20 grudnia 2012

30. Harry i inne nieszczęścia, cz. II


„Jestem przekonany, że najważniejszą decyzją, jaką podejmuje istota ludzka,
jest wybór, z kim spędzi życie, może już do końca”.
William Wharton

~*~

     Wiedziałam, do kogo się zwrócić.
     Właściwie ta myśl krążyła w mojej głowie już od dawna, ale byłam zbyt wielkim tchórzem, żeby wprowadzić ją w życie. W końcu jednak zrozumiałam – miałam nadzieję, że nie zbyt późno – że nie mogę do końca życia stać z boku. To nie było złamanie lojalności wobec Malfoya, tylko wręcz przeciwnie, wyjście mu naprzeciw.
     Oczywiście, wszyscy mamy tajemnice. To naturalne i ludzkie. Powody ukrywania niektórych faktów mogą być przeróżne i wbrew pozorom bardzo rzadką rolę odgrywa tutaj fakt braku zaufania. Nie miałam jednak pojęcia, jak całą tę sprawę odbierał Draco Malfoy. Wielokrotnie obiecywał, że wszystko mi wyjaśni, kiedy tylko rozpoczęte sprawy doprowadzi do końca, ale ile jeszcze mogłam trwać w niepewności? Podświadomie czułam, że nic nie jest tak piękne, na jakie wygląda, a Ślizgon umiejętnie filtruje wiadomości, bym dowiedziała się jak najmniej. Dlaczego? Dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, bym nie poznała prawdy?
     Nie miałam pojęcia, gdzie powinnam szukać Blaise’a Zabiniego, podobnie jak nie miałam pojęcia, w jaki sposób zacząć z nim rozmowę. Dziwnie się czułam, występując nagle przeciw Malfoyowi, ale gdzieś w głębi serca czułam, że postępuję słusznie.
     W końcu skorzystałam z Mapy Huncwotów należącej do Harry’ego. Bez trudu odnalazłam Ślizgona w Wielkiej Sali; teraz powstał problem, jak go stamtąd wyciągnąć. W końcu postanowiłam postawić na swój autorytet prefekta naczelnego – wszak kto dowie się, że lekko naginam swoją pozycję dla potrzeb własnych?
     Zdecydowana i zdeterminowana ruszyłam do celu, wierząc w słuszność całej sprawy.
     Ucieszyłam się, że wśród siedzących przy stole Ślizgonów nie ma Malfoya. Trudniej byłoby mi kłamać wiedząc, że słyszy każde moje słowo – właściwie nie wiem, czy w takim położeniu bym się na to zdecydowała. Brak Dracona na śniadaniu uznałam za okoliczność sprzyjającą, więc nieco podbudowana i pewna siebie ruszyłam w kierunku Zabiniego.
 - Snape wzywa cię do swojego gabinetu – rzuciłam, bez zbędnych wstępów, nie zwracając uwagi na bezczelne zachowanie pozostałych Ślizgonów. – Natychmiast.
     Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do wyjścia, nawet nie obracając się, by sprawdzić, czy Zabini połknął haczyk. Dopiero na szczycie marmurowych schodów przystanęłam schowana za filarem, skąd miałam świetny widok na cały korytarz. Nie musiałam czekać długo: Blaise pojawił się obok już po chwili. Zmarszczył brwi, widząc mnie ponownie.
 - Czego chce ode mnie Snape? – rzucił, przystając naprzeciwko mnie.
 - Pudło, Zabini – stwierdziłam, otwierając drzwi do najbliższej komnaty. – Dałeś się nabrać na szkolny żart. Tym razem to ja czegoś od ciebie chcę.
     Przez chwilę wydawało mi się, że Ślizgon po prostu odwróci się i odejdzie, ale nie zrobił tego. Jeśli się zawahał, to w ogóle nie dał tego po sobie poznać. Uśmiechnął się ironicznie, po czym wszedł do pomieszczenia, rzucając mi zaciekawione spojrzenie. Upewniłam się, że korytarz wciąż jest zupełnie pusty i również weszłam do środka.
 - Wydawało mi się, że ostatnio nie miałaś jakoś ochoty na współpracę – rzucił, opierając się nonszalancko o ścianę. Nie bałam się go; teraz to ja rozdawałam karty na stół.
 - Powiedzmy, że zmieniłam zdanie.
 - Doprawdy? Po tylu tygodniach? – Zaśmiał się drwiąco. – Granger, sprawa jest już dawno nieaktualna. Nie wiem, czy Draco obiecał ci złote góry czy nie, ale możesz być pewna, że zapomniał już o tym, kto uwarzył mu ten przeklęty eliksir.
 - Oboje wiemy, Zabini, że nic się jeszcze nie skończyło – przerwałam mu, uśmiechając się złośliwie. – Chcę wiedzieć, dlaczego kryjesz Malfoya, kiedy ten znika w Pokoju Życzeń na siódmym piętrze i w jakim celu odwracasz uwagę od jego osoby, na przykład wpuszczając do szkoły dementorów. Swoją drogą, to nie było zbyt przemyślane zagranie.
     Ironiczny uśmiech natychmiast spełzł z jego twarzy. Wpatrywał się we mnie nieodgadnionym wzrokiem, a przez chwilę wydawało mi się, że jego czarne oczy rozbłysły złością pomieszaną ze strachem. Już wtedy miałam pewność, że coś ukrywa.
 - Co z lojalnością wobec Dracona, Granger? – zapytał powoli.
 - Przestała mieć znaczenie wraz z chwilą uwarzenia eliksiru – skłamałam. – Nie mam już żadnych zobowiązań wobec niego, Zabini. A on wciąż ma wobec mnie.
     Dzielnie wytrzymałam jego przenikliwe spojrzenie. Być może to właśnie moja pewność siebie go przekonała, bo po chwili oparł się o ścianę i westchnął krótko.
 - Dlaczego uważasz, że to ja wpuściłem dementorów do Hogwartu?
 - To proste: nie było cię wtedy w Wielkiej Sali, z Malfoyem. Chciałeś dać mu po prostu dobre alibi, odwrócić od niego podejrzenia, bo wiedziałeś, że Snape ma go na oku. Szkoda tylko, że tego dokładniej nie przemyślałeś, Zabini. Miałeś nadzieję, że nikt nie zauważy ich w zamku? Nie mówiąc już o tym, jak straszne skutki to za sobą pociągnęło.
 - Bystra jesteś – skomentował. – Ale nie masz na to żadnych dowodów, Granger. Równie dobrze mogłem być wtedy w lochach.
     Uśmiechnął się lekko, czym tylko zaostrzył mój gniew.
 - Zastanawiam się, czy to był tylko jednorazowy wybryk – zaczęłam. – A może to ty podsunąłeś Katie Bell ten zaklęty naszyjnik? I zatrułeś miód w gabinecie Slughorna? O to nie byłoby trudno, biorąc pod uwagę fakt, że należysz do grona jego ulubieńców…
 - Poważne oskarżenia, Granger. Pójdziemy z tym do dyrektora?
 - Do czego dąży Malfoy, że tak go chronisz, co?
     Chwilę mierzyliśmy się wzrokiem w milczeniu. Żadne z nas nie ustąpiło. Nie miałam pojęcia, co mogę osiągnąć oskarżając go bezpośrednio, ale jak widać, nie było to takie złe posunięcie. Starał się nie pokazywać, że nie wie, jak wybrnąć z sytuacji.
 - Draco gubi się w tym wszystkim – powiedział w końcu. – Zbyt dużo się na niego zwaliło. Ale chyba nie sądzisz, Granger, że zacznę ci się zwierzać z jego sekretów.
 - Ostatnio jakoś nie miałeś nic przeciwko temu.
 - Bo nie wiedziałem wszystkiego – odpowiedział szybko, znów uśmiechając się drwiąco. – Nawet nie wiesz, co wyprawia się pod nosem samego Dumbledore’a, Granger. Na twoim miejscu bym uważał, bo szlamy nie zagrzeją już zbyt długo miejsca w Hogwarcie.
     Zmarszczyłam brwi.
 - O czym ty mówisz, Zabini?
 - Właściwie powinienem ci podziękować – kontynuował. – Pomogłaś Draconowi, więc miałaś swój mały udział w tym wszystkim. – Zaśmiał się donośnie, złowrogo, po czym ruszył powoli do wyjścia. – Znajdź w sobie jeszcze trochę cierpliwości, Granger, zaufaj mi. Za kilka dni Hogwart już nigdy nie będzie taki, jak teraz. Zapamiętaj moje słowa.
     Zatrzasnął za sobą drzwi, pozostawiając mnie w środku samą, przegraną.

~*~

 - Stworzył siedem horkruksów?! – krzyknął Ron tak głośno, że aż syknęłam, rozglądając się dookoła, by upewnić się, że nikt nas nie podsłuchuje. Harry kiwnął głową.
 - Tak twierdzi Dumbledore. Dwa zostały już zniszczone: dziennik, który przebiłem kłem bazyliszka w Komnacie Tajemnic i pierścień, który znalazł w domu Gauntów.
     Siedzieliśmy w najdalszym kącie pokoju wspólnego. Wybraniec opowiadał nam, co kryło się w tajemniczym wspomnieniu, które zdobył dzisiejszego ranka od Slughorna. Zaraz po tym udał się do gabinetu dyrektora, by mu je pokazać, a teraz dzielił się wszystkimi informacjami z nami. Pozwoliło mi to na chwilę odpocząć od sprawy Malfoya.
 - To znaczy, że gdzieś jest jeszcze pięć części duszy Sami-Wiecie-Kogo…?
 - Niestety. Dopóki wszystkie nie zostaną zniszczone, nie można go zabić. Ja nie mogę go zabić – poprawił się Harry, przecierając z roztargnienia bliznę na czole. – Dumbledore ma pewien trop, gdzie może być następny. Obiecał, że jeśli go odkryje, zabierze mnie ze sobą.
     Przyjrzałam się dokładnie czarnowłosemu. Nie wyglądał jakby się bał, choć wiedziałam, że ta sprawa bardzo go poruszyła. Byłam pewna, że w jego głowie wciąż krąży zdanie z usłyszanej przepowiedni: Żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje. Czym Harry zasłużył sobie na takie życie? Dlaczego wszystkie nieszczęścia przytrafiały się właśnie jemu?
     Niestety, jednym z tych nieszczęść byłam również ja.
 - Teraz przynajmniej wiemy, dlaczego Slughorn tak ukrywał to wspomnienie – powiedział Ron. – Chyba wolałbym się zabić, niż żyć ze świadomością, że pomogłem największemu czarnoksiężnikowi stać się nieśmiertelnym. Paskudna sprawa.
 - Przecież nie zrobił tego specjalnie – wtrąciłam się. – Riddle go podpuścił.
 - O tak, on do tego pasuje – przytaknął Harry. – W tych wspomnieniach, on jest taki… przekonujący, doskonały. Nie brak mu taktu, wszystko rozgrywa z największą precyzją i każdy ulega jego urokowi. Poza Dumbledore’em. On jeden go przejrzał.
 - A więc na pewno jest krok przed Voldemortem – pocieszyłam go. – Skoro jest już na tropie kolejnego horkruksa… Odnalezienie następnego to tylko kwestia czasu.
 - Hermiono, ale one mogą być wszędzie – zauważył bystrze Ronald.
 - Nie jesteś mistrzem w pocieszaniu – odparłam.
     Harry westchnął głęboko i zaczął grzebać w swojej szkolnej torbie. Wiedziałam, że ciąży mu już samo czekanie: człowiek zawsze lepiej się czuje, kiedy zaczyna działać. Bałam się spytać, jakie Wybraniec ma plany. Na razie trzeba było zdać się na Dumbledore’a.
 - Właśnie dlatego Sam-Wiesz-Kto chciał dopaść Ślimaka, tak? – drążył dalej Weasley. Harry pociągnął pod siebie kolana, otwierając jakiś pergamin. Kiwnął potakująco głową. – Bał się, że Slughorn może pokazać to wspomnienie Dumbledore’owi.
 - I tak wyjątkowo długo je ukrywał – włączyłam się do rozmowy. – Gdyby od razu mu o tym powiedział, gdyby nie odgrywał całej tej swojej szopki w ingerowaniu w to jedno wspomnienie, moglibyśmy wiedzieć o horkruksach już dawno. Horacy Slughorn jest wielkim czarodziejem, ale wyjątkowo tchórzliwym.
     Zapadło między nami milczenie, podczas którego wszyscy usłyszeliśmy za plecami żałosny szloch. Odwróciłam głowę w stronę spiralnych schodów i zobaczyłam tam zapłakaną Lavender w towarzystwie Parvati. Uniosłam brwi do góry i przeniosłam wzrok na Rona, który spłonął aż po końce uszów. Westchnęłam porozumiewawczo.
 - Wciąż nie wierzę, że z nią zerwałeś – stwierdziłam dziarsko, wyjmując z torby podręcznik do transmutacji. Weasley wzruszył ramionami, sięgając po rolkę pergaminu.
 - Wiesz, nie mogłem jej dłużej okłamywać – odpowiedział.
 - To w ogóle jakiś pechowy dzień dla zakochanych. Ginny też zerwała z Deanem.
     Udawałam, że nie widzę, jak Harry podnosi nagle głowę znad pergaminu i świdruje mnie spojrzeniem swoich zielonych oczu. Ron odetchnął za to z ulgą.
 - O co im poszło? – zapytał Wybraniec, niby od niechcenia.
 - Och, o jakąś głupotę. – Machnęłam lekceważąco ręką. – Pokłócili się, bo Ginny przestało się podobać, jak Dean asekuruje ją przechodząc pod portretem Grubej Damy.
     Wiedziałam, że kogo jak kogo, ale Harry’ego ucieszy ta wiadomość.
     Chwilę siedzieliśmy w milczeniu; ja czytałam kolejny rozdział na transmutację, choć myślami byłam daleko stąd, Ron kończył swoje wypracowanie na obronę przed czarną magią, a Wybraniec wciąż przyglądał się zawzięcie jakiemuś pergaminowi.
     Nagle Harry zaczął gwałtownie podnosić się z miejsca.
 - Hej, co się stało? – zapytał Ron, przyglądając się przyjacielowi. – Pali się?
 - Słuchajcie, muszę coś sprawdzić – powiedział, wpychając pergamin do wnętrza swojej torby. Wtedy doszło do mnie, że była to Mapa Huncwotów. – Niedługo wrócę.
     Bez żadnych wyjaśnień wbiegł po spiralnych schodach do dormitorium, po czym chwilę później wyszedł z pokoju wspólnego, już bez żadnych książek. Przez chwilę miałam ochotę za nim pójść, ale moją uwagę zajął Ronald.
 - Hermiono, mogłabyś mi sprawdzić to wypracowanie? – poprosił, podsuwając mi pod nos pergamin. Zrobił maślane oczy. – Mama mnie zabije, jeśli Snape znów oceni moje wypociny na „Nędzny”. Obrona przed czarną magią stała się dla mnie największą zmorą…
     Mając na uwadze chęć utrzymania z Ronem dobrych stosunków, zgodziłam się. Od czasu jego pobytu w Skrzydle Szpitalnym nasze relacje znacznie się poprawiły. On być może zrozumiał, że nie powinien wyżywać się na mnie przy każdej nadarzającej się okazji, a ja wciąż miałam w głowie fakt, że prędzej czy później nasza przyjaźń zostanie wystawiona na poważną próbę. Nie ma się więc co dziwić, że póki miałam okazję, chciałam postarać się o naprawę naszych stosunków. Później przecież mogło nie być na to czasu.
 - Zgoda – stwierdziłam, a on od razu się rozpromienił. – Ale to już ostatni raz.
 - Przedostatni, co? – Wręczył mi pergamin.
     Zaśmiałam się, rozkładając jego wypracowanie na najbliższym stoliku. Nie wiedzieć jak i dlaczego, naszła mnie nieoczekiwana, dziwna myśl, której nie potrafiłam w żaden sposób wytłumaczyć. Wiecie, stwierdziłam z zaskoczeniem, że będę tęsknić za Ronem.
     Jakbym już wtedy wiedziała, że ich zostawię, odejdę, wybiorę Malfoya.
     Odganiając z głowy ponure myśli, zabrałam się do czytania jego wypocin. W tym czasie podeszła do nas Ginny – już dawno nie widziałam jej w tak dobrym humorze. Czyżby to koniec związku z Deanem tak ją uradował? To było możliwe: w końcu Ronald też stał się o wiele bardziej pogodniejszy od czasu, gdy zerwał z Lavender. Przywitała się z nami, po czym usiadła na miejscu, które nie tak dawno opuścił Harry.
 - Znów ratujesz tyłek mojemu kochanemu braciszkowi, Hermiono? – zapytała.
 - To tylko ostatnia korekta – odpowiedział jej natychmiast Ron.
     Nie słuchałam, o czym rozmawiali: musiałam przyznać, że wypracowanie Weasleya było samo w sobie dosyć interesujące i zabawne. Po kilku minutach podniosłam głowę do góry i przeniosłam wzrok na Rona, który z napięciem oczekiwał na werdykt.
 - Jest całkiem niezłe – stwierdziłam zgodnie z prawdą. – Wydaje mi się, że spokojnie zasłużysz na „Zadowalający”. Ale chyba powinieneś zainwestować w nowe pióro… – Przysunęłam do siebie pergamin. – Zaklęcia wykonuje się różdżką, nie nóżką. W zdaniu: „Przydaje się do tego umiejętność rzucania zaklęć nielegalnych” chodziło ci chyba o niewerbalne. To przykłady tylko z pierwszego akapitu. Nie mówiąc już o tym, że nie przypominam sobie, byś zmienił nazwisko na Roonil Wazlib.
     Ginny parsknęła śmiechem, a Ron przybrał minę zbitego psa.
 - To pewnie przez to pióro od Freda i George’a – jęknął. – Kupiłem je w wakacje w Magicznych Dowcipach Weasleyów, ale widocznie już straciło swoją czarodziejską moc. A więc muszę to wszystko od nowa przepisać…
 - Nie musisz – powiedziałam szybko, wyjmując swoją różdżkę.
 - Och, Hermiono, jesteś kochana!
     Dotykając różdżką pergaminu, szeptałam dobrze znane formułki zaklęć. Ron wyraźnie się rozluźnił i, kiedy jego siostra przestała już rechotać, zwrócił się do niej.
 - Słyszałem, że zerwałaś z Deanem – powiedział.
 - Nic ci do tego – odparła.
 - W porządku. Mam po prostu nadzieję, że następnym razem znajdziesz sobie kogoś lepszego. – Wzruszył ramionami, a spojrzenia moje i Rudej spotkały się. Byłam pewna, że pomyślałyśmy o tej samej osobie. Harry.
     Nagle Ginny wyprostowała się na krześle i zmarszczyła podejrzanie brwi. Poruszona jej zaniepokojeniem, odwróciłam głowę, wędrując za jej spojrzeniem, i prawie natychmiast poczułam na plecach nieprzyjemny, zimny dreszcz.
     W naszym kierunku szedł Harry. A właściwie można powiedzieć, że biegł, przepychając się przez tłum Gryfonów. Twarz miał dziwnie bladą i zmartwioną, ale czymś, co najbardziej przyciągało wzrok do jego postaci, była szata – cała umazana krwią. W jednym momencie zrobiło mi się nienaturalnie chłodno, jakby ktoś nagle otworzył wszystkie okna. Ron, gdy tylko odwrócił głowę i ujrzał przyjaciela, zamarł w bezruchu z uchylonymi ustami.
 - Czy to… KREW? – wydusił z siebie w końcu.
 - Nie ma czasu na wyjaśnienia. Posłuchajcie, muszę mieć książkę do eliksirów któregoś z was – powiedział szybko Wybraniec. – Jak wrócę, wszystko wam wytłumaczę…
 - A co z Księciem Pół…
 - Błagam, szybko! – zniecierpliwił się.
     Ron wyjął ze szkolnej torby egzemplarz Eliksirów dla zaawansowanych i wręczył ją przyjacielowi. Ten, gdy tylko złapał ją do rąk, odwrócił się na pięcie i odszedł, by zniknąć na chwilę na spiralnych schodach. Nie minęły dwie minuty, jak Harry ruszył do przejścia pod portretem – zauważyłam, jak niesie cały swój tornister…
     Co się stało i co zamierza Wybraniec?
 - Czy wy też uważacie, że Harry ma dziwną umiejętność wpadania w przeróżne kłopoty? – szepnęła cicho Ginny. Zauważyłam, że już się nie uśmiechała.
 - W co tym razem się wpakował? – zastanawiał się głośno Ron.
     Mnie udało się już ułożyć pierwsze części tej układanki.
     Zielonooki zobaczył na Mapie Huncwotów Dracona Malfoya. Byłam tego pewna – co innego mogło go zmusić do opuszczenia pokoju wspólnego w tak szybkim tempie i dlaczego nie chciał nam od razu powiedzieć, dokąd idzie? Wiedział, że nie byłabym zadowolona po raz kolejny słysząc o jego obsesji. Poszedł więc tam, gdzie na mapie widniał punkt opisany „Draco Malfoy”. Może na siódme piętro, przed Pokój Życzeń?
     Nie umiałam sobie jednak wytłumaczyć, dlaczego wrócił cały umazany krwią. Poczułam zimny dreszcz na całym ciele, gdy doszło do mnie, że Harry mógł skrzywdzić Ślizgona. Może wyciągnęli różdżki, może zaczęli ze sobą walczyć? Nie potrafiłam sobie jednak wyobrazić sytuacji, w której Wybraniec strzela w Malfoya czarnomagicznymi zaklęciami…
     Książę Półkrwi.
     Dlaczego Harry’emu tak zależało, by wziąć książkę Rona? I co zamierzał zrobić ze swoją, po co zabrał ją z dormitorium? Gdzie teraz poszedł, komu się wytłumaczyć?
 - Nie podoba mi się to wszystko – stwierdziła ponuro Ginny.
     Wydawało mi się, że jakaś niewidzialna siła rozrywa moją duszę na pół. Czułam się, jakby jakiś ogromny głaz spoczął na moich barkach, a ugięcie się pod jego ciężarem było tylko kwestią czasu. Próbowałam odrzucić z głowy czarne wizje, które zawładnęły moimi myślami. Musi być jakieś inne wytłumaczenie, nie ma pewności, że ta sprawa ma związek z Malfoyem.
     Ale czy aby na pewno…?
     Mogłam się łudzić i naiwnie wierzyć, że jest inaczej. Jednak stanowczy głos, dochodzący gdzieś z wnętrza mnie samej, krzyczał w kółko, że nasz czas dobiega końca. Już niedługo – za kilka dni, a może za kilka godzin – będzie trzeba wybrać ostateczną drogę. Wszyscy razem doszliśmy do rozstaju, ale przecież od dawna wiedziałam, że dalej nie możemy iść wspólnie.
     Układałam tą sytuację w głowie tysiące razy, na pamięć znałam słowa, które wypowiem, żegnając się z przyjaciółmi. Jednak ostatnie wydarzenia znów zasiały w moim sercu wątpliwości: Malfoy był obok, ale wciąż niedostępny, owiany woalem tajemnicy, zazdrośnie strzegący swoich sekretów. Tęskniłam za nim bardziej, niż bym chciała, ale jednocześnie byłam wściekła, że nie dzieli się ze mną swoimi tajemnicami, pragnieniami. Zabini w jednym miał rację: Draco chciał dokonać wszystkiego sam. Ale czy to na pewno odpowiednia decyzja? Czy kiedy druga osoba jest ci bliska, to do niczego nie zobowiązuje?
     Przez kilka tygodni żyłam w iluzji, że jest dobrze. Po prostu dobrze. Grzecznie stałam z boku, cierpliwie czekałam, aż nadejdzie moja kolej. Ale nic nie potoczyło się tak, jak powinno, niektóre wydarzenia zaszły za daleko.
     Obiecałam sobie, że w najbliższych dniach porozmawiam z Draconem.

~*~

 - Zobaczyłem jego nazwisko na Mapie Huncwotów – tłumaczył Harry, potwierdzając moje najgorsze przypuszczenia. – Na drugim piętrze, w łazience Jęczącej Marty. Co mógł tam robić, dlaczego przesiadywał w jej towarzystwie? Zainteresowało mnie to.
     Czy mogłam się temu dziwić? Chyba nie.
 - Poszedłem tam… wciąż był w środku. Rozmawiali… Niewiele z tego zrozumiałem, Malfoy mówił, że nikt nie może mu pomóc. Opierał się na umywalce i… płakał.
     Zadrżałam. Poczułam się, jakby ktoś dał mi w twarz. Zacisnęłam powieki, powstrzymując cisnące mi się do oczu łzy. Nie chodziło tylko o starcie Harry’ego z Draconem, ale przede wszystkim o fakt, że ktoś, kogo szczerze kochałam, nie chciał dzielić ze mną swoich trosk. Wiele razy widziałam już Malfoya bezradnego, zagubionego, wątpiącego w siebie samego; pamiętam, jak kiedyś powiedział mi, że jest zły. Broniłam go wtedy: okazywanie ludzkich uczuć nie było przecież złe, musiał mieć w sobie coś dobrego, jeśli był do tego zdolny.
     Tym razem załamanie Ślizgona zabolało mnie jeszcze bardziej. Zdałam sobie sprawę, że byłam bliżej będąc dla niego kimś obcym. Dlaczego im ludzie są sobie bliżsi, tym dalej są od siebie? Dlaczego zawsze wydaje nam się, że ta druga osoba wszystko zrozumie, wszystko przebaczy, ze wszystkim się zgodzi? Przecież są rzeczy, których nie można unieść…
 - Byłem… wstrząśnięty – ciągnął dalej Harry. Doskonale go rozumiałam. – Nie miałem pojęcia, co robić. Może po prostu wyszedłbym stamtąd i go zostawił, ale właśnie wtedy Malfoy podniósł głowę i spojrzał w lustro. Kiedy mnie zobaczył, wpadł w szał. Zaczęliśmy strzelać w siebie przeróżnymi zaklęciami… Trafiłem go Sectumsemprą.
     Przeniosłam na niego wzrok tak szybko, że aż zabolało mnie w karku.
 - Znam skądś to zaklęcie – powiedziałam cicho.
 - Pytałem cię o jego zastosowanie kilka tygodni temu – wyjaśnił. – Znalazłem je w książce do eliksirów Księcia Półkrwi. Był przy nim dopisek: „na wrogów”. Już dawno chciałem je przetestować, nie mam pojęcia, dlaczego pomyślałem o nim akurat wtedy…
     Zacisnęłam powieki, walcząc z ogarniającym mnie gniewem.
 - Mówiłam, ostrzegałam, żebyś tego nie robił, Harry.
 - Hermiono, wiem! – syknął. – Myślisz, że jestem z tego dumny? Malfoy upadł i wyglądał, jakby jakaś niewidzialna siła rozcinała sztyletami całe jego ciało! Łazienkę zalała krew, Marta zaczęła wrzeszczeć, a ja nie miałem pojęcia, co robić, jak mu pomóc…
     Znów ten nieprzyjemny dreszcz, strach, niedowierzanie.
 - Nie wiem, co Snape robił na drugim piętrze, ale widocznie usłyszał krzyki Marty – mówił dalej Harry. – Po raz pierwszy ucieszyłem się, że go widzę… Nachylił się nad Malfoyem, zaczął szeptać jakieś skomplikowane zaklęcia i krwawienie ustało, rany zaczęły się goić… Zaprowadził go do Skrzydła Szpitalnego, a kiedy wrócił, kazał mi przynieść wszystkie moje szkolne książki. Zainteresował się podręcznikiem do eliksirów… – Zawiesił na chwilę głos, po czym zwrócił się do Rona. – Możesz mi powiedzieć, dlaczego podpisałeś Eliksiry dla zaawansowanych Roonil Wazlib?
     Gdyby sytuacja nie była tak poważna, może nawet parsknęłabym śmiechem.
 - Jak zareagował Snape? – zapytała Ginny, również bardzo przejęta.
 - Uznał, że kłamię – odparł Harry, wzruszając ramionami. – Pewnie użył tej swojej cholernej legilimencji, nigdy nie byłem dobry w zamykaniu umysłu przed penetracją z zewnątrz.
     Draco też nie. Dlatego potrzebował Animus clausus.
 - Co zrobiłeś ze swoim podręcznikiem? – odezwałam się, nie patrząc na niego.
 - Ukryłem go w Pokoju Życzeń – zdradził. – Jest tam taka wielka komnata, w której chyba przez wieki uczniowie Hogwartu coś przechowywali. Wrócę po nią, kiedy tylko minie trochę czasu i Snape przestanie mnie pilnować. Pamiętam, gdzie ją zostawiłem.
     Pokręciłam z niedowierzaniem głową na boki.
 - Nie rozumiem, dlaczego wciąż tak zależy ci na tej książce – powiedziałam. – Widzisz, do czego doprowadziły rady Księcia Półkrwi? Gdybyś od początku mnie słuchał, gdybyś zostawił ten podręcznik w kredensie, do niczego by nie doszło i…
 - Przestań się czepiać tej książki, Hermiono! – Harry podniósł głos. – Tam po prostu była zanotowana formułka zaklęcia, podobnie jak Levicorpus! Nikt nie kazał mi sprawdzać, jak działa to zaklęcie, to jest tylko i wyłącznie moja wina…
 - Usprawiedliwiasz się. Od początku ślepo ufałeś temu całemu Księciu i…
 - Wcale się nie usprawiedliwiam! Żałuję tego, co się stało i wiesz, że gdybym znał działanie tego czaru, nigdy bym go nie użył! Ale wciąż pamiętam, że gdyby nie ten podręcznik, nigdy nie zdobyłbym Feliksa, a więc i wspomnienia Slughorna. Gdyby nie Książę, nie wiedziałbym, jak uratować Rona, kiedy się zatruł…
 - Tak, i nie byłbyś najlepszy w klasie z eliksirów!
     Nie chciałam, by w moim głosie było aż tyle goryczy, ale trudno było mi opanować emocje. Nie wiedziałam, kiedy wybuchnę, zupełnie nie miałam kontroli nad sobą. Harry patrzył na mnie stanowczym wzrokiem, jakbym użyła najbanalniejszej z wymówek.
 - Dał ci szlaban? – zapytał nagle Ron. Wybraniec westchnął.
 - Za to mogliby mnie wyrzucić – odpowiedział. – Ale skończyło się na spędzaniu każdej soboty do końca semestru w gabinecie Snape’a. Od dziesiątej rano.
     Oczy Ronalda przybrały wielkość spodków.
 - Ale… Harry… – wyjąkał. – Chyba nie mówisz, że… przecież mecz… Gryffindor…
 - Obawiam się, że będziecie musieli poradzić sobie beze mnie – odparł smętnie Wybraniec. – Ginny wystąpi jako szukająca, a zastąpi ją Seamus…
 - Widzisz, i na dodatek zawalasz quidditcha – wtrąciłam.
 - Och, nie udawaj, że nagle tak zależy ci na quidditchu – powiedziała niespodziewanie Ginny. Przeniosłam na nią wzrok: patrzyła na mnie twardo, a w jej dobrych, brązowych oczach dostrzegłam nutkę wrogości, która mnie zabolała. Zapomniałam już, że panna Weasley była jedyną osobą, której powiedziałam o moich uczuciach do Dracona. – Przecież wiadomo, że Malfoy chciał użyć jakiegoś Zaklęcia Niewybaczalnego. Powinnaś się cieszyć, że Harry’emu udało się od tego uchronić…
 - Oczywiście, że się cieszę – przerwałam jej – ale chyba nie chcesz mi powiedzieć, że Sectumsempra było dobrym posunięciem? Zobacz, do czego doprowadziło!
 - Dobrze wiesz, że nie tylko o to chodzi, Hermiono.
     Ron i Harry patrzyli na nas z szeroko otwartymi oczami. Chwilę później Weasley wybrnął z sytuacji porywając z najbliższego stolika pierwszą lepszą książkę i ukrywając się za nim. Wybraniec za to opadł bezwładnie na krześle i zaczął nad czymś zachłannie myśleć.
     Do końca wieczoru żadne z nas nie odezwało się ani słowem.

_________________________
Blisko osiem stron w Wordzie. Się rozpisałam.
Wstawiam dziś, wcale nie dlatego, że jutro koniec świata i prawdopodobnie umrę w Kędzierzynie-Koźlu na meczu Skry, ale po prostu zbliżają się święta i raczej nie będę miała w najbliższych dniach czasu na blogowanie. Więc proszę: bierzcie, czytajcie, bo przypominam, że to przedostatni rozdział z I części opowiadania.

Boże Narodzenie tuż tuż, więc już teraz życzę Wam wszystkim zdrowych i spokojnych świąt w rodzinnym gronie, jak najmniej problemów i jak najwięcej uśmiechu, i pamiętajcie, że magia to nie zawsze tylko zaklęcia i wymachiwanie różdżkami - w te święta magia jest w każdym z nas :)
Wesołych świąt, kochani!

22 komentarze:

  1. Nie ma to jak mieć wcześniej wolne :) Świetny rozdział i moim zdaniem wcale się nie rozpisałaś, co najmniej nie czuć tego jak się czyta. Wspaniałe akcje, tylko że znowu brakuje Dracona:( Czekam na następną, mam nadzieje że ukaże się w piątek co;>?? Nie no żartuje, ale tak w następny piątek by już mogła być ;):)Pozdrawiam i Wesołych Świąt;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, faktycznie się rozpisałaś ^^. Naprawdę długi rozdział, ale jak zwykle jest dobry i napisałaś kanoniczne wydarzenia własnymi słowami, co się chwali, tym bardziej, że masz naprawdę dobry styl ^^.
    Znowu nie było Malfoya, ale było dużo Harry'ego, no i całe mnóstwo rozterek Hermiony. Poniekąd nie dziwię się, że niepokoi ją to, że Draco nie chce jej się zwierzać i zbywa ją, najwyraźniej nie potrafiąc do końca zaufać. Ale gdyby zaufał i powiedział, co robi, Hermiona mimo swoich uczuć do niego pewnie nie chciałaby brać w tym wszystkim udziału i to mogłoby zepsuć ich relacje.
    W sumie zwrócenie do Blaise'a było odważne, aczkolwiek chłopak także za wiele nie powiedział, może podejrzewał, że Granger coś kombinuje? Ale sposób wyciągnięcia go z wielkiej sali sprytny ^^.
    Ciekawa byłam, czy opiszesz moment, kiedy Harry zaatakował Malfoya i faktycznie się to pojawiło, ale z perspektywy Hermiony, co jest ciekawą odmianą po książce. Niewątpliwie była bardzo przejęta, choć przed przyjaciółmi nie mogła okazać, z jakiego dokładnie powodu, i mówiła głównie o Księciu Półkrwi, do którego i tak już od dawna była sceptycznie nastawiona. Dobrze, że poprawiają jej się stosunki z Ronem, choć już pewnie wie, że będzie musiała go porzucić, jeśli dalej będzie chciała kroczyć obraną ścieżką.
    Rozdział był naprawdę i jestem bardzo ciekawa, jak zakończysz pierwszą część, ale zapewne zrobisz to w wielkim stylu ^^. Naprawdę dobrze się czytało ;).
    Życzę udanego końca świata (co prawda w niego nie wierzę, no ale... xDDD) i oczywiście czekam na kolejny rozdział ^^.

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę cieszę się,że dodałaś teraz nowy rozdział. *w*
    Uwielbiam twoje dłuuuuugie rozdziały,mogłyby się nigdy nie kończyć.
    A co do rozdziału to boski,jak zawsze. <3
    Z niecierpliwością czekam na następny.
    ___
    http://unpredictablexlove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nooo, kolejny raz kanoniczna scena, którą właściwie opisałaś niekanonicznie, bo z perspektywy Hermiony, świetnie. Jak doszłam do fragmentu o krwi na szacie Harry'ego, to już wiedziałam, co się święci, a jednak jakieś takie napięcie podczas czytania było, jakbym co najmniej nie czytała/nie oglądała HPiKP. I za to Ci dziękuję - za świeżość spojrzenia. :)

    No po prostu nie znoszę Zabiniego! Ale czy na serio można wyciągać wobec niego tak daleko idące wnioski, że wpuścił dementorów do szkoły (jeśli coś kanonicznego mi umyka, to krzycz, bo "Książę..." nie należy do moich ulubionych części i mogę czegoś nie pamiętać).

    Błędy:
    - "bardziej pogodniejszy" -> "bardziej pogodny",
    - "Widzisz, i na dodatek zawalasz quidditcha" -> raczej "Widzisz? I na dodatek zawalasz quidditcha".
    Jak na osiem stron w Wordzie to naprawdę absolutnie nic, brawo! :)

    Ja również życzę Ci wesołych Świąt i żeby jednak tego końca świata jutro nie było. :*

    Pozdrawiam ciepło,
    [stolen-papyrus]

    PS Naprawdę gorąco zachęcam do czytania mojego nowego opowiadania. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie spodziewałam się takiego wtrącenia losu Dracona.
    Hermiona chyba wątpi trochę za bardzo. Jednak poczekam na konkretny rozwój zdarzeń.
    Ron w końcu nabiera trochę rozumu. Pochwalam, ale jednak dalej go nie lubię. Jakoś ogólnie mi nie przypadł.
    W każdym razie
    Wesołych świąt ^^

    Pozdrawiam :*

    ps. Jeśli dasz radę to prosiłabym o szybkie pojawienie się nowego rozdziału. ^^"

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakiś czas temu trafiłam na Twojego bloga i muszę przyznać, że z notki na notkę jestem pod coraz większym wrażeniem. Masz bardzo ciekawy styl pisania. Twój blog należy do moich ulubionych. Śmiało mogę stwierdzic, że jest on jedynym blogiem, który wciągnął mnie totalnie. Długo szukałam bloga o tematyce "Dramione", który byłby naprawdę dobry. I w końcu znalazłam. ; )) Najbardziej podoba mi się to, że potrafisz idealnie zgrać treść swojego bloga z twórczością autorki Harry'ego Potter'a. z niecierpliwością czekam na następny rozdział. pozdrawiam. ;))

    OdpowiedzUsuń
  7. świetne rozdziały... tak zawsze sie składa, że wpadam tutaj co dwa rozdziały, ale przynajmniej mam wiele do czytania
    ciekawie się robi, zastanawia mnie relacja Hermiony i Draco, czy on ją tylko wykorzystał? nie daje o sobie znać ostatnio- może Ginny powinna wreszcie wstrząsnąć Hermioną? gdyby chłopaki się dowiedzieli to może coś by się wyjaśniło... tyle zagadek

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem jak Ty, ale mi udało się przeżyć :P Rozdział faktycznie długi, ale wcale nie czuło się jego rozmiarów. Bardzo lubię, gdy opisujesz wewnętrzne rozterki Hermiony. Ciekawie jest poczytać o tym wszystkim z jej perspektywy. Żałuję tylko, że w rozdziale nie było Draco, ale mam nadzieję, że już w następnym się pojawi.
    Cieszę się, że dziewczyna postanowiła polepszyć lub też naprawić swoje stosunki z Ronem i mam nadzieję, że ich przyjaźń przetrwa próbę.
    Co do Zabiniego to wykazała się w tej sytuacji dużym sprytem i odwagą. Może za wiele jej to nie dało, ale zrodziło w niej kilka dodatkowych pytań i wątpliwości.
    Ja również życzę Ci Wesołych Świąt, spełnienia marzeń, szczęścia, dużo weny i udanego Sylwestra :*
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam. Nie skomentowałam ostatniego rozdziału, bo najzwyczajniej w świecie brak mi czasu. Nauczyciele powinni ponieść karę za robienie aż czterech sprawdzianów tuż przed świętami, przecież to skandal. Jeszcze ta głupia fizyka... No dobrze, może zdołałam się usprawiedliwić. Mam nadzieję.
    Rozdział bardzo mi się podobał. Uwielbiam przeżycia wewnętrzne i ich opisy, bo wtedy nie dość, że dogłębnie poznaje się bohatera, to jeszcze wiele rzeczy to wyjaśnia.
    Hehe, no podziwiam Hermionę za ten spryt i też odwagę w tej sytuacji z Zabinim. No szacun.

    Ja też kochanie życzę ci Wesołych Świąt, mam nadzieję, że wszystkie Twoje marzenia się spełnią. I, mam nadzieję, że kiedyś wydasz własną książkę, którą ja kupię jako pierwsza <3

    Całuję,
    Eileen:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak zawsze świetna notka ale mam pytanie które mnie nurtuje kiedy kolejna notka na być huncwotem? Kocham ten blog <3

    OdpowiedzUsuń
  11. ojej, sytuacja robi się coraz bardziej napięta!
    nie mogę się doczekać kolejnej notki, tym bardziej, że kończy ona pierwszą część opowiadania :)
    mam nadzieję, że Draco nareszcie powie Hermionie przynajmniej część tego, co przed nią ukrywa. nie zachowuje się fair, naprawdę.
    mimo ośmiu stron tekstu naprawdę szybko czytało mi się tę notkę. jest bardzo dobrze napisana. wyobraziłam sobie, że w książce Rowling podczas walki Harry'ego z Draconem, Hermiona naprawdę jest partnerką tego drugiego. byłam potwornie ciekawa, jak zareaguje na całą sytuację i oddałaś jej postawę mistrzowsko. :)
    pisz, kobieto, pisz jak najwięcej!
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam, witam! Przeczytałam i (uwaga!) od razu komentuje! Tak, znalazłam chwilę czasu, tym bardziej, że siedzę u taty i nie bardzo wiem, co ze sobą zrobić ;/ Ech, jakoś wytrzymam te dwie godzinki jeszcze. No, dość, przecież miałam pisać komentarz!
    Więc... notka, jak najbardziej mi się podoba. O dziwo, nadal nie brakuje mi Dracona. Tak jakoś nie zwracam uwagi na jego nieobecność, ot co. Nie rozumiem Hermiony. Kocha go, cały czas o nim myśli, uważa, że mu ufa - a tu nagle lezie do Zabiniego, bo ma wątpliwości? Moglaby się w końcu zdecydować i określić swoje położenie, bo naprawdę zaczyna mnie denerwować, jak nigdy. Nie rozumiem jej podejścia. Ron i Harry i ona się przyjaźnią, prawdziwie. Czy ona tego nie rozumie? Prawdziwi przyjaciele nie opuszczają cię nawet wtedy, gdy podejmujesz złe decyzje. Co najwyżej skopią ci tyłek, a potem będą mówić "A nie mówiłem?" - ale prawdziwi przyjaciele nigdy cię nie opuszczą. Dlatego nie rozumiem Herominy, która zakłada, że będzie musiała się z nimi rozstać, gdy wybierze Dracona. Może się czepiam, nie wiem. To moje zdanie, co nie zmienia faktu, że nadal kocham Twoje opowiadanie.
    Boże, wiem, że ten komentarz jest bez ładu i składu, ale musiałam coś napisać, a to akurat przyszło mi na myśl.
    Cóż, kochana. Życzę Ci dużo, dużo szczęścia, dużo uśmiechu, zdrowia, fajnych prezentów, szałowego sylwestra. Ogólnie Wesołych Świąt ;)
    Tak w ogóle pisze Nymeria, ale jako, że z komputera taty, pozostaję anonimowa, bo nie chce mi się logować. Wiem, leniuszek ze mnie ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. Ah w końcu nadrobiłam! Zacznę od tego, że w poprzednim rozdziale urzekła mnie Luna jako komentatorka Quidditcha, uwielbiam ją :D. Ogólnie fajnie, że się dosyć mocno trzymasz książki, np z tym miodem u Ślimaka, jakiś to taki fajny nastrój stwarza. A rozdział jak zawsze bardzo dobry, tylko kurczee za Malfoyem chyba już tu wszyscy tęsknimy, mam nadzieję, że w tym ostatnim rozdziale pierwszej części pojawi się tu na dłuższą chwilę.
    Pozdrawiam i również wesołych świąt życzę ;)
    I jeśli w jakiejś przerwie znalazłabyś czas to przypominam o moim ostatnim rozdziale ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dżem dobry, dżem dobry!
    To już przedostatnia część? Łooo, szybko zleciało ;)
    I ostatecznie końca świata nie było, co rozbawiło mnie tym bardziej, że nabijałam się ze znajomych, którzy rzeczywiście choć trochę w tej głupi koniec wierzyli.
    Rozdział bardzo mi się podobał. Cieszy mnie, że stosunki Rona i Hermiony już się poprawiły - to dobrze, że zgodziła się pomóc mu ze sprawdzeniem tego eseju. Nawet uśmiechnęłam się sama do siebie, gdy o tym czytałam.
    W sumie w tym rozdziale zabrakło mi Dracona... Tzn. pojawił się w dialogach, wspomnieniach Harry'ego, ale to w sumie było dla mnie zbyt mało (ale nie słuchaj mnie, jestem fanką Dracona, a poza tym wykreowałaś go podobnie jak Sherlocka z serialu BBC, którego jestem totalną psychofanką, więc.... jak mówiłam - nie słuchaj mnie i rób swoje xD).
    Już myślałam, że na końcu Ginny chlapnie coś dotyczącego Dracona i Hermiony, jak już napisałaś, że wplątała się wtedy do rozmowy ^ ^
    Ach, i Harry w końcu zdobył to wspomnienie! Nie pamiętałam już zupełnie, w jakim momencie książki to zrobił, więc już zaczynałam się lękać, że u ciebie w ogóle nie załatwi tej sprawy ze zdobyciem wspomnienia.
    I najważiejszy, bynajmniej według mnie, moment rozdziału! Próba poważnej rozmowy z Zabinim. I i tak biedna Hermiona niczego szczególnego się nie dowiedziała, chyba że ja nie potrafię czytać między wierszami. Jeszcze tylko napiszę, że strasznie podobała mi się jedna wypowiedź Zabiniego: "Poważne oskarżenia, Granger. Pójdziemy z tym do dyrektora?". Jakoś tak zawarłaś w niej mnóstwo ironii i sarkazmu, który charakteryzuje głównie tego bohatera. To chyba dlatego te dwa zdanie tak strasznie przypadły mi do gustu ^ ^
    Całuję,
    Leszczyna <3
    PS WESOŁYCH ŚWIĄT!

    OdpowiedzUsuń
  15. chcesz mnie zabić? nie krępuj się, już i tak jestem martwa :P
    nie tłumaczę się, bo to bez sensu.
    Oczywiście posty jak zwykle świetna. Mówisz, że to koniec pierwszej części opowiadania? hm... w takim razie nie mogę doczekać się kolejnych :P Ron i Hermiona. ja tam do nich jako pary nigdy nic nie miałam i za Dramione też nie przepadałam, ale u Ciebie to oczywiście co innego.
    Ogólnie rozdział bardzo podobny do książki.
    No i Zabibi. Mój kochany Blaise.
    pozdrawiam i czekam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  16. sytuacja robi się coraz bardziej napięta! nie mogę się doczekać kolejnej notki..
    Z okazji nowego roku chcę Ci życzyć dużo weny twórczej i udanego 2013. Mi udało się spełnić moje wielkie marzenie. Jeśli masz ochotę poczytać o autografie Daniela Radcliffe, zapraszam na mojego bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Hermiona, widzę, zaczyna węszyć, ale wcale jej się nie dziwie. Niby są razem,. a jednak osobno. Mam nadzieję, że w końcu Malfoy powie jej, o co chodzi. Skoro jest to przedostatni rozdział I cześci opowiadania, to pewnie ten ostatni zakończy się w takim momencie, że będę miała ochotę cię zabić. A to już dzisiaj!
    I mój Blaise się pojawił! Tęskniłam za nim, nawet jeśli u ciebie jest zły.
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  18. Widząc napis "część I" na poprzednim rozdziale, postanowiła wtedy, że skomentuje oba wpisy dopiero teraz, kiedy będę na świeżo.
    Rzeczywiście Dracona jest tu bardzo mało. A wręcz pojawia się jako postać epizodyczna, która ucierpiała na skutek zaklęcia Harry'ego. Nie powiem, że mi go tu nie brakowało, bo chyba inne osoby odczuwają tak samo.
    Mimo wszystko dobrze było zapoznać się z alternatywą reakcji przyjaciół Pottera po tym, co zrobił. Kiedy w książce wszystko toczyło się wokół Harry'ego teraz widać niecodzienną różnicę.
    Ale pojawia się pytanie, jak Draco zareaguje na to, że Hermiona o niego wypytywała? Czyżby dlatego płakał? Nie dość, że zadanie, które mu powierzono wcale nie prostych nie należy to dodatkowo jego związek z dziewczyną, którą kocha cierpi, bo nie może jej o tym powiedzieć. Ale takie ukrywanie prawdy myśląc, że się kogoś chroni też nie jest najlepszym wyjściem.

    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  19. oo zajebisty rozdział! nei wiem czemu ale neicierpliwiłam się kiedy w końcu wplączesz do opowiadania tą akcje z łazienki.
    jesteś genialna!! ^^

    Horacy Slughorn jest wielkim czarodziejem, ale wyjątkowo tchórzliwym. - w 100% się z tym zgadzam ;)

    czytam dalej, sarah :3

    OdpowiedzUsuń
  20. W kooooońcu... Akcja łazienkowa z Sectumsemprą. Myślałam raczej, że Hermiona zacznie szaleć ze strachu, zamartwiać się o Draco, łazić po ścianach i skakać po suficie, ale ona przyjęła to jakoś tak... chłodno. Hm. Spodziewałam się reakcji typu "Płacz i zgrzytanie zębów", no ale dobra xD

    OdpowiedzUsuń
  21. Ładnie się rozpisałaś - nie powiem :D.
    Wszystko fajnie, ale chcę już Dracona :).
    Kanon w 100% - jesteś wyjątkowa :).
    To chyba wszystko.
    Co do Ślimaka - jak ty to robisz?
    Wielki, ale tchórzliwy.
    Pozdrawiam
    Nieparzysta

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy: