliłam się, że zwraca się do jednego ze swoich goryli. – Nigdzie się stąd nie ruszy. – Urwał na chwilę. – Masz moją różdżkę, Potter.
     Przesunęłam się bezszelestnie o kilka kroków.
 - Wygląda na to, że już nie należy do ciebie – odparł chłodno Harry. – Skoro obszedłeś się bez niej przez cały rok, to teraz chyba już jej nie potrzebujesz, co? Wyjaśniliście już, jak się tutaj dostaliście, ale wciąż nie wiem, dlaczego nie jesteście przy Voldemorcie…
 - Chcemy zasłużyć na nagrodę – rzekł dumnie Crabbe. Głos miał miękki i niski, zupełnie nie pasujący do jego solidnej budowy ciała. – Więc zostaliśmy w tyle, w zamku.
 - Postanowiliśmy przyprowadzić mu ciebie, Potter – dodał Draco.
 - Nieźle pomyślane – zadrwił Harry.
     Zamarłam. Czy właśnie po to tutaj przyszli? Czy tego Czarny Pan zażądał od Dracona, kiedy ten po roku wrócił do Anglii? Głos Malfoya był pewny i stanowczy, nie wyczułam w nim ani odrobiny blefu, ale przecież niejednokrotnie się przekonałam, że Ślizgon ma dziesiątki różnych twarzy i każda z nich jest równie przekonująca, wiarygodna.
     Nagle oblał mnie zimny pot. Od kiedy trójka uczniów ze Slytherinu nas śledzi? Skoro dostali się za nami do Pokoju Życzeń, musieli albo być w środku, albo czekać na zewnątrz, na siódmym piętrze. Czy Draco Malfoy mógł widzieć mój przelotny pocałunek z Ronem?
     Odpowiedź była jedna, prosta. Tak. Mógł.
 - Więc bądź grzeczny, Potter – powiedział Goyle. – I tak jesteś już martwy. Jeśli będziesz sprawiał problemy, nie doczekasz spotkania z Czarnym Panem. Teraz cię zwiążę…
 - Harry? – krzyknął Ron zza sterty rupieci. – Harry, w porządku?
     Usłyszałam, jak Crabbe wypowiada zaklęcie, po którym nastąpiła seria kolejnych huków, kiedy przedmioty zaczęły spadać na ziemię. Wykorzystałam ten hałas, by przesunąć się do końca wąskiej alejki, za zakrętem której stali Harry i trójka Ślizgonów.
 - Stój, Potter! – odezwał się Goyle. – Crucio!
 - Nie! Nie zabijajcie go! Nie zabijajcie go, słyszycie?!
 - Przecież go nie zabijam, Draco! Najwyżej tylko trochę pokiereszuję…
 - Musimy dowiedzieć się, o co chodzi z tym całym diademem!
 - Nikogo nie obchodzi co ty sobie myślisz, Malfoy – rzekł Goyle, a w jego głosie usłyszałam pogardę, której nawet nie starał się ukryć. – Mam gdzieś twoje rozkazy. Ty i twój ojciec jesteście już skończeni. Czarny Pan wyniesie mnie ponad wszystkich, kiedy dostarczę mu Pottera, nie ważne czy żywego, czy martwego. W każdej postaci ucieszy Pana Ciemności.
     Nie mogłam dłużej czekać. Nie miałam pojęcia co planuje Malfoy, dlaczego jest tutaj i co zamierzał osiągnąć, ale nie mogłam pokładać w nim nadziei – nie wiedziałam nawet, po której aktualnie jest stronie, naszej czy Voldemorta. Wyskoczyłam zza sterty rupieci i posłałam w kierunku Vincenta Crabbe’a zaklęcie oszałamiające, które minęło jego głowę tylko dzięki temu, że Malfoy w tym samym momencie szarpnął go za ramię.
 - Hej, to ta szlama! – krzyknął Crabbe. – Jest moja! Avada kedavra!
     Skoczyłam w bok, chowając się za starą, drewnianą szafą. Zielony płomień świsnął tuż obok mojego prawego ramienia. Widziałam wściekłość w oczach Harry’ego, który odwrócił się z furią i wymierzył różdżkę w Ślizgona, ale bardziej interesowała mnie reakcja Malfoya.
 - Nie w Granger, kretynie! – wrzasnął na niego Draco. – Expelliarmus!
     Różdżka Crabbe’a wyleciała w powietrze i utonęła w stosie rupieci za jego plecami. Vincent wyglądał jak spetryfikowany. Wpatrywał się w Malfoya swoimi małymi oczkami, nie wierząc w to, co widzi, a jego policzki powoli pokrywały szkarłatne plamy.
     Zaklęcie rozbrajające, które w przypływie złości posłał Harry, trafiło przypadkowo Dracona. Różdżka matki wyskoczyła mu z ręki i wturlała się pod szafę kilka metrów dalej.
 - Zdrajca! – odezwał się Goyle, celując w Malfoya. – Avada kedavra!
 - Petryficus totalus! – krzyknął Ron, wychodząc zza sterty rupieci. Draco zdołał uchylić się przed śmiertelnym zaklęciem, a Weasley chybił o cal. Odwrócił tym samym uwagę Goyle’a.
 - Harry, znajdź diadem! – zwróciłam się do Wybrańca. – Idź, szukaj go, a my z Ronem damy sobie z nimi radę! No już, rusz się!
     Doskoczyłam do Weasleya i posłałam bezbłędne zaklęcie oszałamiające w stronę pozostającego wciąż w ciężkim szoku Crabbe’a. Goyle ryknął z wściekłości, a Malfoy – korzystając z nadarzającej się okazji – skoczył w ten sam stos rupieci, w którym Harry szukał diademu. Przez myśl mi przeleciało, że Ślizgon też pragnie go znaleźć – pozostawało pytanie: dla kogo? Dla Wybrańca, czy raczej dla Voldemorta?
 - Po której stronie jest Malfoy? – zapytałam z ciekawości Rona.
 - Eee… W tym momencie?
     Nie było czasu, by się nad tym dłużej zastanawiać, bo Goyle prawdziwie oszalał. Wrzeszczał jak opętany, ciągle zmieniał pozycję i machał rękami na wszystkie strony. Aż w końcu wypowiedział jakieś długie, skomplikowane zaklęcie, po którym z jego różdżki trysnęły złowieszcze iskry. Wydawało się, że czas stanął w miejscu. Wspólnie z Ronem obserwowaliśmy, jak maleńki płomyk rośnie i przeradza się olbrzymi, niszczycielski ogień.
 - Specjalnie dla ciebie, suko! – wrzasnął dumny Goyle.
 - Uciekamy, Hermiono! JUŻ! – Ron pociągnął mnie za rękę.
     Śmiech Goyle’a bladł z każdą sekundą. Chwilę później chyba zrozumiał, że rozpętał piekło i co gorsza – nie potrafił powstrzymać śmiercionośnych płomieni, które obracały w popiół wszystko, co spotkały na swojej drodze. Pędziliśmy ile tchu, nie wiedząc dokąd.
 - HARRY! – krzyknęłam, widząc Wybrańca wyłaniającego się ze stosu rupieci. Kiedy zobaczył wyczyn Ślizgona, wytrzeszczył oczy ze zdumienia i strachu. – UCIEKAJ!
     Pojawił się także Malfoy. Najpierw spojrzał w moim kierunku, jakby chciał upewnić się, czy jestem bezpieczna, a potem ruszył w stronę oszołomionego Crabbe’a. Miałam zamiar odwrócić się i mu pomóc, ale dłoń Rona zaciskała się na mojej jak stalowe kleszcze.
     Zaklęcie, którego użył Goyle, nie było zwykłym czarem wywołującym ogień – użył Szatańskiej Pożogi, piekielnie niebezpiecznej, czarnomagicznej formuły. Płomienie, które nas ścigały wydawały się żywymi istotami obdarzonymi zmysłem orientacji, ogarniętymi żądzą mordu. Przybrały kształty węży, smoków i chimer, i niszczyły wszystko, co stanęło im na drodze. Malfoy, Crabbe i Goyle zniknęli za zakrętem, a my pędziliśmy dalej, aż wbiegliśmy w ślepą uliczkę, zawaloną po sufit przeróżnymi rupieciami, jak pozostałe.
 - No pięknie! – powiedział ironicznie Ron. – I co teraz?
 - Łapcie! – Harry rzucił nam starą, zakurzoną miotłę. Drugą trzymał w ręku.
     Pospiesznie wsiedliśmy na nie i wzbiliśmy się w powietrze. Obejmowałam w pasie Rona, przyglądając się zniszczeniom, jakie Szatańska Pożoga wyrządziła w Pokoju Życzeń, ale przede wszystkim szukałam Malfoya. Musiał gdzieś być, bo jeśli nie, to znaczyłoby, że zginął, że poświęcił swoje życie dla Vincentego Crabbe’a. Tej świadomości bym nie zniosła.
     I wtedy ich zobaczyłam. Malfoy i Goyle – stali na samym szczycie góry rupieci, a śmiercionośny płomień już lizał od spodu ich przystań. Żaden z nich nie miał przy sobie różdżki. Nigdzie nie było widać Crabbe’a.
     Wybraniec bez zastanowienia zawrócił swoją miotłę. Ron podsumował to stwierdzeniem: „Harry, zabiję cię, jeśli przez nich zginiemy!” ale także zrobił w powietrzu zwinny wiraż i dołączył do przyjaciela. Patrzyłam, jak Harry podaje rękę Draconowi – swojemu odwiecznemu wrogowi, jak Ślizgon wspina się na jego miotłę i ruszają do wyjścia. Goyle już siedział za mną i wrzeszczał ile sił w płucach, żeby Ron leciał, zanim wszyscy zginiemy.
     Uciekliśmy z Pokoju Życzeń w ostatniej chwili.
     Oddech czystego powietrza na korytarzu siódmego piętra był jak zbawienna porcja tlenu. Leżeliśmy na brudnej od gruzu i pyłu posadzce, kaszląc i dysząc. Podniosłam szybko głowę i upewniłam się, że Malfoy z Harrym również zdążyli uciec; dopiero gdy ujrzałam ich, leżących obok siebie na podłodze, prawdziwie odetchnęłam z ulgą.
     Ron był wściekły. Wstał, podszedł do Dracona i wymierzył w niego różdżkę.
     W niego! Jakby to on, Draco Malfoy, był winny wszystkiemu! A przecież to Goyle wyczarował Szatańską Pożogę, to on razem z Crabbe’em strzelali do nas śmiercionośnym zaklęciem! Wciąż miałam wrażenie, że szarooki Ślizgon znów miał jakiś plan, z którym przyszedł do Pokoju Życzeń, plan, który znów nie wypalił. Przecież niejednokrotnie się przekonałam, że nienawidzi Voldemorta, że nie chce być śmierciożercą. Być może nie był na tyle odważny – albo po prostu na tyle głupi – by się temu jawnie przeciwstawić, ale ciągle wierzyłam, że nie jest mu całkowicie i bezmyślnie oddany, jak Crabbe czy Goyle.
 - Ron, nie! – krzyknęłam. Wybraniec również kręcił przecząco głową, ale te dobre, ciepłe oczy Weasleya pełne były tylko gniewu. – Zostaw go, proszę!
 - Podaj mi choć jeden powód, dla którego miałbym go oszczędzić, Hermiono!
 - On uratował mi życie! – odpowiedziałam.
     Nie pierwszy raz, dodałam w myślach.
     Różdżka w jego dłoni przez krótką chwilę drżała niespokojnie, ale wreszcie ją opuścił. Odetchnęłam głęboko. Ron odwrócił się na pięcie i ruszył zdecydowanie korytarzem.
 - Chodźmy stąd, nim zmienię zdanie – rzucił przez ramię.
     Harry podniósł się z ziemi, patrząc dziwnie na Malfoya. Ten oparł się o ścianę, jakby tylko na to starczało mu już sił i skrzywił się z bólu. Usilnie nie spoglądał na mnie.
 - On kazał ci mnie znaleźć, prawda? – zapytał Harry. – Voldemort.
     Draco odpowiedział mu pustym, martwym spojrzeniem.
 - Snape – wyszeptał. – Musisz odnaleźć Snape’a, Potter. On zna odpowiedzi.
 - Odpowiedzi? Odpowiedzi na co?
 - Na wszystko. – Urwał na chwilę. – Miałem przyprowadzić cię do Snape’a. Snape jest i zawsze był człowiekiem Dumbledore’a. Znajdź go… nim on go znajdzie.
     Spokój na korytarzu rozdarł przerażający huk. Harry wstał i pobiegł czym prędzej w tym samym kierunku, co wcześniej Ron. Poczekałam, aż Wybraniec zniknie za zakrętem i natychmiast kucnęłam przed Malfoyem, zmuszając go, by na mnie spojrzał.
 - Draco – szepnęłam, z radością wypowiadając jego imię.
     Nie podzielał mojego entuzjazmu. Złapał mnie za nadgarstek i mocno go ścisnął, aż w oczach stanęły mi łzy. Spojrzałam na niego z wyrzutem zmieszanym ze strachem.
 - Nienawidzę cię, Granger – rzekł cicho, ledwie słyszalnie. – Nienawidzę tego, że nauczyłaś mnie czuć i dokonywać wyborów. Nienawidzę tego, co czuję do ciebie i chciałbym umrzeć. Dopóki nie widziałem na tym świecie dobra, zło aż tak bardzo nie paliło w oczy.
 - Co ty pleciesz?! – odpowiedziałam, czując, jak serce pokrywa mi lód.
     Pokręcił głową na boki, rezygnując z wyjaśnień.
 - Dopilnuj, żeby Potter spotkał się ze Snape’em. To bardzo ważne.
     Kiwnęłam głową, zaciskając zęby. Próbowałam nie dać po sobie poznać, jak bardzo zabolały mnie jego wcześniejsze słowa, ale wiem, że on doskonale to wiedział. Miałam ochotę uderzyć go w twarz. Miałam ochotę wykrzyczeć, że to przecież on wtargnął w moje życie, nie odwrotnie, i że to on jest sprawcą wszystkich moich nieszczęść.
 - Idź. Nie ma czasu. On musi to zakończyć. Nie ty. Nie Weasley. Potter. – Podnosiłam się już, gdy raz jeszcze złapał mnie za rękę, tym razem o wiele lżej, delikatniej. – Jeśli przeżyję tę noc, Granger, już nigdy nie dam ci odejść – szepnął.
 - Jeśli nie przeżyjesz tej nocy, Malfoy, nie będę miała do kogo wracać.
     Jego szare oczy zamigotały w mroku wdzięcznością.
     Czy już w tamtym momencie powinnam przeczuwać, że coś pójdzie źle? On, Draco Malfoy, który nigdy wcześniej nie składał podobnych obietnic, nagle uzależnia całą naszą przyszłość od tej jednej nocy. Jakby miał władzę nad losem. Jakby dostał od Przeznaczenia właśnie taką alternatywę, i żadnej innej. Jakby po tej jednej nocy nie mogło stać się już nic, co przekreśli nasze marzenia i plany. A ja mu uwierzyłam – bo co mi pozostało?
     Nagle do naszych uszu dotarł przerażający krzyk żalu i wściekłości, na dźwięk którego całe moje ciało pokryło się gęsią skórką.
     Ten głos należał do Ronalda Weasleya.
     Puściłam się biegiem wzdłuż korytarza, zostawiając Malfoya na siódmym piętrze. Tuż za zakrętem dostrzegłam Harry’ego – oczy miał utkwione w jednym punkcie, rozszerzone z niedowierzania, zaszklone ze smutku. Podążyłam wzrokiem za jego spojrzeniem, a tam, wśród gruzów, dostrzegłam Rona i George’a, trzymających w ramionach rudowłosą postać.
     Potrzebowałam długiej chwili, by połączyć ze sobą wszystkie fakty i przyjąć je do wiadomości, bo żadna komórka mojego ciała nie chciała uwierzyć w to, że Fred Weasley już nie żył.

_________________________
Wracam, wracam z nowym rozdziałem, który delikatnie nagina i modyfikuje kanon. Do końca części drugiej pozostały już tylko trzy rozdziały, więc śmiało - snujcie swoje teorie, co też się może wydarzyć... a jeszcze trochę się nam wydarzy :D
Swoje wojaże na włoskiej ziemi uważam za niezwykle udane. Coś więcej o moich wakacjach oraz o tysiącu innych rzeczy, które siedzą mi w głowie, możecie przeczytać tutaj.
Arrivederci, buona gente!

23 komentarze:

  1. Nie ma to jak udane zakończenie wakacji;p no prawie bo ja i tak mam jeszcze miesiąc;) Rozdział jak zwykle niesamowity. Scena miedzy Draco a Hermioną po ucieczce z pokoju życzeń chyba będzie moją ulubioną z całego twojego bloga. Mam tylko nadzieję, że Miona nie będzie z Ronem. Pisz szybko, czekam na rozdział i pozdrawiam Syntia;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku. Niesamowite.

    " - Nienawidzę cię, Granger – rzekł cicho, ledwie słyszalnie. – Nienawidzę tego, że nauczyłaś mnie czuć i dokonywać wyborów. Nienawidzę tego, co czuję do ciebie i chciałbym umrzeć. Dopóki nie widziałem na tym świecie dobra, zło aż tak bardzo nie paliło w oczy."

    Przepiękny fragment, po prostu... niezwykły.

    Mam nadzieję, że zakończysz opowiadanie happy-endem. Draco i Hermiona po tylu trudach zasługują na szczęśliwy koniec. Jeżeli Granger wybierze Rona... Uhh! Nie cierpię Rudzielca! Nie może go wybrać!

    Podziwiam Cię za to opowiadanie.

    Zapraszam też do mnie, na miniaturkę Dramione pt: "Ukochany Krukon".
    Pozdrawiam serdecznie,
    Vilene (nie-pytaj-mnie-o-jutro.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam to Twoje "naginanie kanonu". Jesteś w tym prawdziwą mistrzynią, Damo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W stu procentach się zgadzam! :)
      L.

      Usuń
  4. Ehhh uwielbiam twje naginanie kanonu, twoje opowidanie wszystko <3" - Nienawidzę cię, Granger – rzekł cicho, ledwie słyszalnie. – Nienawidzę tego, że nauczyłaś mnie czuć i dokonywać wyborów. Nienawidzę tego, co czuję do ciebie i chciałbym umrzeć. Dopóki nie widziałem na tym świecie dobra, zło aż tak bardzo nie paliło w oczy." A ten fragment mnie rozwalił, powalił i co no tylko :) ehhh cudowne zwięczenie wakacji :) Weny :) Pozdraw8iam,Lili :) panstwoweasley.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże, jakie to wszystko świetnie!!! Aż piszczę z zachwytu. A że nie potrafię pisać długich komów, bo zwyczajnie mi nie wychodzą napiszę po prostu, że odkąd zaczęłam to czytać praktycznie w każdym rozdziale miałam łzy w oczach, a w tym szczególnie *o*
    Nie mogę się doczekać następnego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne, wspaniałe, cudowne. Naprawde, czytając Twoje rozdziały trudno jest uwierzyć, że w książce było inaczej. Ah i w końcu pojawił się Draco <3 Nie ma słów, którymi mogłabym opisać jak bardzo mi się podoba ten rozdział, zwłaszcz obietnica Malfoya. Czekam na dalszą część.
    Chciałabym Cię również zaprosić na mojego bloga. Dopiero zaczynam i chciałabym poznać Twoją opinię na jego temat. Będzie mi bardzo miło jeśli zajrzysz. http://nic-nie-jest-takie-jakie-sie-wydaje.blogspot.com/
    Pozdrawiam i do następnego rozdziału
    ~Ryann Black

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteś wspaniała! Wszystko świetnie opisałaś. Czytało się płynnie i wiadomo było o co chodzi, nie tak jak w nie których opowiadaniach, że wszystko jest tak ciężko napisane, że trzeba czytać kilka razy żeby cokolwiek zrozumieć i nadal nie wiadomo o co kaman:/ U Ciebie tak nie było, była czysta akcja;) Dodawaj szybko kolejny rozdział, bo nie wytrzymam:)

    P.S.Zazdroszcze Ci takich widoczków;) Tam to nie to co na naszych polskich ziemiach;P

    OdpowiedzUsuń
  8. Każdego dnia czekam na nowy rozdział, uwielbiam twoje opowiadanie, ta milość ktora sie obdarzyli to takie niezwykle... Chcialabym żeby prolog sie nie sprawdzil,ale to twoje opowiadanie i sama wiesz najlepiej jakie ma byc.
    ..

    OdpowiedzUsuń
  9. Taaak, w końcu pojawił się Malfoy! To co powiedział Hermionie było takie... prawdziwe, szczere i mimo tego, że te słowa zraniły w pewnym stopniu Granger to i tak uważam je za niezwykłe. Już się nie mogę doczekać tego jak dalej potoczą się losy tej pary. Ahh i jeszcze jedno, mam nadzieję, że pocałunek Rona i Miony nie wprowadzić zbyt wielkiego zamieszania.
    Muszę przyznać, że Twoje rozdziały napełniają mnie weną i pozytywną energią! Co do naginania kanonu, to potrafisz to robić jak nikt inny.
    Pozdrawiam.

    ~DreamyDevil

    OdpowiedzUsuń
  10. Super! Czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że szybko go dodasz. ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ależ miałam ciarki czytając ten rozdział :) W końcu się doczekałam i jestem naprawdę bardzo ciekawa co też wymyślisz dalej :) Mimo całej sympatii do Rona mam nadzieję, że Hermiona mimo wszystko będzie z Draco. Byłoby cudownie :D Szczerze powiedziawszy czytając rozdział nie podejrzewałam, że Malfoy będzie w Pokoju Życzeń tak jak to było w "Insygniach Śmierci" i zostałam mile zaskoczona. Rozdział jak zwykle wspaniały! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czekam, czekam i czekam na ciąg dalszy! Pozdrawiami życzę weny. Anta

    OdpowiedzUsuń
  13. Wspaniały rozdział :-) Czekam na kolejny i życzę duuużo Weny!!!

    mojeminiopowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Genialny rozdział! Uwielbiam sposób, w jaki wplatasz swoją wersję wydarzeń w tradycyjny kanon Pottera. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
    Przy okazji zapraszam również do mnie, na dramionetrans.blogspot.com. Mam nadzieję, że ci się spodoba :)

    Pozdrawiam,
    Lexie

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozdział bardzo dobry. Podoba mi się, że troszkę zmieniłaś fabułę książki. Oblał mnie lekki strach kiedy przeczytałam ostatnie wersy. Mam nadzieję, że mój ulubiony bohater przeżyje :P
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Dajana

    OdpowiedzUsuń
  16. Wooow, nieźle. Jak pisali poprzednicy, mam nadzieję, że nie planujesz tu jakiejś śmierci w bohaterach ;o Bo jak nagle połączysz Hermione z Ronem i zmienisz swój wygląd bloga (Malfoya w tle na Rona) to chyba przez miesiąc będę miała żałobę -.-
    Tak czy siak zazdroszczę Ci umiejętności pisania bo każdy wpis jest świetny i czytałam Twojego bloga cały dzisiejszy dzień ;)
    Pozdrawiam,
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  17. Droga Damo Kier,
    wybacz, że ostatnio nie komentowałam. Obiecuję jednak poprawę.
    Rozdział rewelacyjny. Oj tam, nie naginasz kanonu, opisujesz go z perspektywy Hermiony;) I to jest dużo ciekawsze. Zresztą nawet gdy się go nie trzymasz, to ja i tak uwielbiam Twoja historię! To jeden z moich ulubionych blogów i tym bardziej mi wstyd, że nie komentowałam ostatnich notek:(
    Musiałam przeczytać trzy razy moment, gdy Ron pocałował Hermionę i o zgrozo ona oddała pocałunek!;D
    "– Jeśli przeżyję tę noc, Granger, już nigdy nie dam ci odejść – szepnął.
    - Jeśli nie przeżyjesz tej nocy, Malfoy, nie będę miała do kogo wracać. "- UWIELBIAM!;)
    Aż mnie ciekawość od środka zżera na to, co planujesz w następnych rozdziałach. Na szczęście następny rozdział już niedługo;D
    Życzę dużo weny.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Villemo.
    P.S. Zaczęłam nową historię. Jeśli znajdziesz czas i ochotę, to zapraszam na nią serdecznie. Będę zaszczycona;)
    Oto link:
    http://more-than-enemies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Nominowałam Cię do Versatile Blogger Award. Więcej informacji na dramionetrans.blogspot.com

    Pozdrawiam,
    Lexie

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej!
    Cieszę się, że Twoją wyprawę do Italii można uznać za naprawdę udaną ; ) Ja we Włoszech na wakacjach byłam w zeszłym roku i również bardzo mi się tam podobało, a Romę uznałam za najpiękniejsze miasto na świecie. Ma swój urok ; > W tym roku byłam w Grecji i porównując Rzyn do Aten to niebo a ziemia. Ateny to taka wielka wiocha, aż dziś że jest stolicą ; >
    Jeny, rozmowy Dracona z Hermioną w tym rozdziale były... Nie, po prostu brakuje mi słowa. Nie potrafię określić tego słowem, więc wyrażę to emotką: *_* <- po prostu były takie. Albo takie: <3 . No zachwycające no! Uwielbiam kiedy Draco gada w tym stylu, a kiedy wymieniał, jak nienawidzi Hermiony to po prostu stwierdziłam, że muszę przeczytać ten fragment jeszcze raz. Pewnie powtarzałam Ci to niejednokrotnie, ale świetnie go kreujesz. Tylko że mi się wydaje, że...
    Draco tej nocy zginie.
    Tak, zginie na pewno.
    Bo dlaczego Hermiona nie miałąby wówczas za niego wyjść, skoro obiecał, że kiedy przeżyje, już nigdy nie wypuści jej od siebie? A przecież w bohaterach jest napisane, że Hermiona wyjdzie za Rona...
    Biedny Draco, ja tak go uwielbiam, szczególnie u Ciebie...
    Trochę szkoda mi tylko Rona... Tak się ucieszył z tego przytulenia, że aż pocałował Hermionę... Całe szczęście, że rzeczywiście dziewczynę uratował Harry, poganiający przyjaciół. Ogółem to co do wywodu Hermiony: mi się wydaje, że Ron jest wrażliwy i może by trochę przejął się skrzatami, gdyby nie było dziewczyny w której jest zakochany w pobliżu, ale tak naprawdę to o skrzatach powiedział na głos tylko po to by zaimponować Hermionie ; > A tak mi się przynajmniej wydaje ; )
    Dobrze Ci wychodzi to lekkie naginanie kanonu ; ) Zresztą wydaje mi się, że nikomu to nie przeszkadza, kiedy trzymasz się mniej więcej głównej osi przewodzącej książkom Rowling. Poza tym - każdy blogger piszący fanfiction potterowskie w mniejszym lub większym stopniu nagina kanon. Nie da się zupełnie pisać zgodnie z tym, co napisała autorka "Harry'ego Pottera" ; )
    Całuję i czekam na nowy rozdział! ; )
    Leszczyna
    PS Nie wiem, czy interesuje cię jeszcze lektura "Cmentarza", ale jeśli tak, to dodałam tam dwa dni temu nowy rozdział i ogółem wracam z werwą do blogowania ; )

    OdpowiedzUsuń
  20. Dlaczego? Dlaczego nie dałaś im jednego rozdziału sielanki? Coraz bardziej mi się wydaje, że zaczynasz zmieniać w kanonie... no, praktycznie nic. Coś tam się zmienia, ale już zaczynasz pisać HP z perspektywy Hermiony.
    Nie zabij Dracona. Nie powinnaś, chociaż przez prolog wszystko jest jasne.
    Och, za pierwszym razem przeczytałam "Różne odcienie bobra" i dopiero zorientowałam się, że pisze... no dobra, jest napisane dobra. A szkoda.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  21. Zapraszam! http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy: