18 sierpnia 2013

46. Ręce splamione krwią

     Kiedy aportowaliśmy się na ciemnej uliczce Hogsmeade, wydarzenia potoczyły się bardzo szybko: przeraźliwy wrzask, dementorzy, srebrny jeleń, śmierciożercy i kryjówka w Gospodzie pod Świńskim Łbem, u brata Dumbledore’a – Aberfortha. Następnie usłyszeliśmy przerażająco smutną opowieść o rodzinie Dumbledore’ów, o tragedii, z którą byli zmuszeni żyć przez lata. A potem w przejściu pod portretem pojawił się Neville Longbottom i tamtędy zabrał nas do Hogwartu, na siódme piętro, do Pokoju Życzeń.
     Właśnie w ten sposób moja historia zatoczyła pełne koło. To tutaj przeszło rok temu postanowiłam porzucić dotychczasowe życie i to tutaj znów wracałam, by za to zapłacić.
     Trudno było uwierzyć w to, że podczas mojego pobytu w Marmurowym Aniele życie cały czas toczyło się dalej, własnym rytmem. Zobaczyłam to wyraźnie na twarzach tych, którzy zbuntowali się przeciwko nowemu reżimowi w szkole i przeciwstawili się mu. Byli tu Seamus Finningan, Parvati i Padma Patil, i Lavender Brown, i Terry Boot, i Ernie Macmillan, i Michael Corner, i ze dwadzieścia innych osób z trzech różnych domów: Gryffindoru, Ravenclawu i Hufflepuffu. Nie zdziwiłam się, nie widząc nikogo ze Slytherinu, choć miniony rok udowodnił mi, że Ślizgoni też mają serca zdolne do dobra i miłości.
     Tłum wrzeszczał, wykrzykując imię Harry’ego, a w przejściu pod portretem ciągle pojawiały się nowe osoby: Luna i Dean, zaraz za nimi Ginny (która obrzuciła mnie radosnym, ale dość zdystansowanym uśmiechem), Fred i George razem z Lee Jordanem, i nawet Cho Chang, i ciągle zapowiadali przybycie kogoś następnego. Chwilę zatraciłam się we własnych myślach przyglądając się posiniaczonym twarzom tych, którzy wrócili do Hogwartu na ten rok nauki, ale z zadumy wyrwał mnie Harry, który skrzywił się z bólu.
 - Blizna? – zapytałam, nachylając się do niego. Ron też nadstawił uszu.
 - Nie mamy czasu – odparł Wybraniec. – On właśnie odkrył, że zniknął pierścień z domu Gauntów i już leci nad jezioro. Muszę dostać się do Wieży Ravenclawu.
     Patrzyłam, jak Harry razem z Luną Lovegood opuszczają Pokój Życzeń, zakładając na siebie pelerynę – niewidkę. Pomyślałam o horkruksach, o ich mozolnym poszukiwaniu i o beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Ronald rzucił mi pytające spojrzenie.
 - Co z tego, że znajdziemy kolejnego horkruksa, Ron, jak nie mamy miecza, żeby go zniszczyć? – odezwałam się. – W plecaku wciąż noszę nienaruszoną czarkę z Gringotta.
 - Na Merlina! – krzyknął Weasley, łapiąc się na głowę, po czym nachylił się nade mną. – Hermiono, miecz niszczył horkruksy, ponieważ był nasączony jadem bazyliszka. A przecież Harry zabił go tutaj, w Hogwarcie…
 - W Komnacie Tajemnic – dokończyłam za niego, czując, jak moje serce szybciej bije.
 - Do której droga prowadzi przez łazienkę na drugim piętrze, łazienkę Jęczącej Marty.
     Nasze spojrzenia skrzyżowały się, a ja w dobrych, ciepłych oczach Ronalda Weasleya zobaczyłam coś więcej niż tylko radość z konkretnego celu, coś, co było ogromnym uczuciem – a jego źródła dopatrzyłam się w samej sobie. Powinnam czym prędzej odwrócić wzrok, ale gaszenie tego entuzjazmu, który również czułam, w tych okolicznościach byłoby zbrodnią. Odpowiedziałam mu więc szerokim uśmiechem i szepnęłam „Chodźmy”.
 - Hej, a wy dokąd? – krzyknęła za nami Ginny.
 - Do łazienki – rzucił przez ramię jej brat. Nim zamknęły się za nami stalowe drzwi do Pokoju Życzeń zdążyłam jeszcze zauważyć, jak Fred i George wymieniają porozumiewawcze spojrzenia, jednak nie miałam już czasu, aby się nad tym zastanawiać.
     Było już po zmroku, więc korytarze szkoły tonęły w ciemności. Zapaliliśmy różdżki, mając nadzieję, że nie natkniemy się w drodze na kogoś niepożądanego – na przykład Panią Norris, Argusa Filcha czy Severusa Snape’a. Pomyślałam przelotnie o zabezpieczeniu, jakie dawała niewidka, ale Harry’emu z pewnością przyda się ona o wiele bardziej niż nam.
     Zdziwiłam się faktem, jak dobrze pamiętam Hogwart. Nie tylko poszczególne sceny, które wydarzyły się w konkretnych miejscach – główne te związane z Malfoyem – ale również wszelkie pułapki i psikusy, z jakich słynął zamek. Instynktownie omijałam zdradzieckie stopnie, wiedziałam, że schody przy portrecie Damy w Czerni zaprowadzą nas na drugie piętro szybciej niż te obok posągu Sturękiego Maga, unikałam dróg, którymi najczęściej przechadzali się woźny wraz ze swoją ukochaną kotką. Byłam pewna, że z Ronem jest dokładnie tak samo. Nie rozmawialiśmy wiele, ale często na siebie patrzyliśmy. Ja w jego oczach szukałam otuchy, pocieszenia i zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, ale obawiam się, że on w moich czegoś więcej. Czegoś, czego nigdy nie będę mogła mu dać.
 - To tutaj – powiedział, otwierając przede mną drzwi do toalety.
     Pomieszczenie niewiele się zmieniło od czasu, kiedy byłam tutaj ostatni raz – czyli pięć lat temu, w drugiej klasie. Te same brudne umywalki i wyblakłe kabiny, pęknięte płytki na ścianach i ubite lustra. Przez głowę przeszła mi myśl, że to w tym miejscu Harry zaatakował Dracona zaklęciem Sectumsempra i automatycznie spojrzałam na podłogę, szukając śladów krwi, ale jej tam – oczywiście – nie było. Spojrzałam wyczekująco na Rona – to on znał drogę do Komnaty. Kiedy razem z Harrym w drugiej klasie odkrywali tajemnicę bazyliszka, ja leżałam spetryfikowana w Skrzydle Szpitalnym.
 - Chyba mamy szczęście – odezwał się Weasley, rozglądając się po toalecie. – Jęczącej Marty nie ma. Może wyjechała na wakacje, albo utknęła w kolanku jakiegoś kibla.
 - Przestań, Ronald – upomniałam go. – Lepiej znajdźmy wejście.
 - Nie musimy go szukać, to tutaj. – Podszedł do jednej z umywalek i wskazał na maleńkiego węża pod zardzewiałym kurkiem. – Tylko jest pewien problem… Żeby tam wejść, trzeba znać mowę wężów. Słyszałem kilka razy jak robił to Harry… wiesz, żeby otworzyć ten cholerny medalion, ale nie jestem pewien, czy będę umiał to powtórzyć.
 - Na pewno ci się uda – rzekłam, ściskając jego dłoń.
     Zaczerwienił się po uszy, odchrząknął, po czym wydał z siebie długi, przerażający syk. Poczułam, jak moich rękach pojawia się gęsia skórka, ale nic poza tym się nie stało. Ron spojrzał na mnie sceptycznie, znów nachylił się nad umywalką i powtórzył tą czynność, i jeszcze raz, i jeszcze raz. Aż w końcu – tuż przed tym, nim zaproponowałam użycie różdżki w celu wysadzenia umywalki w powietrze – z wnętrza toalety wydobył się głuchy stukot, po którym nastąpiła seria kolejnych i po chwili wejście do Komnaty Tajemnic stało przed nami otworem. Spojrzałam na Rona, który był swoim osiągnięciem równie zaskoczony, co ja.
 - To było wspaniałe, Ron! – pochwaliłam go. Wzruszył ramionami.
     Spojrzałam w głąb tunelu, marszcząc brwi.
 - Jest długi i szybki, ale pod koniec biegnie równolegle do podłogi – wyjaśnił, uprzedzając moje pytanie. – Na dole pełno jest kostek myszy i szczurów. Pójdę pierwszy, co?
     Kiwnęłam głową, patrząc, jak siada na skraju przepaści i spuszcza nogi w dół. Na wszelki wypadek wyciągnął różdżkę z jeansów i zacisnął na niej palce.
 - Do zobaczenia na dole – powiedział, po czym odepchnął się od podłogi.
     Śledziłam jego lot, póki nie zniknął mi z oczu, pochłonięty przez ciemność. Zamknęłam na chwilę powieki i wzięłam kilka głębszych oddechów. Pomyślałam o Harrym, który właśnie był w Wieży Ravenclawu i być może odnalazł już kolejnego horkruksa. Pomyślałam o Neville’u, który w Pokoju Życzeń, razem z innymi członkami Gwardii Dumbledore’a i Zakonu Feniksa, pewnie właśnie przygotowywał się do starcia ze śmierciożercami.
     Pomyślałam o Draconie Malfoyu. O tym, gdzie może teraz być i co robi, jak na jego powrót zareagował ojciec, matka i sam Voldemort. Przypomniałam sobie jego twarz, błysk szarych, zimnych oczu i drwiący uśmiech, i zatęskniłam za nim tak bardzo, że na moment zakręciło mi się w głowie. Szybko wróciłam do rzeczywistości, pamiętając, że każda minuta jest niezwykle cenna. Chwyciłam w dłoń swoją różdżkę, po czym – za śladem Rona – skoczyłam w czerń głębokiego, podziemnego tunelu.
     Weasley miał rację – był on długi i szybki, i okropnie nieprzyjemny. Miałam wrażenie, że zjeżdżam po najbardziej przerażającej zjeżdżalni w historii. Poczułam ulgę, kiedy doszło do mnie, że robi się coraz bardziej płasko; ale nim nacieszyłam się tą myślą, runęłam na ziemię pełną białych, trzeszczących kości żyjących tu kiedyś zwierząt. Ron czym prędzej pomógł mi wstać i – jako tako – otrzepać ubranie z kurzu i brudu. Podziękowałam mu nieśmiałym uśmiechem, rozglądając się dookoła. Rety, byliśmy setki mil pod Hogwartem!
 - Tędy – rzekł Ron, chwytając mnie za rękę i prowadząc najbliższym korytarzem.
     Szliśmy ogromnymi rurami. Pod naszymi stopami chlupała płytka warstwa osiadłej tu wody, a przerażone myszy uciekały nam z drogi z piskiem. Przelotnie pomyślałam o moim Krzywołapie – czy jest gdzieś tu, w szkole? Co się z nim stało, kiedy uciekłam?
     Kolejny przyjaciel, którego zostawiłam i zdradziłam.
 - Tutaj rozstaliśmy się z Harrym – powiedział Weasley, przyglądając się stosowi kamieni pod ścianą. – Lockhart próbował się wycwanić, ale trafił go rykoszet. To był straszny kretyn. – Pokręcił głową z dezaprobatą. – Zostałem, żeby odwalić gruz z drogi, a Harry poszedł ratować Ginny. Komnata Tajemnic musi być już niedaleko.
     Kiwnęłam głową. Wezbrało we mnie całkowite zaufanie do tego człowieka, z którym właśnie byłam w podziemiach Hogwartu. Z Ronaldem nigdy nie miałam aż tak dobrych stosunków jak z Harrym – był często złośliwy i cholernie uparty – ale i jego kochałam na swój sposób. Wydawało mi się, że to uczucie nabrało na intensywności szczególnie teraz, kiedy do nich wróciłam, kiedy zrozumiałam, jak za nimi tęskniłam, jak brakowało mi głupich żartów Rona i jego roztrzepania. Nigdy nie zastanawiałam się, czy Draco Malfoy był wart ceny, jaką przyszło mi zapłacić za naszą miłość – bałam się odpowiedzi na to pytanie. Zresztą – to nie miało znaczenia, bo gdyby ktoś dał mi jeszcze jedną szansę to wiem, że popełniłabym dokładnie te same grzechy, i to z uśmiechem na twarzy.
 - Hermiono… To musi być to miejsce. Widzisz te wizerunki wijących się węży? Dotarliśmy – rzekł Ron, błądząc rękami po dużej, solidnie wyglądającej klapie. Zauważyłam, że nie miała dziurki od klucza. Zbliżyłam się, żeby dotknąć szorstkich płaskorzeźb.
 - Odezwij się – odparłam. – No, powiedz coś w języku węży.
     Odchrząknął, po czym wydał z siebie długi, ponury syk.
     Tym razem wystarczyła tylko jedna próba – usłyszeliśmy donośny odgłos przypominający rozsuwanie się rygli i w następnej chwili mosiężna klapa zaczęła się odsuwać, ukazując nam wejście do Komnaty Tajemnic. Ronald pierwszy zszedł po małej drabince do środka mrocznego pomieszczenia. W ręku trzymał różdżkę, ale szybko okazało się, że poza nami i kilkoma szczurami nie było tam żywej duszy. Kiedy dotknęłam stopami marmurowej, zalanej wodą posadzki, pomyślałam – ni mniej, ni więcej – że serce Ślizgona może skrywać wiele tajemnic. Być może to jeden z powodów, dla których Draco Malfoy był w Slytherinie.
 - Zobacz, tam leży. – Ron wskazał palcem na jakiś kształt przed nami.
     Podeszliśmy bliżej, ostrożnie, z twarzami zastygłymi w najwyższym skupieniu. Minęło pięć lat, odkąd Harry pokonał bazyliszka tam, w sekretnej Komnacie Salazara Slytherina, ale potwór – chociaż już martwy – wciąż budził grozę. Poczułam dreszcz na całym ciele, gdy patrzyłam na jego rozkładający się szkielet, puste oczodoły i długie, szpiczaste kły. Musiał mierzyć kilkanaście metrów, a wydawał się jeszcze dłuższy przez to, że koniec jego ogona tonął w wodzie. Cieszyłam się, że upływający czas pozbawił go żółtych oczu – tych samych, które zobaczyłam w odbiciu lusterka w drugiej klasie.
 - Wciąż jest dość przerażający, prawda? – Podzieliłam się z Ronem spostrzeżeniami.
 - Cóż, najlepsze w nim jest to, że nie żyje – odparł. – Wiesz, zawsze się dziwiłem, że Hagrid nie chciał mieć takiego w swojej chatce. Znając jego zamiłowanie do potworów… wystarczy przypomnieć sobie Norberta, Aragoga albo te przeklęte sklątki tylnowybuchowe…
     Parsknęłam śmiechem, podchodząc do paszczy bazyliszka.
 - Weźmiemy kilka, co? – zapytałam, wyciągając różdżkę.
 - Dobry pomysł. Jeśli Harry znajdzie horkruksa, będziemy musieli go czymś zniszczyć.
 - Defodio – szepnęłam, manewrując różdżką w paszczy potwora. Szpiczasty kieł odłupał się od wyschniętych dziąseł i upadł na posadzkę.
     Chwilę później Ron trzymał cały stos kłów bazyliszka. Wyciągnęłam ze skarpetki plecak, by móc schować je w bezpieczne miejsce. Wtedy klęknął obok i złapał mnie za rękę.
 - Zniszczmy puchar, Hermiono – powiedział, a na jego twarzy nie było nawet cienia uśmiechu. – Tutaj, teraz. Nie ma na co czekać. Sam-Wiesz-Kto niedługo i tak się dowie…
     Zamarłam na moment, wpatrując się w jego ciepłe, brązowe oczy.
     Z jego słów przebijała się nie tylko prawda, ale także czysta logika. Nie miałam pojęcia ile czasu mogło upłynąć od chwili, gdy zeszliśmy do Komnaty Tajemnic. Voldemort wiedział już o pierścieniu Gauntów i równie dobrze mógł już sprawdzić, czy bezpieczny jest medalion. Jeśli tak, nie miał na co czekać – wyruszy do Hogwartu, bo skarbiec Lestrange’ów został okradziony kilka godzin temu. Nie było sensu wracać na górę z nienaruszoną czarką Helgi Hufflepuff. Mogła zapodziać się w wirze bitwy, mogło nie być wiele czasu na działanie, mogło się zdarzyć cokolwiek, co przekreśliłoby szanse na zniszczenie jej. Tutaj byliśmy sami i względnie bezpieczni. Naszym jedynym wrogiem był… czas.
     Wydobyłam z plecaka mały, błyszczący puchar Helgi Hufflepuff. Wyglądał tak niewinnie, tak bezpiecznie. Pomyślałam o ukrytej w nim cząstce duszy samego Voldemorta i miałam ochotę wypuścić go z ręki. Westchnęłam, przenosząc spojrzenie na Rona.
 - Masz rację. Zakończmy to tutaj.
     Wyciągnęłam w jego stronę złotą czarkę, ale Weasley pokręcił tylko głową.
 - Nie, Hermiono. To ty musisz to zrobić. Ty musisz go zniszczyć.
     Wytrzeszczyłam na niego oczy.
 - Nie umiem tego wytłumaczyć – kontynuował, marszcząc brwi – ale po prostu czuję, że to zadanie, ten horkruks, należy do ciebie. Podobnie jak Harry wiedział, że to ja muszę pozbyć się medalionu. Teraz wiem, jak to jest. Zaufaj mi, Hermiono. Musisz zniszczyć czarkę.
     Podał mi długi, szpiczasty i lekko zakrzywiony kieł bazyliszka.
     Jeśli się wahałam, to tylko odrobinę. Po prostu zastanawiałam się, czy jestem na tyle silna, czy mam na tyle odwagi i czy zasługuję na to, by uśmiercić część Voldemorta, skoro nawet nie przyczyniłam się do zdobycia tego horkruksa. Spojrzałam w oczy Rona i ujrzałam w nich coś, co mnie ostatecznie przekonało – całkowitą pewność tego, co się dookoła działo.
     Przytaknęłam, zaciskając palce na kle potwora.
     W następnej chwili dwie rzeczy wydarzyły się jednocześnie: kątem oka dostrzegłam, jak skoncentrowany Ron odsuwa się pod ścianę, a złota czarka trzymana w mojej dłoni drży niespokojnie i rozgrzewa się do czerwoności. Wypuściłam ją z rąk z krótkim piskiem i patrzyłam, jak przedmiot toczy się po marmurowej posadzce. Kucnęłam obok i podniosłam ząb z jadem bazyliszka nad głowę, by zadać ostateczny cios.
     Wtedy z wnętrza pucharu zaczęła wydobywać się ciemnoszara, mroczna mgła. Zamarłam, przyglądając się, jak powoli otacza mnie dookoła, odgradzając od świata, od Rona, który krzyczał moje imię. Po chwili była tak gęsta, że nawet światło nie zdołało się przez nią przebić. Znajdowałam się w środku, zastygła w bezruchu, z bijącym donośnie sercem i źrenicami rozszerzonymi z przerażenia. Miałam wrażenie, że się duszę. Zaczęłam powoli myśleć, przekonywać się, że wystarczy dźgnąć ten cholerny pucharek, ale wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, jak wielka jest przepaść pomiędzy tym, co powinno się zrobić, a tym, co jest się w stanie zrobić. A potem usłyszałam głos, który zmroził mnie do szpiku kości.
 - Twoje ręce są splamione krwią, Hermiono Granger…
     Dusza Lorda Voldemorta ukryta w czarce mówiła do mnie.
 - Widziałem, czułem krew na twych dłoniach… Nosisz na nich poczucie winy… Są brudne, czarne od krzywd, które wyrządziłaś innym… Jesteś mordercą, Hermiono Granger…
 - Hermiono! Po prostu go dźgnij! Dźgnij go, słyszysz?! – krzyczał Ron.
 - Zabiłaś… Zabiłaś… Zamordowałaś… Skrzywdziłaś…
     Przed oczami nagle stanęły mi zielone tęczówki Ester Silverman, rozszerzone ze strachu, wciąż błyszczące, już martwe. W ich odbiciu widziałam samą Śmierć. A potem otaczająca mnie mgła zaczęła się kłębić i zaraz po tym uformowały się z niej cienie, echa dziwnych, bezimiennych postaci. Zaczęły krążyć wokół mnie i czarki, kierowały w moją stronę swoje puste spojrzenia i właśnie wtedy je rozpoznałam – byli to ci niewinni mugole zamordowani przez śmierciożerców w tą tragiczną noc, w Marmurowym Aniele.
     Wrzasnęłam, przerażona. Było ich kilkadziesiąt – kilkadziesiąt cieni bez twarzy i tożsamości, kilkadziesiąt żyć, istot, które przeze mnie zginęły. Widziałam ich ból, widziałam ich wściekłość, widziałam ich żądzę zemsty i niekończące się cierpienia…
 - DŹGNIJ GO, HERMIONO! – krzyczał dalej Ron, ale prawie go nie usłyszałam.
 - Wystarczyło, że dotknęłaś tego pucharu, bym doświadczył wszystkich twoich win – rzekł głos Voldemorta. – Bo jesteś winna, Hermiono Granger. Jesteś mordercą… Zabiłaś…
     Mgliste cienie powtórzyły to słowo. Otoczyły mnie szepty pełne oskarżenia i wyrzutu, w głowie huczały mi ich słowa: Zabiłaś… Zamordowałaś… Skrzywdziłaś…
 - Krew… Masz na rękach krew niewinnych… Jesteś przeklęta…
 - PO PROSTU GO DŹGNIJ! NIE CZEKAJ, NIE WIERZ, DŹGNIJ GO!
 - Zabiłaś… Zamordowałaś… Skrzywdziłaś…
 - Czuję przelaną niewinną krew… Jesteś mordercą, Hermiono Granger… Weź, weź ten kieł nasączony jadem bazyliszka i wbij go… wbij go… w swoje serce…
     Ścisnęłam mocniej palce na zębie potwora. Przerażające cienie krążyły dookoła, szepcząc uporczywie moje grzechy. Drżałam ze strachu. Głos Voldemorta nie ustępował.
 - W swoje serce, Hermiono… Wbij go w swoje serce… Zapłać za swoje… grzechy…
     Wydałam z siebie długi, głośny krzyk i wbiłam kieł bazyliszka w złotą czarkę.
     Wszystko ustało. Ucichł głos Czarnego Pana i szepty echa zmarłych. Zniknęła czarna mgła i znów zobaczyłam Komnatę Tajemnic oraz przerażonego Rona, bladego ze strachu. Spojrzał na mnie, a potem na złoty puchar Helgi Hufflepuff – tkwił w nim kieł bazyliszka, a dookoła rozlała się jakaś czerwona, gęsta ciecz. Dotknął jej. To była krew.
     Opadłam na mokrą posadzkę i ukryłam twarz w dłoniach. Ron podbiegł do mnie szybko i objął opiekuńczo, a wtedy z moich oczu popłynęły gorące łzy. Nic nie mówił i byłam mu za to wdzięczna, bo wciąż drżałam na samo wspomnienie tego, co wydarzyło się przed chwilą.
 - Spokojnie, Hermiono. Już po wszystkim. Już go tutaj nie ma.
     Nie ma, ale był. I wiedział, czuł. Czy mówił prawdę? Czy to faktycznie ja i tylko ja noszę winę za śmierć tych niewinnych mugoli, za śmierć Dziewczyny w Czerwonej Pelerynie? Ja tylko wywołałam burzę, nie władałam przecież piorunami. Ta myśl wystarczyła, by znaleźć w sobie siłę na przezwyciężenie swojej słabości. A potem przypomniałam sobie jego twarz – Dracona Malfoya – i wykonałam ostatni ruch, kończący ten etap gry.
     Wiele mnie to kosztowało, ale pomyślałam, że być może za przyszłość właśnie tyle trzeba zapłacić. Być może nawet jeszcze więcej – kto mógł to wiedzieć?
 - Słyszałeś, co mówił? – zapytałam, bojąc się odpowiedzi.
 - Nie - rzekł, a ja odetchnęłam. – Ta dziwna mgła was całkowicie pochłonęła… Słyszałem tylko jakieś niewyraźne głosy, ale nie potrafiłem ich zrozumieć. I wiem, że krzyczałaś.
     Przeniosłam wzrok na zniszczoną czarkę, już bezpieczną i bezużyteczną. Coś, co w niej żyło przez te wszystkie lata – cząstka duszy samego Voldemorta – umarło. Ale to wcale nie był koniec i oboje z Ronem doskonale o tym wiedzieliśmy.
     Trzeba było wracać. Na górę, do Harry’ego.
     Wydawało się, że sam Hogwart pragnie nam o tym przypomnieć, bo nagle do naszych uszu dobiegło echo potężnego huku. Spojrzeliśmy na siebie ze strachem – jak długo nas nie było? Ile czasu poświęciliśmy (straciliśmy?) na zniszczenie tego horkruksa? Czy Harry znalazł już kolejnego w Wieży Ravenclawu? Czy Voldemort przybył już do szkoły?
     Zerwaliśmy się na równe nogi i puściliśmy się biegiem w stronę wyjścia z Komnaty Tajemnic. Całą drogę pokonaliśmy w pośpiechu. Użyliśmy magii, aby dostać się z powrotem do łazienki Jęczącej Marty. Wciąż nie było jej w toalecie.
     Tuż przed wyjściem na korytarz spojrzałam ze strachem na Rona. Jego twarz zastygła w skupieniu i koncentracji. W ręku ściskał różdżkę z taką siłą, że aż zbielały mu knykcie.
 - Zaczyna się – szepnął.

_________________________
Dama Kier wreszcie doczekała się wakacyjnego wyjazdu! Tak więc zostawiam Was z tym rozdziałem do 30 sierpnia; korzystajcie ile możecie z sierpniowego słońca (choć uważam, że wrześniowe też jest całkiem spoko), a ja będę robić to samo, tyle, że w ciepłych krajach.
Przyszła pora, żeby nareszcie odpocząć.

25 komentarzy:

  1. Podziwiam Cię. Opisujesz to wszystko tak magicznie i wiarygodnie. Czuję się, jakbym czytała autentyczne wspomnienia Hermiony. Na żadnym opowiadaniu nie spotkałam się jeszcze z opisem tego, jak Miona niszczy horkruksa. Świetnie wpasowałaś to w ton opowiadania, jestem pod wrażeniem.
    [Agnes]

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku ten rozdział był cudowny! Muszę przyznać, że trzymał mnie cały czas w napięciu. Dobrze, że Hermiona zniszczyła cząstkę Voldemorta i się jej nie posłuchała. Już się nie mogę doczekać dalszego obrotu spraw. Mam nadzieję, że w końcu dowiemy się co dzieje się z Draconem.

    Pozdrawiam i życzę udanego wyjazdu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny, trzymający w napięciu rozdział. Bradzo mi się podobał opis przeżyć Hermiony podzas niszczenia horkruksa. Nie mogę doczekać się co będzie dalej. Mam nadzieję, że w końcu dowiemy się co dzieje się z Draconem. Pozdrawiam i życzę udanego wypoczynku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham Cię, sama wiesz za co, dlaczego i tak dalej. Po prostu uwielbiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny rozdział ;) Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż, ja też przybywam z samymi pozytywami. Podoba mi się, jak rozwijasz wątek Hermiony i Rona. Ta niewiedza na temat tego, co dzieje się z Draco jest taka... hm, intrygująca. Nie wiem, kiedy to wyjaśnisz, ale wiem, że znów mnie czymś zaskoczysz.
    Podobał mi się pomył z horkruksem - z książki faktycznie wiemy, że zrobiła to Hermiona, ale nie było opisane, co się wtedy działo. Dotyk. Oryginalne i jednocześnie uroczo proste. Voldemort w medalionie poznał serce Rona, bo ten nosił go na piersi, a czarka poznała uczucia Hermiony przez dotyk. Świetny pomysł i genialne opisanie, gratuluję. Chyba nie spotkałam się jeszcze z tak dokładnym Dramione - wszystko jest przemyślane i spójne, ciekawi do końca, a wszelkie zagadki prędzej czy później wyjaśniasz. Zaczęłam je czytać w piątek i dziś skończyłam tym rozdziałem. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
    Życzę dalszych sukcesów. Z pewnością masz do nich predyspozycje. I nie będę oryginalna - czekam na 30 sierpnia, na następny rozdział. Wiem, że już do końca nie zawiedziesz.
    Kłaniam się nisko,
    Panna z Mokrą Głową

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak świetnie :oo
    Podoba mi się, że Rona i Hermiona tak dobrze się dogadują :3 fajnie, że nie zrobiłaś z niego idioty i despoty :D
    A scena w której Herm niszczy horkruksa to mistrzostwo :D
    Szkoda tylko, że do następnego trzeba poczekać aż do 30 sierpnia :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam się z Lumos Maximą - wielki plus za to, że w Twoim opowiadaniu Ron nie jest bezmyślnym kretynem. Ma uczucia i swój rozum, jest czuły i uroczo zakochany w Hermionie. Z jednej strony szkoda, że nigdy go nie pokocha, z drugiej - jej uczucie do Malfoya też jest piękne.
    Nie mogę się doczekać, co bedzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Super! Przeczytałam tą całą historię dzisiaj i teeraz nie mam co robić, czekam na natępny rozdział! <3


    ~Nowa S.

    OdpowiedzUsuń
  10. I jak ja teraz wytrzymam tyle czasu bez nowego rozdziału :) Ten w każdym razie był świetny i już nie mogę doczekać się co się stanie, kiedy wojna dobiegnie końca. Bardzo podobał mi się szczególnie ten moment, kiedy Hermiona niszczyła horkruksa. Życzę wspaniałych wakacji! Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział jest świetny, akcja coraz bardziej się rozkręca :) Kocham tego bloga i to najważniejsze, co mogę powiedzieć :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    Ps Udanego wyjazdu :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Miętowy wyjazdu Ci życzę, baw się dobrze i odpocznij :3
    A rozdział bombowy, uwielbiam to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział już 46, a Ty jak zwykle perfekcyjna w każdym calu. Pewnie nie raz to słyszałaś, ale naprawdę świetnie piszesz i to opowiadanie jest magiczne. Najlepsze Dramione - to na pewno. Prawdziwa perełka, z najwyższej półki.

    OdpowiedzUsuń
  14. UWAGAAAA! WSZYSCY GŁOSUJMY NA DAMĘ KIER!

    http://stowarzyszenie-dhl.blogspot.com/ - sonda po lewej, blog miesiąca.
    Głosuj, jeśli uważasz, że Echo na to zasługuje!

    [Agnes]

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak sobie chodzę po twoim blogu, to tu to tam i wchodze na postacie, a tu problem Hermiona Jane Weasley. Coś czuje, że to nie błąd z zapowiedź całej trzeciej części. No cóż z autorem się nie dyskutuje ;) Co ja to miałam... ach tak napisać coś o nowym rozdziale - za krótki! świetny, idealny, ciekawy;) Trochę Hermiona wydaje mi się słabsza emocjonalnie niż w oryginale, ale taki mógł być twój zamiar. Jak zawsze czekam na nową notkę no i udanych wakacji żebyś nabrała dużżżoooo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Połączyć szkołę z zabawą? Da się zrobić!
    W LA College wszystko jest możliwe!
    Poznasz tu przyjaciół i nowe miłości. Możliwe, że będę one na całe życie.
    Chodź na wykłady i zdobywaj wymarzone wykształcenie.
    Jednak pamiętaj, że LA College jest tylko dla zdecydowanych.
    Jeśli nie wiesz kim jesteś i kim chcesz być to niestety Ci podziękujemy.
    Wyrusz na plażę, do kina, do centrum handlowego, a nawet do spożywczaka.
    Los Angeles jest pełne ciekawych zakątków, wystarczy tylko chcieć je odkryć.

    Dołącz do nas -> http://londonschoolgrupowy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Czytałam po kawałku przez kilka dni, bo ciągle coś mnie odrywało, trochę się pogubiłam, więc... no, mój komentarz jakiś szczególny nie będzie, ale bądź co bądź warto jakiś naskrobać :)
    A zresztą, pal sześć cały rozdział, strasznie mi się podobała ostatnia scena i to chyba tylko na niej się teraz skupię. Aż mnie ciarki przeszły, jejku, to chyba dlatego, że Voldzio zaczął do niej mówić. W filmie zawsze jego postać mnie trochę przerażała (czy to nie głupie?), niby lubię czarne charaktery i jego też polubiłam, ale jego głos jest taki dziwny. I tutaj też, mimo że się nie bałam, to jakoś... hm, wywarło to na mnie większe emocje niż wcześniejsze sceny. Ech, ale to przede wszystkim Twoja zasługa, za to że tak to opisałaś :)
    A, chciałam jeszcze dodać, że... no cóż, trochę się wkurzyłam, jak Ron powiedział coś w języku węży tylko na podstawie tego, co słyszał od Harry'ego. Ja też wiele razy słyszałam jak np. moja mama mówi po hiszpańsku, a jakoś powtórzyć za nią nie umiałam. A nie sądzę, żeby Harry próbował uczyć mowy wężów kogokolwiek, zwłaszcza że sam na początku w ogóle nie rozumiał skąd go potrafi.
    Ale to nic, rozdział mi się podobał, więc nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci udanego wyjazdu i czekać na kolejny.
    Pozdrawiam!
    ~ C. U.

    OdpowiedzUsuń
  18. Wspanialy rozdzial. Chociaz pokochalam to opowiadanie ze wzgledu na opisHermi-Draco, bardzo podobaja mi sie opisy relaci zlotej trojki. :)
    Milych wakacji!
    J.

    OdpowiedzUsuń
  19. [bu, komentarz mi się nie zmieścił w jednej części - nienawidzę tego momentu, bo nie cierpię dzielić komentarza na dwie części, brrrr : / wnoszę o brak limitu w komentarzach, panie blosgpocie]
    Hej!
    Na wstępie powiem: wspaniałej końcówki wakacji! Ciesz się z wyjazdu, leniuchuj i korzystaj z zasłużonego wypoczynku. A teraz przechodzę do bloga (który ma aktualnie prześliczny szablon i nie mogłam się na niego napatrzeć <3)
    Odeszłam z blogosfery akurat wtedy, gdy skończyłaś pierwszą część opowiadania, a teraz powróciłam i nadrobiłam całą drugą, która do tej pory była publikowana na blogu. Mimo że ta druga zawiera zdecydowanie mniej błędów, bardziej podobało mi się ta pierwsza. Jest to jedynie moje czysto egoistyczne odczucie i nie ma nic w sumie wspólnego z Twoim pisaniem. Chodzi mi o to, że ja jednak mimo wszystko uwielbiam czytać, jak Draco i Hermiona się ze sobą schodzą <3 Ale uważam, że obie części są bardzo dobre i w idealnym momencie połączyłaś parę ze sobą, bo gdybyś to dłużej przeciągała, mogłoby się to stać nudne. A tak pochwaliłaś się bardzo dobrym wyczuciem ; >
    Cieszę się, że na początku drugiej części wyjaśniłaś, dlaczego Draco poprosił o pomoc właśnie Hermionę. Szczerze mówiąc, wcześniej niekoniecznie to rozumiałam, a myślałam, że nigdy tego nie wyjaśnisz. Przepraszam, po prostu myślałam, że wziął ją ot tak, bo była zdolna i była pewność, że ona na pewno ten eliksir zrobi. Miło mnie zaskoczyłaś, że miałaś uwarunkowanie jego prośby ;)
    Wiesz jak mnie rozbawiłaś tym wątkiem z Hermioną na miotle? Normalnie strzał w dziesiątkę. Od razu wyobraziłam sobie naszą Granger próbującą grać w quidditcha. Może byłam zbyt brutalna, bo w swoich myślach od razu wycelowałam w nią tłuczka ; >
    Kurde, wiesz, nie lubiłam Ester. Jakoś tak wkurzała mnie, zdawała się głupiomądra, a jednocześnie próbowała być wszechwiedząca i tak jakby wyższa i większa od wszystkich. Miałam wrażenie, że uważa się za panię wszechświata, a cała Ziemia należy tylko do niej. Trochę jakby była księżniczką. Nie tyle co rozkapryszoną dziewczyną, która dużo sobie dodaje, ale bardzo inteligentną i uzdolnioną czarownicą, która bardzo dużo w życiu przeżyła, a im więcej los kładł na jej barki, tym bardziej stawała się napuszona i dumna, że jest w stanie nosić taki ciężar. No, więc jej nie lubiłam. Ale kiedy snop zielonych iskier trafił dokładnie w nią, poczułam głęboki żal. Naprawdę było mi przykro. Jakoś tak... Pasowała strasznie do tego opowiadania i nawet jeśli nie przypadła mi do gustu, ciężko mi było się z nią rozstać.
    W ogóle się przyznam, że myślałam, że kiedy Hermiona wgramoliła się do łóżka Dracona (wtedy po tym koszmarze z Dziewczyną w Czerwonej Pelerynie w roli głównej), to ta noc skończy się dla nich trochę inaczej ; > Okazało się jednak, że to, o czym myślałam, wydarzyło się rozdział później.
    "- Z gałązki różdżki nie zrobisz" - "Zrobię, jeśli gałązka zechce stać się różdżką" - > mistrzostwo. Serio, Damo. Uwielbiam dialogi pomiędzy Hermioną i Draconem; ten ostatni jest niesamowicie inteligentny i oczytany, ale ten fragment, który przytoczyłam, to już w ogóle powalił mnie na kolana. Wyobraziłam sobie to zdanie w ustach Malfoya i jego uśmieszek, który musiał mu towarzyszyć podczas wymawiania tego zdania i po prostu się zachwyciłam ; > Aż mi jego głos zacząć dźwięczeć w głowie ; >
    [1/2]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgrabnie usuwasz Dracona i Hermionę z ich "kanonicznych obowiązków", że tak to nazwę ; > W sensie że Hermiona wcale nie przebrała się za Bellatrix w Banku Gringotta, a Draco wcale nie był w rezydencji Malfoyów, gdy znaleźli się tam Ron i Harry. Tylko jedno mnie zastanawia i podejrzewam, że będzie to główny wątek przy końcu tego opowiadania: Harry nie rozbroił Dracona u niego w domu. Draco wciąż jest panem Czarnej Różdżki. A to oznacza że...
      Harry nie będzie mógł zabić Voldemorta?
      Cóż, zapowiada się emocjonująca końcówka ; >
      Jeśli mogę jeszcze powiedzieć, co mi się nie podobało, to nie podobał mi się pomysł balu. Uważam go za strasznie lekkomyślny; przecież musieli sobie zdawać sprawę, jak bardzo się narażą na niebezpieczeństwo, gdy ściągną potężniejsze zaklęcia ochronne i zastąpią je pomniejszymi. Zastanawiam się, czy jakby nie było tego balu, czyli działałoby zaklęcie Fideliusa, to gdyby Hermiona wypowiedziała imię tabu, to Śmierciożercy też mogliby wpaść do Marmurowego Anioła? Jak myślisz? ; >
      W najaktualniejszym rozdziale podoba mi się humor Rona ; > W sensie rzucane przez niego dowcipy typu: "Jęczącej Marty nie ma. Może wyjechała na wakacje, albo utknęła w kolanku jakiegoś kibla. ", które dodają mu strasznie dużo kanoniczność ; ) Najważniejsza cecha, która kojarzy mi się właśnie z rowlingowskim Ronem (oprócz tego że boi się pająków tak jak ja <3) to jego niekoniecznie właśnie śmieszny humor, który jest rzucany żeby rozładować sytuację i nerwy, jakie towarzyszą podczas jakiegoś stresującego wydarzenia.
      Nie podoba mi się jeszcze, jak Hermiona nazywa bardzo często Rona Ronaldem. W końcu w kanonie na najmłodszego syna Weasleyów mówiło się głównie Ron, bardzo rzadko Ronald. Dlatego trochę razi, jak tutaj pełna wersja imienia jest trochę nadużywana.
      Jestem pod wrażeniem odwagi Hermiony. Sama nie wiem, czy gdybym miała zadać horkruksowi ostatni cios, zdobyłabym się na to. Chyba nie po tym, co by mi mówił. Hermionę dręczył przeraźliwie i próbowal w niej wzbudzić niesamowite poczucie winy, dlatego naprawdę podziwiam dziewczynę. Udowodniła, że jest prawdziwą Gryfonką, taką, która nosi najważniejszą cechę swojego czerwonego domu ; >
      Całuję, dodaję się do obserwatorów i czekam na nowy rozdział,
      Leszczyna [cmentarz-mojej-autonomii]
      PS O nie! Przeczytałam zakładkę "postacie" (nie wiem, co mnie tknęło. Tak sobie przeglądałam podstrony) i odkryłam, że Hermiona wyjdzie za Rona : / Tylko nie to! Nie mów, że Draco umrze! W ogóle nawet jeśli nie umrze, to nie mów mi, że nie będzie z Hermioną : / Toć chcesz chyba, żebym na koniec opowiadania płakała jak bóbr :/ Oni muszą być razem ; (
      [2/2]

      Usuń
  20. Prowadzisz jedne z blogów (ENS&BH), które najbardziej mi się podobają. Naprawdę, kiedy tu trafiłam połknęłam wszystkie rozdziały (na BH też). Czekam na następny rozdział! ;d
    + Dodałam cię do zakładki "Czytam" na moim blogu. :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Fajna jest ta narracja jednoosobowa, ale zapewne trudna do pisania. No przynajmniej dla mnie jest truda, wolę być 'wszystkowidzem' :P Fajnie się czyta, lekko i przyjemnie :P Masz bardzo fajny styl :)
    Przy okazji, jakbyś miała chwilkę to zajrzyj i oceń, jestem początkująca :3
    http://www.zoe-hunter.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. ciekawe czy wyjawi im prawde hmm czytam dalej

    OdpowiedzUsuń
  23. Boże, mam nadzieję, że nie będzie z Ronem, ale wszystko na to wskazuje. :'( Może z nim byc, ale dzieci? Tylko nie to! Mam nadzieję, że zakończenie będzie szczęśliwe, bo w życiu tak mało jest szczęśliwych zakończeń! Lecę czytac dalej!

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy: