11 sierpnia 2013

45. Opowieść Rona

You're a soldier now, fighting in a battle
to be free once more.
Bryan Adams

~*~

     Przestaliśmy się śmiać mniej więcej w tym momencie, w którym ogromny smok po przeciwległej stronie brzegu rozwinął swoje potężne skrzydła i wyruszył w dalszą podróż w nieznane. To sprowadziło mnie na ziemię. Śledziłam chwilę jego lot.
 - Jak udało wam się włamać do Gringotta? – zapytałam, zaciekawiona.
     Ron podniósł się do pozycji siedzącej i otrzepał rękawy. Przez chwilę miałam wrażenie, że znów zażartuje i wszyscy umrzemy ze śmiechu, ale zamiast tego wyraźnie spoważniał.
 - Na Merlina, sam nie wiem – odpowiedział. – Przygotowywaliśmy ten plan w Muszelce, to dom Billa i Fleur. Zatrzymaliśmy się tam na jakiś czas. – To wyjaśniało ich dobry wygląd. – Chyba nie spotkałem się jeszcze z planem, w którym tak wiele rzeczy mogło nie wyjść.
 - Opowiedzcie wszystko od początku – poprosiłam.
     Weasley spojrzał na Harry’ego, a ten gestem nakazał, żeby mówił. Zmarszczyłam brwi; miałam wrażenie, że coś w stosunkach tych dwojga się zmieniło, choć nie wiedziałam co.
 - No, dobra. – Ron odchrząknął. – Po tym, jak po weselu Billa i Fleur śmierciożercy znaleźli nas w Londynie, zamieszkaliśmy na Grimmauld Place 12. Zresztą wiesz o tym, byłaś tam razem z nami przez kilka dni. – Machnął niedbale ręką, a ja cała zesztywniałam. Byłam? – Wiesz, Hermiono, twoje odejście, chociaż było takie nagłe i niespodziewane… to chyba nas aż tak bardzo nie zaskoczyło, prawda, Harry? Zdawaliśmy sobie sprawę z powagi sytuacji i z zagrożenia, i rozumieliśmy cię. Chciałaś chronić swoich rodziców. Nie mogliśmy i nie mieliśmy nigdy o to do ciebie pretensji. – Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się lekko. – I tak ogromnie nam pomogłaś w przygotowaniach planu wtargnięcia do Ministerstwa. No i ten twój list… zawarłaś w nim rady, o których w życiu byśmy nie pomyśleli: awaryjny ekwipunek, całą listę przydatnych zaklęć, miejsca, w których mogły być ukryte horkruksy, swoje podejrzenia względem przedmiotów, które dostaliśmy od Dumbledore’a…
     Słuchałam go uważnie, starając się nie pokazywać, że to wszystko jest dla mnie zupełną nowością. Nie było mnie przecież na Grimmauld Place – zostawiłam ich już w Hogwarcie. Nie było żadnego listu ode mnie, nie dałam im ani jednej rady, co powinni zrobić.
     Dziewczyna w Czerwonej Pelerynie świetnie się spisała.
 - Dobrze nam było w domu Syriusza – kontynuował Ron. – Stworek okazał się przydatnym skrzatem i wcale nie umieraliśmy z głodu. Harry odkrył, kim jest R.A.B. Dowiedzieliśmy się, gdzie jest medalion. No i pozostało go zdobyć, więc w końcu wyruszyliśmy do Ministerstwa Magii. – Westchnął. – To było straszne. Rozłączyliśmy się. Ja wylądowałem na przesłuchaniach razem z Umbridge, a Harry szukał horkruksa w jej gabinecie. Na szczęście udało się go zdobyć i przy okazji pomóc kilku przesłuchiwanym czarodziejom… Ale nakryli nas. Zaczął się pościg, no i jak już wracaliśmy na Grimmauld Place, korzystając z sieci Fiuu, Yaxley złapał mnie za ramię. Zobaczył dom, więc nie mogliśmy już tam wrócić, natychmiast przenieśliśmy się do jakiegoś lasu. No i wtedy, przy tej teleportacji, ja… rozszczepiłem się – rzekł, a na policzki wstąpiły mu czerwone plamy. Zamilkł na chwilę, jakby oczekiwał ode mnie reprymendy, a kiedy znów się odezwał, był wyraźnie zadowolony, że jej nie otrzymał. – To naprawdę potworne uczycie. Dobrze, że Harry wiedział, co robić.
 - Właściwie to wcale nie miałem pojęcia, co robić – wtrącił Wybraniec. – Spanikowałem. I wtedy wydawało mi się, że słyszę twój szept, Hermiono, jakbyś była tuż za polem widzenia. Mówiłaś, żebym wziął dyptam i zrobiłem to. A potem, gdy rzucałem zaklęcia ochronne i przy okazji patrzyłem, czy nie ma cię za rogiem, las był już zupełnie pusty i cichy.
     To była Ester, Harry. Ester Silverman, którą zabiłam.
 - Od tego czasu po prostu przemieszczaliśmy się z miejsca na miejsce – mówił Ron. – Jedliśmy jagody i pieczarki, i jakieś skradzione z farmy jajka. Nosiliśmy horkruks na szyi, bo nie mieliśmy pojęcia, jak go zniszczyć. Ale ten medalion coś w sobie miał, coś złowrogiego. Kiedy wypadała moja kolej, byłem w podłym nastroju. Na wszystko narzekałem i czułem się, jakby cała ta sprawa była tylko ogromnym szaleństwem. Wtedy twoja nieobecność najbardziej mi doskwierała, Hermiono… Kłóciliśmy się… I w końcu odszedłem.
 - Co zrobiłeś?! – krzyknęłam, zszokowana. Chociaż nie powinno mnie to aż tak bardzo dziwić, prawda? Sama zrobiłam dokładnie to samo i to o wiele wcześniej.
     Ron cały płonął ze wstydu i zażenowania.
 - Odszedłem. Zrzuciłem z siebie medalion i zostawiłem Harry’ego.
     Spojrzałam na Wybrańca. Głowę miał spuszczoną.
 - Chciałem wrócić – powiedział szybko Weasley. – Ale zaklęcia ochronne naprawdę dobrze działały. Nie wróciłem do Nory, mama i Ginny rozszarpałyby mnie na śmierć… Nie mówiąc o Fredzie i George’u. Zatrzymałem się w Muszelce, u Billa. Nie pochwalał mojego zachowania, ale pozwolił mi zostać. Miałem przygody ze szmalcownikami, to od nich dowiedziałem się o tabu: tak znaleźli nas w Londynie. A potem uratował mnie ten wygaszacz od Dumbledore’a. Rozbłyskało niebieskie światło, wchodziłem w nie i znajdowałem się niedaleko Harry’ego, ale nie mogłem go zobaczyć. Aż w końcu się spotkaliśmy… wyciągnąłem go z dna lodowatej sadzawki. Horkruks próbował go zabić.
     Przeniosłam wzrok na Wybrańca, który kiwnął ponuro głową.
 - Po odejściu Rona skupiłem się przede wszystkim na poszukiwaniach miecza Godryka Gryffindora – zaczął. – W szkole, w gablocie, znajdowała się tylko podróbka. Byłem pewien, że Dumbledore ukrył gdzieś prawdziwy i liczył na to, że go odnajdę. Ale jedyne miejsce, które przychodziło mi do głowy, to Dolina Godryka. On, Dumbledore, też tam kiedyś mieszkał. Nie ukrywam, że chciałem tam być, by zobaczyć swój dom… i groby rodziców. Więc odwiedziłem Dolinę Godryka w Wigilię i o mało nie zginąłem. – Spojrzał na mnie tymi dobrymi, zielonymi oczami. – On wiedział, że tam wrócę. Sama-Wiesz-Kto. Wysłał swojego węża, który mnie dopadł, w przebraniu Bathildy Bagshot. Jakimś cudem udało mi się uciec… chociaż wtedy też miałem wrażenie, że ze mną jesteś, wiesz? Dziwaczne, głupie złudzenia, albo po prostu ostatnia nadzieja. Wyrwałem się, ale straciłem różdżkę.
     Z woreczka, który nosił na szyi, wyjął swoją różdżkę z ostrokrzewu i pióra feniksa. Była w żałosnym, wręcz opłakanym stanie: złamana w pół. Nie musiałam być Ollivanderem, żeby stwierdzić, że nie ma już dla niej ratunku.
 - Przykro mi, Harry – powiedziałam, zastanawiając się jednocześnie, czy to możliwe, żeby Ester dotarła za Wybrańcem aż do Doliny Godryka. Byłam pewna, że tak.
 - Byłem bez różdżki i bez miecza – kontynuował. – Aż pewnego wieczoru, gdy rozbiłem obóz w lesie, zobaczyłem wśród drzew patronusa, srebrną łanię. Nie mam pojęcia, co mnie podkusiło, żeby za nią iść, ale zrobiłem to. Do dziś nie wiem, kto ją wyczarował, ale zaprowadziła mnie do tej sadzawki. Na jej dnie leżał miecz Gryffindora.
     To nie mogła być Ester, pomyślałam. Patronusem Dziewczyny w Czerwonej Pelerynie był kot, widziałam go nie raz i nie dwa w ciągu ubiegłego roku, gdy przysyłała Draconowi informacje dotyczące działań śmierciożerców w Anglii. Dziwne, bardzo dziwne.
 - Zanurkowałem, no i jak powiedział Ron, horkruks o mało co mnie nie zabił. Znalazł się w odpowiednim miejscu, wyciągnął mnie z wody, a potem… zniszczył medalion.
 - Zrobiłeś to? – Spojrzałam z dumą na Rona.
 - Nie było łatwo – odparł monsieur Weasley. – Próbował walczyć ze mną… Okropnie mieszał mi w głowie. – Nie patrzył na mnie, a Harry również spuścił wzrok. – Ale w końcu dźgnąłem go mieczem i wyzionął ducha. Chyba nigdy wcześniej nie poczułem takiej ulgi.
     Znów w mojej głowie odezwało się dokuczliwe sumienie: okrągły rok żyłam rozkosznie i bezpiecznie w Marmurowym Aniele, podczas gdy moi najlepsi przyjaciele cudem wyrywali się ze szponów samej śmierci. Źle czułam się z tą świadomością.
 - Ale mieliśmy już miecz. – Ron znów wrócił do relacjonowania wydarzeń. – I pozbyliśmy się tego cholernego medalionu. Znów zmienialiśmy miejsce postoju, zastanawialiśmy się co dalej, a znicz wciąż nie chciał się otworzyć. Aż w końcu wpadliśmy na pomysł, by odwiedzić starego Lovegooda, ojca Luny. Zainteresował nas ten symbol, który zakreśliłaś w egzemplarzu Baśni Barda Beedle’a, Harry taki sam rozpoznał na grobie Ignotusa Peverella w Dolinie Godryka i przypomnieliśmy sobie, że na weselu Billa i Fleur nosił go Ksenofilius.
     Udało mi się nie okazać zaskoczenia. W końcu oni nie mogli mieć pojęcia, że nigdy nie miałam w rękach baśni, które dostałam w spadku od Dumbledore’a.
 - Trójkąt jako peleryna-niewidka. Koło jako Kamień Wskrzeszenia. I średnica koła… jako Różdżka Przeznaczenia, zwana Czarną Różdżką. Insygnia Śmierci. Lovegood w nie wierzy.
     To krótkie wyjaśnienie przypomniało mi Opowieść o trzech braciach, którą czytałam właśnie w Baśniach Barda Beedle’a. Chyba każdy uczeń Hogwartu ją znał, ale nie sądziłam, że ktokolwiek mógł w to wierzyć. Przecież to była zwykła bajka, jak te mugolskie o Królewnie Śnieżce czy Czerwonym Kapturku. Fikcja literacka, nic więcej.
 - Wierzył w jakąś bajkę? – spytałam, zaskoczona.
 - Tak. I nie tylko on, Hermiono – powiedział Harry. – Sam-Wiesz-Kto również. Miewałem czasami pewne… przebłyski tego, co on robi. Chciał mieć nową różdżkę, ale nie byle jaką. Marzył o niezwyciężonej, tej z opowieści. O Czarnej Różdżce. Prześledził całą jej historię, wytropił jej dawnych właścicieli, porwał Ollivandera, najlepszego znawcę w tej dziedzinie. Różdżka z czarnego bzu istnieje, Hermiono, i on ją znalazł.
 - Co takiego? Jak? Gdzie?
 - Wyjął ją z grobu Dumbledore’a. Był on właścicielem Czarnej Różdżki od kiedy zwyciężył Grindelwalda w pojedynku. Co więcej, inne insygnia również istnieją. Peleryna-niewidka, którą nosił mój ojciec, jest jednym z nich. Jestem pewien, że w zniczu, który dostałem, znajduje się Kamień Wskrzeszenia, tylko nie wiem jeszcze jak go otworzyć i do czego służy. Ignotus Peverell, którego grób widziałem w Dolinie Godryka, to jeden z trzech braci.
 - Harry, skoro Sam-Wiesz-Kto ma tą różdżkę, to co tu jeszcze robisz?
     Wybraniec uśmiechnął się lekko w moim kierunku.
 - Dokonałem wyboru, Hermiono. Horkruksy, nie insygnia.
     Spojrzałam na Rona i od razu zauważyłam, że rudowłosy tej decyzji kompletnie nie rozumie. Wszak czym mogły być horkruksy przy potędze Czarnej Różdżki, niezwyciężonej? Coś jednak podpowiadało mi, że Harry wybrał dobrze, najlepiej, jak mógł.
 - Ksenofilius nas zdradził – wznowił opowieść Ronald. – Śmierciożercy porwali Lunę i go szantażowali. Po raz kolejny udało nam się uciec i być może nawet nie oberwało mu się za bardzo, oprócz tego, że będzie musiał wyremontować swój dom. – Rzuciłam mu pytające spojrzenie, ale nie podjął już tego tematu. – Znów rozbiliśmy obóz na jakimś odludziu i zaczęliśmy dyskutować, a w czasie tej dyskusji Harry przez roztargnienie wymówił imię Sama-Wiesz-Kogo… Zaklęcia ochronne trafił szlag i złapali nas szmalcownicy.
     Zauważyłam, że Harry jest przerażająco blady i ma zamknięte oczy. Czy aż tak trudno było mu wracać do tych wydarzeń, czy chodziło o coś innego?
 - Podczas ucieczki trafiłem Harry’ego zaklęciem żądlącym, żeby go zbyt szybko nie rozpoznali. Szmalcownicy, a jednym z nich był Greyback, zabrali nas do rezydencji Malfoyów. – Poruszyłam się niespokojnie, słysząc to nazwisko. – Sama-Wiesz-Kogo na szczęście nie było, ale był Lucjusz i Narcyza Malfoyowie, Bellatrix, jakaś kobieta w czerwonej pelerynie i Blaise Zabini. Nie mam pojęcia, co tam robił, ale to jego prosili o rozpoznanie nas. Nie wydał nas… nie do końca. Nie przytaknął, ale też nie zaprzeczył. Już mieli wzywać Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, kiedy Greyback pochwalił się znalezionym przy nas mieczem. No i wtedy Bellatrix wpadła w szał, oszołomiła szmalcowników, kazała przyprowadzić z celi Gryfka, jednego z goblinów, i koniecznie chciała wiedzieć, czy to podróbka, czy oryginał. Na nasze szczęście Gryfek skłamał. – Ron wziął głębszy wdech. – Zamknęli nas w celi. Okazało się, że byli też tam Luna, pan Ollivander i Dean Thomas, też złapany przez szmalcowników. Musieliśmy uciec… I wtedy zjawił się Zgredek. – Wytrzeszczyłam na niego oczy. – Wziął więźniów do Muszelki, a my z Harrym musieliśmy wrócić i odebrać miecz. Mieliśmy ogromnie dużo szczęścia, Hermiono. Zgredek pojawił się w ostatniej chwili: zrzucił z sufitu żyrandol. Harry, korzystając z zamieszania, zdołał wyrwać różdżki z dłoni Bellatrix i Narcyzy. Chwyciliśmy Gryfka, miecz Gryffindora i przenieśliśmy się do Muszelki. Niestety, Zgredek tego nie przeżył. Bellatrix zraniła go nożem. Pochowaliśmy go nad brzegiem morza. Sami wykopaliśmy grób.
     Poczułam pod powiekami łzy na myśl o poświęceniu skrzata.
 - No i zaczęliśmy przygotowania do włamania do Gringotta. Już wtedy Harry zdecydował się poszukiwać horkruksów. Po zachowaniu Bellatrix poznaliśmy, że coś ważnego może być właśnie w skarbcu Lestrange’ów. Wypytaliśmy także Ollivandera, o Czarną Różdżkę, o to, do czego potrzebował go Sama-Wiesz-Kto. Okazało się też, że różdżka, którą miała Narcyza, wcale nie należała do niej, tylko do Dracona Malfoya. Musiała jej używać z sentymentu po tym, jak jej ukochany syn zniknął bez śladu. Harry ją odebrał, więc była gotowa mu służyć i chyba dobrze się sprawdza. Nie mieliśmy czasu o tym myśleć, bo razem z Gryfkiem przygotowywaliśmy plan. Zgodził się nam pomóc, pod warunkiem, że w nagrodę otrzyma miecz Gryffindora. Nie mogliśmy mu go oczywiście dać, ale zgodziliśmy się.
     Czułam, że ta historia będzie mieć gorzki finał.
 - Wszystko szło dobrze u Gringotta. Byłem przebrany za Bellatrix… użyliśmy eliksiru wielosokowego. To było okropne, nigdy w życiu nie czułem się tak paskudnie. Chociaż mieliśmy jej różdżkę, gobliny z banku i tak coś podejrzewały. Podobno Sama-Wiesz-Kto ogromnie się wkurzył i zabronił śmierciożercom wychodzić. Harry użył Zaklęcia Imperius. Po ciężkich chwilach dotarliśmy do skarbca Lestrange’ów, na samym dole, strzeżonego przez smoka. Rety, zawsze myślałem, że to zwykła bujda. – Pokręcił głową z niedowierzaniem. – Nie mieliśmy dużo czasu, a w banku już odkryli, że jesteśmy złodziejami. Gryfek, kiedy tylko nadarzyła się okazja, porwał miecz i nawoływał swoich kolegów, żeby nas pojmali. Skarbiec był ogromny, nie do końca wiedzieliśmy czego szukać, ale w końcu Harry ujrzał czarę Helgi Hufflepuff. Byłoby prościej, gdyby wszystko, czegośmy nie dotknęli, nie powielało się i nas nie parzyło: zbroje, monety, klejnoty – niedługo tonęliśmy w tych błyskotkach. Kiedy tylko Harry dostał się do pucharu, próbowaliśmy się wynosić, ale nie było drogi odwrotu. Jedyną alternatywą był ten biedny smok, który uratował nam życie, podobnie jak my uratowaliśmy jego. No i w ten sposób znaleźliśmy się tutaj, w tym jeziorze.
     Ron zamilkł, a ja starałam się przyswoić wszystkie te rewelacje, które przed chwilą usłyszałam. Niektóre historie brzmiały naprawdę nieprawdopodobnie, choć nie miałam najmniejszych wątpliwości co do tego, czy są prawdziwe. Westchnęłam głęboko.
 - Więc jest dobrze, bo mamy horkruksa – odezwałam się. – Ale jednocześnie źle, bo…
 - …nie mamy miecza – dokończył Ron. – Dokładnie tak. Wszyscy już pewnie wiedzą, że włamaliśmy się do Gringotta. A Sama-Wiesz-Kto niedługo się dowie, co zginęło.
 - On już wie – rzekł nagle Harry. Wciąż był blady i trzymał się za bliznę na czole, na twarzy pojawił mu się lekki grymas bólu. – Widziałem to, jest wściekły. Ma zamiar sprawdzić, czy pozostałe horkruksy są bezpieczne. A następny… jest w Hogwarcie.
     Nagle zerwał się na równe nogi i zaczął przechadzać się nerwowo, żywo gestykulując.
 - Wiedziałem! – mówił. – Wiedziałem, że ukrył któregoś w Hogwarcie! To miejsce było dla niego zbyt ważne, żeby mógł je pominąć!
 - Wiesz, gdzie jest ten horkruks? – zapytał podniecony Ron.
     Wybraniec stanął w miejscu i spojrzał w naszym kierunku.
 - Nie. Nie pomyślał o dokładnym miejscu, tylko o szkole. Sprawdzi go na końcu, bo uważa, że tam jest najbezpieczniejszy. W końcu na jego straży stoi Snape. – Westchnął. – Słuchajcie, nie mamy dużo czasu. Nie wiem, ile może mu zająć sprawdzanie pozostałych horkruksów, ale wiem, że wpadnie w szał, kiedy ich nie odnajdzie. Musimy dostać się do Hogwartu.
     Ronald pobladł i ja również. Chyba tylko Zielonooki zdawał sobie sprawę z tego, że każda upływająca sekunda jest ważna – przerażające musiało być „czytanie w myślach” Lorda Voldemorta. Wymieniliśmy się z Weasleyem sceptycznymi spojrzeniami.
 - Harry… Musimy opracować jakiś plan, nie możemy tak po prostu, jak gdyby nigdy nic, wejść do szkoły. Tam są śmierciożercy i na pewno doniosą Sam-Wiesz-Komu.
 - Poza tym nie mamy pojęcia, gdzie szukać horkruksa – dodałam do wypowiedzi Rona.
     Wybraniec wyraźnie się niecierpliwił.
 - Nie ma czasu na żaden plan, nie rozumiecie? On już leci do domu Gauntów, by odnaleźć pierścień! Musimy znaleźć jakiś inny sposób, żeby wejść do Hogwartu, a wtedy, sam nie wiem… popytamy nauczycieli, kogokolwiek… Kolejny horkruks może mieć coś wspólnego z domem Krukonów, z czymś związanym z Roweną Ravenclaw…
     Coś przewróciło mi się w żołądku na myśl o tak ryzykownym przedsięwzięciu. Na pewno nie tego się spodziewałam – chociaż jak to sobie wyobrażałam? Życie w pięciogwiazdkowym hotelu, lekkie, łatwe i przyjemne? Bałam się, ogromnie się bałam, ale podświadomie byłam gotowa na to poświęcenie. Odwagi dodawała mi myśl o Malfoyu i o przyszłości z nim, która być może gdzieś tam czekała na mnie. Przecież jakoś to wszystko musi się ułożyć, prawda? Wystarczy zamknąć raz na zawsze stare sprawy. Potem musi być tylko lepiej.
 - Ile horkruksów pozostało? – zapytałam. – Stworzył ich siedem, tak?
 - Tak podejrzewał Dumbledore – odparł szybko Harry, a ja zdziwiłam się, gdy usłyszałam sposób, w jaki wypowiedział nazwisko zmarłego dyrektora. Jego głos brzmiał, jakby Dumbledore go zdradził, albo co najmniej zawiódł. – Ale mógł się mylić.
 - W drugiej klasie, w Komnacie Tajemnic, Harry zniszczył dziennik Toma Riddle’a. – Ron zaczął wyliczać na palcach. – Potem Dumbledore zajął się pierścieniem Marvolo Gaunta. Zniszczyliśmy medalion Salazara Slytherina i mamy przy sobie puchar Helgi Hufflepuff. To nam daje cztery. Piąty jest gdzieś w Hogwarcie, związany z Ravenclawem…
 - Szóstym jest Nagini, wąż Sami-Wiecie-Kogo. Ma go ciągle przy sobie – dodał Wybraniec.
     Atmosfera dookoła wydawała się spaść o kilka stopni. Po naszej wcześniejszej radości i uśmiechu nie było ani śladu. W końcu doszło do mnie, że każda sekunda zwłoki może być przerażająca w skutkach. Oprócz wyścigu z Voldemortem, zaczęliśmy prowadzić wyścig z czasem, który również nie miał zamiaru nam sprzyjać.
     Podniosłam się z ziemi, zaciskając mocno zęby z determinacji. Żadne z nas nie wiedziało, co będzie dalej, ale postanowiłam bezgranicznie zaufać Harry’emu – gdziekolwiek miałoby to nas zaprowadzić. Byłam mu to winna za wszystkie, wyrządzone krzywdy. Poza tym gdzieś w głębi serca wiedziałam, że w przyszłości będę musiała zranić go raz jeszcze.
 - Ruszajmy w drogę – powiedziałam, a jego zielone oczy napełniły się wdzięcznością.
     Ron także wstał. Jeśli nie był przekonany co do tego pomysłu, to udało mu się to świetnie zatuszować. Otrzepał spodnie z ziemi i czekał na decyzję Wybrańca.
 - Aportujemy się w Hogsmeade – oznajmił nam Harry, wyciągając z plecaka tak dobrze znaną mi pelerynę-niewidkę. Potem dotknął różdżką (należącą do Malfoya – tą, którą zgubił podczas ucieczki przeszło rok temu) bagażu, a ten zmalał do rozmiarów miniaturowych. Wyciągnął rękę w moją stronę. – Schowaj go, dobrze, Hermiono? Zawsze bałem się, że go zgubię, a z tobą na pewno będzie bezpieczny.
     Kiwnęłam głową, biorąc od niego maleńki plecak (który okazał się nieprawdopodobnie ciężki, jakby Harry i Ron wpakowali do niego połowę Nory) i, sposobem Wybrańca, ukryłam w swojej skarpetce. Potem stanęliśmy koło siebie i Harry nakrył nas niewidką.
 - Wystają nam stopy – zauważył celnie Ron, patrząc w dół.
 - Zapada już zmrok, nikt nie zwróci na to uwagi – usłyszał w odpowiedzi. – Gdy będziemy na miejscu zobaczymy, jakimi sposobami chroniony jest Hogwart i wymyślimy sposób, żeby dostać się do środka. Wciąż mam przy sobie Mapę Huncwotów. Może nam pomoże.
     Kiwnęliśmy głowami, nie zdradzając swoich obaw co do tego, jak bardzo ten „plan” jest naciągany. Każde z nas wiedziało, jak wiele rzeczy mogło pójść źle.
 - Harry… Dokąd tak naprawdę zmierzamy? – zapytałam, jeszcze zanim się aportowaliśmy znad jeziora. Nie było odpowiednich słów, którymi mogłam ująć swoje obawy; Ronald zmarszczył delikatnie brwi, ale byłam pewna, że Wybraniec świetnie mnie zrozumiał.
 - Chyba bardzo daleko, Hermiono. Być może tam, skąd nie ma już powrotu – odparł.

_________________________
No, to wracamy mniej lub bardziej do kanonu, kochani, ALE pamiętajcie, że nie wszystko będzie w tym opowiadaniu tak, jak w książce. Zagadek nazbiera się coraz więcej (głównie tych, dotyczących Malfoya) ale obiecuję, że prędzej czy później wszystko zostanie wyjaśnione. Część drugą zakończy rozdział pięćdziesiąty.

20 komentarzy:

  1. Nie ma Malfoya, ale jest Ron i Harry, i jak dla mnie Mistrzowsko opisujesz ich relacje. Ładnie i zgrabnie nagięty kanon na potrzeby tej historii - jesteś w tym prawdziwą Mistrzynią, Damo. Nie mogę się doczekać, co będzie dalej i OGROMNIE się cieszę, że rozdział już za tydzień.
    Kłaniam się nisko,
    Agnes

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba. W sumie żadna nowość :) Szkoda, że nie ma Draco, ale z drugiej strony są Ron i Harry dzięki czemu wzrasta we mnie jeszcze większa ciekawość co będzie dalej. Zastanawia mnie jak to wszystko zakończysz... Nie pozostaje nic innego jak tylko czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie napisane. Czekam na kolejny rozdział, może ujawni się w nim parę odpowiedzi na męczące mnie pytania. Piszesz wspaniale, naginasz rzeczywistość na potrzeby opowiadania w sposób bardzo lekki i realistyczny. :)

    Pozostaje tylko czekać do następnego rozdziału. ^^

    Pozdrawiam,
    Vilene

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejciu, Damo Kier jesteś genialna. Już dawno wciągnęłam się w to opowiadanie ale teraz nie mogę bez niego żyć, codziennie sprawdzając czy jest nowy rozdział. Bardzo podoba mi się jak piszesz :)
    Co do opowiadania to jestem bardzo ciekawa co dzieje się teraz z Malfoyem. Mam nadzieję,że wkrótce się tego dowiemy.
    Rozdział świetny. Bardzo mi się podoba jak ładnie ubrałaś całą tą opowieść, którą przedstawili Hermionie.
    Ciężko mi wypisywać co mi się podoba bo musiałabym spędzić przy klawiaturze naprawdę duuuuuuuuuuuuuuużo czasu. No cóż mogę rzec. Jesteś wspaniała i genialnie piszesz.
    Pozdrawiam
    ~Ryann Black ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajni rozdział, szkoda że jest w nim to co w książce, ale rozumiem, że było to konieczne ;) Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że szybko go dodasz ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow :D bardzo ciekawy i świetnie napisany :D Szkoda, że nie ma o Malfoyu, ale i tak jest świetny :D

    http://hgdm-baby-i-wait-for-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział wspaniały :) Uwielbiam twoje opowiadania i już nie mogę się doczekać kolejnej części :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajnie, ja się cieszę, że jest z Harrym i Ronem. Oczywiście chcę, żeby była z Draco, ale później.
    Ogólnie fajny rozdział, ale zbyt wiele się z niego nie dowiedzieliśmy. Czekam na kolejny.
    http://victoria-baker-gordon.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam sposób, w jaki wplatasz swoją własną historię w tradycyjny kanon HP. To jest - jednym słowem - mistrzostwo.

    Pozdrawiam,
    Lexie

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdzial swietny. Bylam ciekawa jak stworzysz historie Rona bez Hermiony i naprawde Ci sie udalo.
    Choc kiedys nie moglam sie doczekac rozdzialow z trojka przyjaciol, teraz z kolei, jestem spragniona notki o Draconie...Co sie z nim dzieje?
    Serdecznie pozdrawiam i z niecierpliwoscia czekam na nastepny rozdzial. :]
    Omega.

    OdpowiedzUsuń
  12. Muszę przyznać, że podoba mi się ten rozdział :) Chociaż nadal czekam na pojawienie się Dracona ;p Bardzo fajnie dopasowałaś kanoniczną akcję do opowiadania. Już nie mogę się doczekać dalszego rozwoju wydarzeń.
    Pozdrawiam.

    ~DreamyDevil

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie wiem co napisać. Twoje opowiadanie jest tak wspaniałe...

    Pozdrawiam, Pearl.
    http://dramione-jar-of-hearts.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Biję brawa. Nawet nie wiem co mam powiedzieć. Czytałam je 2 dni, niestety z przerwami, chociaż z chęcią bym ich nie robiła i pochłoniła opowiadanie o wiele szybciej. Jesteś niesamowita! Dawno nie czytałam tak świetnego ff, a trochę mi się ich w życiu przewinęło. Powinnaś pisać książki, bo robisz to niesamowicie, masz ogromny talent. Nie wiem co mam więcej napisać... cudo!
    Czekam z wielką niecierpliwością na następny rozdział i serdecznie pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Nawet nie wiem, co napisać. Jesteś niesamowita, Damo, po prostu niesamowita. Ciekawi mnie, jak rozwiniesz wątek z Ronem i już nie mogę się tego doczekać. Podziwiam Cię za trzymanie się narracji pierwszoosobowej i nie przeskakiwanie na inne, na pisanie z innej perspektywy... Po tym rozpoznaje się prawdziwe mistrzostwo. Gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
  16. Mogę to opowiadanie czytać codziennie, godzinami i wcale mi się nie nudzi. Nie mogę znieść myśli, że kiedyś się skończy, skoro niedługo zakończysz drugą część... Wiem, że będzie jeszcze trzecia, ale już dziwnie się czuję na myśl o tym że kiedyś tu wejdę i przeczytam epilog i nic więcej.
    pisz, Pisz jak najwięcej, bo naprawdę masz talent.

    OdpowiedzUsuń
  17. Just give me a rozdział, just a little bit enough!

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo mi się podoba, ALE brakuje mi Draco. Z nim jest świetnie ! Jeśli możesz to dawaj go duuużo :) Piszesz tak, że nie śpie nocami tylko czytam. Genialne ! 3maj się ! Pisz tak dalej ;*

    OdpowiedzUsuń
  19. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy: